Akt II Scena V cz. II *Sherlock*

106 20 9
                                    

@aurxr7 - Spóźniony prezent, ale jest! Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! ❤

Ab Iove principium - Zaczynamy od najważniejszego

Słyszałem jak Mycroft za mną krzyczy, ale zignorowałem go i biegłem dalej za psem, albo za samym sobą. Nie ważne. Lawirowałem między ludźmi nawet nie czułem, że ta pogoń zaczyna mnie męczyć. Biegłem przed siebie ile miałem sił oddychając szybko. Adrenalina w moim krwiobiegu, kocham to wręcz. Nawet nie zwracałem uwagi gdzie jestem dopóki czarne zwierzę nie skręciło w ślepą uliczkę i nie rozpłynęło się powietrzu. Wyhamowałem wpadając prawie w mur. Rozejrzałem wokół siebie niczym drapieżnik, któremu ukryła się jego zdobycz. Trzeba tropić. Skupiłem się i zacząłem jeszcze raz oglądać miejsce gdzie się znalazłem. Coś tu jest, muszę to tylko zobaczyć. Mój wzrok przelatywał szybko z jednej rzeczy na drugą. Zacząłem chodzić i zaglądać w każdy kąt. Szlag, musi tu coś być. Moje oczy wypatrzyły brudną kopertę z zawartością, widzę jak wystaje z niej pobrudzona biała kartka. Podniosłem to i zacząłem się przyglądać kopercie. Nie wyróżniała się niczym specjalnym, standardowy papier jaki można dostać na poczcie, żadnych stempli, znaków tuszu. Spojrzałem na zabrudzenia gdzie nie gdzie było widać lekko zielone przetarcia. Park. Wyciągnąłem kartkę, na której był wzór narysowany węglem? Dotknąłem palcem, zostawił smugi. Rozsmarowałem miedzy palcami tak to węgiel, ale dwa rodzaje. Rozciera się wręcz idealnie to drzewny do rysowania dla artystów ten drugi, który również tu widać ma bardziej tępe zakończenia i sam ślad nie jest tak mocno wyraźny jak w przypadku węgla drzewnego. Spojrzałem w dół i pod kopertą leżała mała czarna tabletka łudząco podobna do węgla aktywnego, ale to nie to. Podniosłem ją i zacząłem oglądać po czym uśmiechnąłem się pod nosem węgiel kostny. Wytwarzany z kości zwierzęcych pomijając kręgosłup oraz czaszkę, tylko czemu wręcz umysł mówi mi, że to są ludzkie kości. Bardzo chętnie to sprawdzę. Schowałem tabletkę do dilerki, którą wyciągnąłem z płaszcza i zapiąłem zamek. Teraz aby tylko tego nie zgubić. Wsadziłem to z powrotem do płaszcza i przyjrzałem się znakowi narysowanemu na kartce. Tak naprawdę to nie jest znak tylko glif dla ścisłości. 

Merkury, z astronomii może nie jestem orłem, swoją drogą zbędne zaśmiecanie mojego twardego dysku takimi informacjami, ale znakami planet posługiwano się w alchemii. Z tego akurat jestem specem. Zapisy różniły się pomiędzy uczonymi, ale niektóre glify pojawiały się w każdych zapiskach właśnie jak ten na kartce. Według Parascelusa ten znak był jednym z Trzech Pierwszych Tria Prima. Przedstawiał ciekłe połączenie pomiędzy Wysokim a Niskim czyli rtęć. Zapis ten można również znaleźć w symbolach astrologicznych przedstawia Merkurego, który jest zdominowany przez wcześniej wspomniany pierwiastek chemiczny. Zamknąłem oczy zaczynając układać sobie wszystko ze starymi informacjami. Tu nie chodzi o symbol planety tylko o płynne srebro, hydrargyrum o rtęć. Umieściłem tą wiadomość wysoko w hierarchii prowadzonej sprawy. Dam sobie za to rękę uciąć, że to bardzo ważny trop. 

- Brawo detektywie. - Usłyszałem głos za sobą. Dziwnie widzieć siebie samego, nawet nie różnimy się ubraniami wszystko jest takie samo. W przyrodzie nigdy nie ma dwóch takich samych rzeczy różnią się składem lub fakturą. Można tak wymieniać i wymieniać bez końca. Podszedłem do niego bliżej wręcz go skanując i porównując, ale nic nie mogłem znaleźć. - Nie szukaj różnic już jej nie znajdziesz jedyna jaka była została wyłapana przez inną osobę i już ją poprawiłem. Teraz jesteśmy identyczni. Małe drobne niedopatrzenie, ale ktoś jest tak samo spostrzegawczy jak Ty. - Mruknął zadowolony przekrzywiając głowę lekko w prawo. - Spokojnie Skarbie zachowanie tez mamy identyczne czy ton głosu, ale przy Tobie nie musze tego robić. - Przygryzł swoją dolną wargę patrząc mi się wyzywająco w oczy. - Ah o tym myślisz. - Zaśmiał się. - Ale Cię zaskakuję prawda? Lubisz zagadki, gdy coś jest nie oczywiste. To doszła Ci kolejna co to za osoba. A teraz idź tam gdzie rozkodowałeś przekaz w końcu Ci się należy nagroda prawda, cadaver dog?  W końcu te psy uwielbiają zwłoki. - Po chwili zamienił się znów psa szczeknął i pobiegł. Stałem jeszcze w tej uliczce analizując co usłyszałem. Czyli idę dobrym śladem. Kobieta już nie żyje to jest pewne i nie ma co się nad tym zastanawiać. A co do osoby, która odkryła między nami różnicę przychodzi mi tylko do głowy James. Zamknąłem oczy i przejechałem dłonią po twarzy. On nie żyje... Albo wręcz przeciwnie. To jest nie możliwe żeby tylko dla samej gry między nami się zabił. To przeczy logice! Wyszedłem z tej uliczki i złapałem taksówkę i udałem się na Whitechapel a konkretnie na skrzyżowanie Osborn i Brick Lane. Całą drogę myślałem o Moriarty'm. Odchyliłem głowę na chwilę do tyłu na siedzeniu spojrzałem przez to w podsufitkę po czym wyprostowałem plecy, złożyłem dłonie pod broda i zacząłem analizować. Zgromadzone informację przeze mnie pokazują, że żyje chociaż wzrok mówi zupełnie co innego. Trzeba brać poprawkę, że widok jaki rejestrują oczy bez poprawnej analizy i interpretacji jest zbędną projekcją dla mózgu wysyłaną przez impulsy elektryczne. Pierwsze co widziałem to jak wkłada pistolet i pociąga za spust. Naturalna reakcja organizmu była taka, że odskoczyłem od niego. Wyglądał na martwego, ale nie sprawdziłem miałem ograniczony czas. Tak jak zapisałem w aktach, które mam ukryte na Baker, że trzymał pod złym kątem pistolet to raz, dwa jego ciała nie było w kostnicy, ale to można wytłumaczyć, że Moran mógł je zgarnąć a po trzecie moja siatka go widziała właśnie w dzielnicy, do której jadę. Nie mówiąc, że jak byłem za granicą przez te dwa lata obijało mi się o uszy, że żyje i ma się dobrze. Uśmiechnąłem się nagle pod nosem spojrzałem przez boczną szybę... Oh jak mogłem to przeoczyć. Raz zachowanie Mycrofta zdradziło, że Jim żyje a teraz powiedzmy mój klon sam mi to podsunął. Potwierdził mi to wręcz. Więc James pora Cię znaleźć, mój socjopatyczny uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Jakbym dostał wymarzony prezent na Boże Narodzenie i nie są to morderstwa! Oh teraz to aż czuję, że żyję. Wyszedłem szybko z taksówki po uiszczeniu opłaty a teraz muszę szukać wskazówek gdzie mam się dalej kierować. Przeszedłem obok sklepu gdy usłyszałem głos drugiego mnie. - Sherly! Cofnij się. - Odwróciłem się, ale nikogo nie widziałem, ale usłyszałem puknięcie w szybę. Spojrzałem tam i widziałem swoje odbicie, które do mnie pomachało. - Gdzie tak pędzisz detektywie? Wiesz chociaż gdzie? - Moje odbicie się do mnie zaśmiało. - Jesteś Sherlock Holmes, ale nie cudotwórcą. - Złożyłem usta w cienką linię słysząc ten przytyk. - Nie denerwuj się tak William. - Spojrzałem na niego wściekły. - Oh no tak nie lubisz tego imienia a tym bardziej Scott wybacz Kochanie już nie będę. - Zaświergotał i wysłał mi całusa. - Przewróciłem oczami czekając czy w końcu powie mi coś konkretnego. Czas! Nienawidzę go marnować na takie zbędne i trywialne rzeczy.  - No już mówię anguis. - Jeszcze się zaśmiał i zniknął. Ruszyłem dłonią lekko w prawo a odbicie pokazało to samo. Dobra nie ma go. Odwróciłem się i zacząłem iść dalej chodnikiem intensywnie myśląc.

Different story || Sherlock 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz