Rosabella

97 5 0
                                    

RETROSPEKCJA

Z pomieszczenia znajdującego się na górze wydobył się potworny krzyk. Mężczyzna siedzący na dole nawet się tym nie przejął. Wręcz przeciwnie - nie miał zamiaru słuchać krzyków, gdyż był zajęty czymś ważniejszym. Uniósł dłoń z różdżką w górę i jedyny ruchem ręki wyciszył ściany. Teraz mógł spokojnie zająć się swoim wcześniejszym zajęciem. Przeglądał jakaś starą i zamieszczoną książkę, która wyglądała jakby przeżyła około 1000 lat. Nie dane mu było jednak w spokoju poczytać. Po zaledwie dwóch minutach skrzat domowy znalazł się przed swoim panem i nisko się ukłonił

- Panie, skrzat tylko chciał powiedzieć, że chyba już czas.

Mężczyzna uniósł głowę spod książki. Gestem ręki odprawił skrzata i zniósł zaklęcie. Faktycznie, Krzyki były okropne. Spodziewał się tego, ale za jakiś miesiąc, nie teraz. Niestety, nie dało się tego przełożyć.

Pomimo zaistniałej sytuacji nie spieszył się. Powolnym krokiem wszedł na górę do jednej z sypialni. Krzyki były głośniejsze. Spojrzał na wyginającą się z bólu kobietę. Wykrzywił się. Nie, nie z przejęcia. Bardziej z kolejnego krzyku, który dostał się do jego uszu. Wiedział, że nie jest w stanie jej pomóc. Przywołał do siebie jedyną kobietę, która mogłaby mu pomóc. A w zakresie kobiecie wijącej się z bólu. Nie musiał długo czekać.

- Panie, wzywałeś.. - powiedziała kobieta nie patrząc na niego, ale na kobietę.

- Owszem, jak pewnie zauważyłaś ktoś potrzebuje pomocy. I ty tą pomoc jej dasz.

Powiedział stanowczo i usiadł w fotelu w rogu. Nie darzył współczuciem kobiety. Kazał postawić fotel w kącie niewielkiego pokoju, aby mógł patrzeć jak kobieta będzie cierpieć. Dawało mu to satysfakcję, gdyż to w pewnym sensie przez niego cierpiała. Gdy czasem słyszał krzyki, przychodził i patrzył. Tak, siedział wygodnie w fotelu i patrzył. Uważał, że kobieta doznała wyjątkowo potężnej łaski z jego strony, więc na nic więcej nie musi się silić.

Narcyza Malfoy. Zdecydował się ją wezwać, gdyż jakiś tydzień temu sama urodziła syna. Musiała więc coś wiedzieć o tym, jak się rodzi. Bynajmniej powinna. Popatrzył na chwilę na nią, gdy pochylała się nad ciałem Victorii i pomagała jej wydać na świat dziecko.

Jakkolwiek by to nie zabrzmiało - cieszył się. Był dumny i zadowolony. Cieszył się nie dlatego, że zostanie ojcem, cieszył się dlatego, że za chwilę zobaczy najmłodszego dziedzica Salazara Slytherina. Wiedział, że on chciał, pragnął, by jego potężny ród trwał wiecznie. I choć z czasem zrozumiał, że on sam, jako dziedzic mógł żyć wiecznie, tak wtedy jeszcze nie był tego pewny. Magia którą władał, czarna magia, była tak bardzo zakazana, że musiał się nadzwyczaj wysilić, aby cokolwiek się dowiedzieć. Nie był w stanie więc, wtedy, określić, jak jego życie się potoczy. Dopiero zaczął zbierać większe ilości popleczników.

Krzyki młodej kobiety doprowadzały go do szczytu szczęścia. Chciał już uczyć swego potomka całej czarnej magii, choć wiedział, że na to trzeba trochę poczekać. Całe białe prześcieradło było już czerwone od krwi. Czuł, że zaraz się skończy.

Nie mylił się. Po dłużących się minutach na świat przyszedł dziedzic Salazara Slytherina i Lorda Voldemorta.

Narcyza ponosiła drobne, płaczące ciało i owinęła kocem. Odwróciła się w stronę mężczyzny siedzącego na fotelu i pokazała mu dziecko.

- Płeć - powiedział stanowczo Voldemort

- To dziewczynka, panie - odpowiedziała Narcyza

Dziewczynka. Mogłoby się wydawać, że ktoś tak potężny jak Voldemort będzie pragnął syna. Sam na początku tego chciał. Z czasem dużo rozmyślał o swoim dziedzicu. Pragnął potomczyni. Był tego pewien i miał w tym swoje cele.

- Rosabella - delikatny, załamujący się, kobiecy głos z tyłu wyrzucił z siebie to jedno słowo.

Voldemort zwrócił wzrok w kierunku Victorii. Wyglądała, jakby zaraz miała odejść z tego świata - pomyślał Riddle. Nie zastanawiał się nad imieniem. Nie interesowało go to w ogóle. Mógł ją nawet nazwać cyfrą lub w ogóle jej nie nazwać. Dla niego będzie wyłącznie Lady Riddle. Pewnego rodzaju Czarną Panią. Pewnego rodzaju, gdyż określenie jej osoby, jakiekolwiek by to określenie nie było, miało okazywać wszystkim ważność i potęgę tejże osoby, wywoływać strach i przerażenie, ale z całą pewnością NIE takie, jak Czarny Pan, jak Voldemort. Ktoś kto usłyszy imię jego dziedzicznyni musiał czuć, że jest kimś potężnym, ale nie aż tak, jak on. Nie wyklucza to jednak opcji posiadania zwykłego imienia. Rosabella. On też ma swoje właśnie imię - Tom. Nie przeszkadza mu to jednak, gdyż i tak każdy zwraca się do niego inaczej. Z należytym szacunkiem. Dlatego też przystanął na Rosabella.

Zabrał młodą dziewczynę z rąk Narcyzy i z zadowoleniem spojrzał na nią. Będzie piękną kobietą, jak przystało na mojego dziedzica - pomyślał.

Victoria ledwo żywym wzrokiem patrzyła na swoje dziecko. Chciała ją zobaczyć, co Voldemort z łatwością wyczuł. Bez słowa podał dziecko matce i zwrócił się do Narcyzy:

- Będziesz jej matką chrzestną. A teraz możesz się teleportować z powrotem do swojej posiadłości.

- To zaszczyt, mój panie, dziękuję ci.

Odwróciła się i już prawie się teleportowała gdy usłyszała ciche, niezrozumiane słowa dla niej. Nie zrozumiała, gdyż był to szept. Za późno jednak było, by się cofnąć. Znalazła się w swoim domu. Na środku swojego domu. Próbowała sobie przypomnieć, co tam robiła. Pamiętała, że szła na dół po ubrania dla swojego synka. Później pustka. Pomyślała, że może zemdlała, ale wtedy raczej leżałaby. Przez najbliższe 15 lat nie było jej dane dowiedzieć się, co się wtedy działo.

Powrót do czasu obecnych sytuacji

luźne POV

Dumbledore stał w swoim gabinecie i uparcie patrzył w bliżej nieokreślony punkt. W jego głowie przewijało się jedno wspomnienie. Dziewczyna w czarnej sukience z psem, wężem i jego feniksem stojąca w jego gabinecie i prosząca o możliwość nauki w jego szkole. Później przed oczami pojawiło się wcześniejsze wspomnienie z mugolskiego sierocińca. Chłopiec z pozoru niewinny, gdy tylko dowiedział się o Hogwarcie, chciał się tam uczyć. I to, co powiedział, gdy Dumbledore już wychodził. Węże, znowu węże. Dyrektor wiedział, że jakieś powiązanie istnieje pomiędzy tą dwójką.

Wiedział też o Severusie, o jego oddaniu Czarnemu Panu i widział, jak zareagował, gdy ją zobaczył na ceremonii. Skoro nawet Severus ją zna, to jakieś powiązanie MUSI istnieć. Zaczął łączyć fakty.

Gdy tiara wypowiedziała "Slytherin" na sali zapanował mrok. Dumbledore wyczuł potężną falę czarnej magii. Takie coś wyczuwa się bardzo rzadko i nie każdy bardzo dobry czarodziej jest w stanie taką magię wyczuć.

Skoro miała węża, zapewne potrafiła się z nimi porozumieć. Węże nie są typowymi zwierzętami i nie każdy może je posiadać. Dumbledore zna niewiele osób które owe zwierzęta posiadają, a prawie wszyscy to zoologowie. Wyjątek stanowi oczywiście Tom Riddle i Rosabella. To ewidentnie pokazuje, że coś ich łączy.

Skoro istnieje prawdopodobieństwo, że młoda dziewczyna jest dziedzicem Slytherina, to prawdopodobieństwo to trzeba sprecyzować. Biorąc pod uwagę wiek i znajomość drzewa genealogicznego rodu Slytherin, nie może ona być żadną kuzynką Voldemorta. Jedynym wyjaśnieniem jej pochodzenia może być opcja, iż jest ona nikim innym, jak dziedzicem Voldemorta, jego potomkiem.

To jednak pod żadnym pozorem nie ułatwiło Dumbledore'owi sprawy. Dlaczego Voldemort pragnął potomka? Zrozumiałe bowiem dla czarodzieja było, że gdyby owego potomka nie chciał- nie byłoby go.

I co z matką? To na pewno ma jakieś znaczenie. Jeśli Voldemort chciał dziedzica to nie mógł wybrać przypadkowej kobiety do wypełnienia tego zadania.

Jedno było pewne. Rosabella będzie przez niego wyjątkowo bacznie obserwowana. On w tym czasie musi zająć się czymś innym, równie ważnym. A raczej kimś innym. Kimś, kto znał Toma Riddle'a na tyle, że podobieństwo jego w kimś w innym zauważy. Tym kimś był nauczyciel, z którym Tom spędzał dużo czasu.

- Horacy, mój drogi przyjacielu. Idę po ciebie - powiedział Dumbledore sam do siebie

the black swan | 1 PARTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz