56.

709 28 10
                                    

Andrés po chwili wrócił i podszedł do kobiety. Zerknęliśmy z Sergio na siebie.

- Znasz może tego gościa? - spytał. Pokazał kobiecie zdjęcia mojego przyrodniego brata.

- Tak, to Suarez. - Andrés spojrzał na mnie. Przełknęłam ślinę. - Mieliśmy niezły kontakt. Jest bardzo oddany pracy. W zasadzie to...  obejrzała się po nas. - On był jedną z osób, które poszły wykurzyć was z mennicy. - zakręciło mi się w głowie. Andrés kucnął przy mnie. - O co chodzi?

- To mój przyrodni brat. - patrzyła na mnie z szokiem. - W zasadzie moja ostatnia rodzina. - przeniosłam swój wzrok na Andrésa. Patrzył na mnie przejęty. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Patrząc w jego czarne tęczówki pojęłam coś bardzo ważnego. - Nie... - wyszeptałam. Ujęłam twarz Andrésa w swoje dłonie. - Przecież ty jesteś moją najbliższą rodziną, Andrés. Tylko ty. - przysunęłam się do niego. Przyssałam się do jego warg, mając obecnie gdzieś fakt, że obok patrzyli na nas Sergio i Raquel. - Kocham cię. - wyszeptałam ze łzami w oczach.

- Ja ciebie też, Clara. - odparł. Przejechał dłonią po moim policzku. Po chwili schował zdjęcia i usiadł ponownie na swoim miejscu. Temat Suareza narazie został odłożony na później. Brunet splótł nasze palce.

- Przepraszam za te chwile słabości. - westchnęłam i powachlowałam sobie dłonią przed twarzą. - Po prostu dużo już straciłam i... z resztą nieważne. - milczałam przez chwilę. - Sergio masz jakiś kontakt z Martinem?

- Nie. - zaprzeczył głową. - Ostatnio widziałem się z nim w klasztorze, gdy byłem u Andrésa.

- Pomagał mi cię ponownie zdobyć. - dodał Andrés. Zaśmialiśmy się.

- I że ty pragnąłeś mnie bardziej niż tego złota z Banku Hiszpanii. - przytuliłam się do niego. - Z drugiej strony szkoda, że nie wyszło. Chociaż... - zerknęłam na Raquel. - Masz teraz niezłą bratową. - zaśmiałyśmy się z kobietą. - Sergio, a tobie coś nie idzie to picie. - uniosłam brwi do góry.

- Ktoś musi zachować tu trzeźwy umysł - wzruszył ramionami. Andrés wstał.

- A tak naprawdę to musimy napić się czegoś mocniejszego. - kiwnął głową do brata. Po chwili sięgneli po whisky z szafki. - Niedługo wrócimy. Musimy omówić swoje sprawy. - zostawili nas same. Raquel sięgnęła jeszcze dwie butelki wina.

- Póki co, to możemy pić z butelki. - podała mi jedną.

- No i coraz bardziej cię lubię. - stuknęłyśmy się butelkami. - To teraz przejdźmy do gorętszych faktów. - potarłam ręce. - Niezły jest w łóżku? - kobieta zaczerwieniła się.

- Jeszcze jak. - wyszeptała. Pomachałam sugestywnie brwiami.

- Chyba mają to we krwi. - parsknęłyśmy. - Fajna jesteś, wiesz? - zaczęłam. Zaczęło kręcić mi się lekko w głowie.

- Ty również. - odparła. - Dzięki, że wstawiłaś się za mną. To wiele dla mnie znaczy. - wzruszyła się nieco.

- Jesteśmy jak rodzina. Zawsze będę was wspierać. - też się wzruszyłam. Z boku musiało to wyglądąć komicznie. Po chwili przytuliłyśmy się ze łzami w oczach. Siedziałyśmy tak przez chwilę. - Napijmy się tego wina, dobrze nam zrobi. - upiłyśmy część zawartości. Rozmawiałyśmy o głupotach popijając trunek. - Coś długo ich nie ma. - zmarszczyłam czoło i wstałam chwiejnie. - Może zrobimy im niespdziankę. Masz jakąś seksowną bieliznę? - zachichotałam.

- Jasne. - odparła i również wstała. O mało nie zbiła kieliszków.

- To idę po swoje rzeczy i lecę się przebrać. - powiedziałam. Po dłuższej chwili byłyśmy na miejscu.

To (nie) miłość || Berlin || La Casa De Papel || [ZAKOŃCZONE CZ.1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz