51🐍

4.6K 724 389
                                    

- Cieszę się, że przyszedłeś Newt - powiedział Dumbledore z uśmiechem, gdy Scamander pojawił się w sali do obrony przed czarną magią tuż po tym, jak uczniowie Hogwartu skończyli lekcje.

- Stało się coś złego? - zapytał Newt natychmiast, zaciskajac dłoń na swojej walizce. Wziął ją ze sobą, bo liczył, że być może po drodze będzie mógł zapakować tam ten prezent dla Jenny, o którym wciąż myślał.

- Usiądź, proszę, wszystko ci wyjaśnię - zaproponował nauczyciel, siadając za swoim biurkiem i wskazując głową na krzesło naprzeciw niego. - Jeśli nie masz nic przeciwko... Jak się czujesz? Jeśli chodzi o Letę...

Newt delikatnie postawił swoją walizkę przy krześle, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Przez ostatnie dni o Lecie rozmawiał tylko z Tezeuszem; poza tym myślał o niej tylko w nocy, gdy wszystkie złe wspomnienia do niego wracały, poczucie winy za to, że się za nich poświęciła. Nie wspominał o niej jednak przy Jennie, bo po prostu wtedy to ona zajmowała jego myśli.

- Lepiej - odparł lakonicznie, wyraźnie nie chcąc wchodzić w żadne szczegóły. Dumbledore zauważył to i skinął głową.

- A jeśli mogę zapytać o Tezeusza?

- On znosi to nieco gorzej - odparł cicho, przypominając sobie rozmowę z nim, w której szczegóły też nie chciał wprowadzać nauczyciela.

- A jak się mają inni? Jenna, masz z nią kontakt?

Newt uśmiechnął się delikatnie, lecz unikał wzroku swojego rozmówcy.

- Ona właściwie... Ona właściwie teraz u mnie mieszka.

- O - powiedział Dumbledore i niczego już nie dodał, choć w myślach najwyraźniej to komentował. Wstał z rękami w kieszeniach i wyjrzał przez okno, najwyraźniej się nad czymś zastanawiając.

- Ciekawa z was para, ty i Jenna - stwierdził po chwili, uśmiechając się pod nosem. - Ty jesteś spokojny, ona zdecydowanie nie, ale oboje lubicie łamać zasady i nie słuchać tego, co ktoś nakazuje.

Mały uśmiech nie schodził z twarzy Newta, gdy o tym słuchał. Wspaniale było usłyszeć takie rzeczy od kogoś z boku, wiedzieć, że to nie działo się tylko w jego głowie.

- Pasujecie do siebie - dodał nagle Dumbledore, z powrotem odwracając się do niego przodem. Newta wyjątkowo to speszyło.

- Znaczy, ona mieszka u mnie tylko tymczasowo... Bo wynikła taka sytuacja, że...

- Rozumiem, rozumiem. - Dumbledore pokiwał głową, chcąc go uspokoić. - Ale gdybyście jednak... No wiesz, zmienili zdanie, to bardzo chętnie przyjmę zaproszenie.

- Zaproszenie na co?

Mężczyzna nie odpowiedział, patrząc na Newta wymownie. Zdezorientowany Scamander postanowił zmienić temat.

- To o czym chciałeś porozmawiać? Chodzi o Grindelwalda? Udało ci się zniszczyć pakt?

- Och, nie, Newt. - Dumbledore smutno pokręcił głową. - To nie będzie takie proste... Zresztą, tu nie chodzi tylko o ten pakt, Newt. Grindelwald ma... Wiele innych przewag.

- Jakich?

Dumbledore westchnął, znowu odwracając głowę w stronę okna po swojej prawej.

- Słyszałeś zapewne o wiedźmach. Niektórzy upierają się, że to mugole po prostu tak nazywali wszystkie czarownice, ale jest w tym coś więcej.

Mężczyzna, wciąż z rękami w kieszeniach, oparł się o biurko i wziął głęboki wdech, a Newt słuchał go uważnie.

- Miały niezwykły dar, który ujawniał się tylko w kobietach. Ogromną władzę nad przyrodą, w każdym tego słowa znaczeniu. Część z nich nawet nie musiała za wiele uczyć się tych zaklęć, by nad nią panować. Ten dar jest coraz rzadszy, wiele z wiedźm zginęło bezdzietnie w poprzednich wiekach, bo nawet niektórzy czarodzieje uważali je za niebezpieczne bądź szalone... Ale nie wszystkie. I... Grindelwald ma prawdziwą wiedźmę po swojej stronie.

Scamander słuchał tego wszystkiego, próbując poukładać sobie w głowie ten natłok nowych informacji.

- Czyli co to znaczy?

- Czyli gdybyś próbował zaatakować ją, powiedzmy, smokiem, istnieje duża szansa, że smok ostatecznie posłuchałby się jej. A to już spora przewaga, nie uważasz?

Newt wzdrygnął się. Atakowanie kogokolwiek przy pomocy smoków wydawało mu się absurdalnym pomysłem. Dumbledore wyjął nagle różdżkę, a następnie wyczarował nad biurkiem magiczny wizerunek białowłosej kobiety, którą magizoolog mógł przysiąc, że już kiedyś widział.

- Alexandriya Kedrova. Miałem tę... Wątpliwą przyjemność poznać ją osobiście - powiedział Dumbledore, a na jego twarzy pojawił się dziwny grymas. - Specyficzna kobieta. Bardzo zdolna. Ale też bardzo niebezpieczna... I ślepo posłuszna Grindelwaldowi, choć w tym jednym ją chyba rozumiem.

- Dobrze, ale jaki ma to związek z tym, czemu chciałeś się spotkać...?

- Sądziłem, że powinieneś o tym wiedzieć, zwłaszcza, gdybyś znowu trafił na Grindelwalda... A on na twoje zwierzęta. - Dumbledore kiwnął głową. - Poza tym, chciałem ci coś dać.

Mężczyzna otworzył szufladę biurka, a następnie wyjął coś z niej i położył tuż przed Newtem. Był to mały, okrągły, złoty przedmiot, wokół którego lśniła delikatna, błyszcząca poświata. Na środku znajdowała się biała tarcza, a na niej bladoniebieska wskazówka, która skierowana była na Scamandera.

- To kompas? - zapytał zdumiony.

- Dość wyjątkowy. Widzisz, wskazuje najbliższe bezpieczne miejsce, czasem życzliwą osobę... Sądzę, że tobie może się to przydać bardziej niż mnie, a gdybym nie mógł...

Newt uniósł głowę. Czuł, że Dumbledore chciał ponownie gdzieś go wysłać, ale tym razem nie miał oporów. Powiedział już to Tezeuszowi; wybrał swoją stronę.

Zabrał kompas, a wtedy wskazówka przekręciła się na Dumbledore'a. Przyjrzawszy się mu, schował przedmiot do kieszeni. Czekał na kolejne słowa mężczyzny, spodziewając się właśnie jakiegoś polecenia, i właściwie tak też się stało.

- I jest jeszcze coś, o co chciałbym cię poprosić, lecz musimy przejść na błonia.

Zaintrygowany Newt wstał, wziął walizkę i udał się ze swoim byłym nauczycielem na rozległe zielone tereny Hogwartu. Dumbledore zaprowadził go w okolice chatki gajowego, przy której w małej budzie znajdował się...

- Psidwak? - powiedział zdumiony Newt, widząc zwierzaka podobnego do mugolskiego psa, Jacka Russella terriera, wyróżniającego się jednak rozwidlonym ogonem. Był zaledwie szczeniakiem z wielką, brązową łatką na jednym oku i zawiniętą w bandaż przednią łapką. Na widok gości chciał podskoczyć, jednak pisnął z bólu i prędko położył się z powrotem.

- Nasz woźny go znalazł, jakoś przyszwędał się pod bramy Hogwartu... Jest ranny. Opatrzyliśmy go tu, jak mogliśmy, ale pomyślałem, że jednak ty się najlepiej nim zajmiesz. Oczywiście nie za darmo. Postaram znaleźć się mu jakiś dom, może nawet zamieszka tu u nas?

Scamander jednak już nie słuchał nauczyciela. Gdy tylko usłyszał, że psidwak był ranny, przykucnął, by mu się przyjrzeć. Zwierzak wyraźnie się cieszył, ale bał się ponownie wstać.

- Chodź, mały. Spokojnie, powolutku... - zaczął Newt, wolno przysuwając go do siebie, aż wziął go na ręce, na co szczeniak pisnął. - Boli, prawda? Zajmiemy się tobą...

- Wiedziałem, że z tobą będzie w najlepszych rękach. - Dumbledore uśmiechnął się.

Newt przyjrzał się bandażowi i delikatnie go odsunął.

- Już teraz widzę, że to poważna rana... Trochę mu zajmie wyzdrowienie, ale damy radę.

Psidwak zaszczekał radośnie, jakby rozumiał jego słowa, a to bardzo ucieszyło magizoologa.

Nie mógł się doczekać, aż pokaże go Jennie.

Wytresuj sobie węża • Newt ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz