~ one shot ~

117 11 1
                                    

Był chłodny, czerwcowy wieczór a za oknem padał obfity deszcz. Duże krople co jakiś czas odbijały się od dachu lub okien chatki. Pogoda zdecydowanie nie pasowała do końcówki czerwca. Miałam nadzieję, że wkrótce się wypogodzi, w końcu miałam tu spędzić całe wakacje. Siedziałam na parapecie owinięta grubym wełnianym kocem z książką na kolanach. „Kamienie na szaniec" były moją wakacyjną lekturą szkolną. Kiedyś już czytałam tą książkę i bardzo ją polubiłam. Nie było więc dla mnie problemem przeczytać ją po raz kolejny. Ponownie zgłębiłam się w czasach II wojny światowej, nie przeczytałam jednak do końca nawet pierwszego rozdziału gdy zmęczona wielogodzinną podróżą i znużona ponurą pogodą za oknem zasnęłam.

Nie wiem ile spałam jednak gdy obudziłam się nie czułam już grubego koca na ramionach ani zimnego parapetu pod nogami. Nie słyszałam też miarowych uderzeń kropel deszczu a krzyki, podniesione głosy i niezliczone huki. Otwarłam niemrawo oczy i rozejrzałam się dookoła. Zniszczone kamienice, gruzy na ulicach, puste samochody pozostawione zapewne przez uciekających ludzi. Miejsce to widziałam wiele razy na starych fotografiach jednak co ja tu robiłam? Jakim cudem z przytulnego domku nad jeziorem znalazłam się w okupowanej Warszawie? Wtem usłyszałam krzyk:

- Blondyna padnij! – i w tym samym czasie coś a raczej ktoś powalił mnie na ziemie osłaniając własnym ciałem. Nastąpił głośny strzał, który był zapewnie skierowany w moją stronę. Za naszymi plecami ciągle ktoś walczył jednak ja ignorując wszelkie odgłosy przyjrzałam się blondynowi, który zawisł nad moim ciałem.

- Musisz uważać – powiedział nagle– Tu aż roi się od hitlerowców.

- Który mamy rok? – zapytałam.

- Chyba mocno dostałaś w głowę gdy upadliśmy – zaśmiał się – Mamy 26 marca 1943 roku i właśnie trwa akcja polegająca na uwolnieniu więźniów z rąk gestapo. W tym mojego przyjaciela. Widzisz ten zielony samochód? – spytał a ja kiwnęłam głową – Idź do niego chowając się między ruinami. Gdy uwolnimy Rudego przyjdziemy z chłopakami do ciebie i uciekniemy. Okej?

Zgodziłam się i podniosłam, jednak pozostałam przygarbiona. Chłopak uczynił to samo trzymając się jedną ręką za brzuch poprowadził mnie do miejsca gdzie mieliśmy się rozdzielić.

- Alek... Jesteś ranny – powiedziałam kompletnie nie świadomie używając jego imienia gdyż byłam już prawie pewna, że to on.

- To nic takiego, tylko draśnięcie – odparł nonszalancko, niestety ja wiedziałam już czym skończy się to „draśnięcie" – Skąd znasz moje imię? Jestem aż tak sławny?

- W przyszłości... - mruknęłam z nadzieją, że nie usłyszy. Usłyszał.

- Co takiego? – zatrzymał się gwałtownie patrząc na mnie uważnie.

- Nic, nic – odparłam szybko i zmieniłam temat – Tamten samochód tak?

- Tak. Uważaj na siebie.

- Ty też – powiedziałam i pobiegłam w kierunku auta nie oglądając się za siebie ani na chwilę. Gdy dobiegłam na miejsce dostrzegłam jak Alek wraz z kilkoma innymi chłopcami uwalnia ludzi z więźniarki. A potem nastąpił huk. Niespodziewany wybuch gdzieś niedaleko mnie. Jego siła odepchnęła mnie w kierunku leżących nieopodal kamieni. Upadłam a obraz mi się rozmazał. Zaczęłam tracić kontakt z rzeczywistością aż w końcu zemdlałam.

Obudziłam się szybkooddychając. Wszystko było snem. Znowu byłam w niewielkim pokoju w domku nadjeziorem a deszcz nadal padał wygrywając tylko sobie znaną melodię. I tylkoksiążka leżąca na moich kolanach zamiast być otwarta na pierwszym rozdzialeotwarta była na stronie, której tytuł głosił „Pod Arsenałem".

Kamienie na szaniec; one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz