Rozella zastanawiała się, jak złych decyzji musiała dokonać w życiu, że te doprowadziły ją do tego momentu.
Tej nocy nie zmrużyła oka, a więc zmęczenie malowało się na jej twarzy sinymi cieniami. Po kolacji poprzedniego dnia nie wróciła już do swojego dormitorium, miast tego razem z Valerie kierując się od razu do pokoju Freda, George'a i Lee. Wygrzebali ze skrytki pod podłogą potrzebne im składniki oraz instrukcje i przystąpili do uwarzenia eliksiru postarzającego, rozstawiając się na środku pomieszczenia. Kiedy Kenneth Towler wrócił do dormitorium, jedynie obrzucił ich podejrzliwym spojrzeniem i wyraził nadzieję na to, że nie wybuchną do rana, bo bardzo chciałby dowiedzieć się, kto będzie reprezentować Hogwart w turnieju.
— Właśnie patrzysz na tę osobę — odpowiedział mu Fred, nie przestając mieszać w kotle. Kenneth nie miał więcej pytań.
Kilka mniejszych wybuchów i wypitych kaw później okazało się, że nastała jutrzenka, a niebo z czarnego stało się złocisto-brzoskwiniowe. Wszyscy byli zmęczeni, a Lee zasnął kilka godzin wcześniej z głową opartą na opróżnionych opakowaniach po czekoladzie. Nadal nie dokończyli eliksiru, ale Fred i George obiecali, że się tym zajmą, a więc Rozella i Valerie postanowiły wrócić na chwilę do dormitorium, aby doprowadzić się do porządku. Rozella, wdrapując się po schodach prowadzących do żeńskich dormitoriów stwierdziła, że mankiety jej koszuli są nadpalone i śmierdzą jak śledziona traszki.
Prawdopodobnie faktycznie była to śledziona.
Jednak to, co zastało ją w dormitorium było zdecydowanie gorsze.
Wyglądało to tak, jakby po pokoju przebiegło stado buchorożców. I tak jak buchorożca Rozella bardzo chętnie by zobaczyła, to takich widoków wolałaby raczej uniknąć.
Z kufra Treacy ktoś musiał wywlec farby, bo pootwierane puszki walały się teraz po podłodze. Niemal całą powierzchnię pokoju pokrywały kolorowe plamy. Rozella dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że były to wizerunki odbitych małych tyłków. To by tłumaczyło, dlaczego Kapitan i Wściek cali byli w farbie, a Gryzia warczała na każdego kto choćby spróbował wejść do łazienki. Rozella zdążyła tylko dostrzec — na tyle na ile pozwalały jej lekko uchylone drzwi — że przez śnieżnobiałe futro Gryzi biegła fioletowa linia, jakby ktoś dotknął ich brudną od farby łapą. Rozella podejrzewała, że była to wina Kapitana, ponieważ miał szczególnie dumną minę, a z jego nosa ściekała strużka krwi. Gryzia pewno dała mu nauczkę.
Rozella sama chętnie zrobiłaby krzywdę wozakowi. Najchętniej wyrzuciłaby go przez okno za to, że właśnie jej teraz przypadnie sprzątanie tego bałaganu oraz tłumaczenie się przed współlokatorami, dlaczego próbuje zabić przerośniętą fretkę.
Chociaż to ostatnie mogła akurat ze spokojem skreślić ze swojej listy, bo jej współlokatorki zdawały się mieć o wszystkim doskonałe pojęcie. Stały na środku pokoju ze skrzyżowanymi ramionami i mrożącymi krew w żyłach spojrzeniami. Wyglądało na to, że tylko czekały, aż Rozella i Valerie wrócą do dormitorium.
Rozella jęknęła.
— Przypomnijcie mi, dlaczego ja właściwie was tu trzymam? — zapytała, ściskając palcami nasadę nosa i patrząc wściekle na wozaki. — Czy wy potraficie cokolwiek poza doprowadzaniem mnie do szału?
— Ja umiem wybekać alfabet! — oświadczył Wściek z samozadowoleniem wypisanym w ogromnych oczach. — Pokazać? — Pomasował swój puszysty brzuch, jakby przygotowując się do pokazu.
— Nie teraz — syknęła Rozella, ale widząc zranioną minę Wścieka dodała: — Ale oczywiście wszyscy jesteśmy z ciebie dumni, Wściek.
— Och, niemniej niż z ciebie, Rozello! — zawołała Hermiona.
CZYTASZ
Sztorm w butelce: Opowieść Szaradzisty • HP Fanfiction
Fanfiction❝POMOCY, SZYBKO. Krwiożercze bestie na wolności❞. Mentorami Rozelli Dowell była gadająca, przerośnięta fretka oraz babcia chcąca przerobić tego właśnie sierściucha na rękawiczki. Rozella spodziewała się zatem, że nic jej już w życiu nie zaskoczy (na...