Rozdział 1

4.3K 117 9
                                    

Teraźniejszość

Julio

Siedzę w swoim gabinecie, który jest dla mnie jak centrum dowodzenia. Jedyne miejsce, w którym czuję się na prawdę dobrze i bezpiecznie.

Urządziłem go według własnego gustu. Wszystkie ściany, są w jasnych beżowych kolorach, podłoga została zrobiona z ciemnego dębu, a na środku ustawione jest wielkie biurko. Natomiast pod oknem stoi czarna skórzana sofa, a na większości ścian znajdują sie regały z książkami, po które w wolnych chwilach, czasami sięgam. Wszystko było, oczywiście zrobione na moje specjalne zamówienie. Za okna, które zajmuje większą część głównej ściany, mam widok na cały ogród, który moja matka, tak niegdyś bardzo uwielbiała. Do dzisiaj pamiętam, jak właśnie tam się z nią bawiłem, jej szczery uśmiech i te jej oczy, które zawsze były dla mnie pełne troski i miłości. Była jedyną osobą, którą w życiu tak na prawdę kochałem. Po stracie jaką odczułem po jej śmierci, już nigdy nie okazywałem nikomu uczuć, nawet mój brat, nie zasługiwał na nie. Zostałem w życiu wiele razy złamany.

Właśnie przed chwilą dostałem telefon ze szpitala, w którym od jakiegoś czasu, przebywa mój ojciec. Jego stan jak się okazuje, jest coraz gorszy. Raczej nie ma dużych szans, na wyjście z tego wszystkiego żywy. Cały jego koszmar, zaczął się jakiś rok temu, dowiedział się on w tedy, że ma raka płuc. Na jakiekolwiek leczenie, było już o wiele za późno. Nawet pieniądze, które tak bardzo kochał, nic mu nie dały, mogliśmy liczyć na cholerny cud, który niestety nigdy nie nastąpił. Ojciec z każdym dniem, wyglądał coraz gorzej, życie z każdą minutą po woli go opuszczało. Jeżeli mam być szczery, to myślę, że zasłużył sobie na to wszystko. Nigdy nie był dobrym człowiekiem, dla niego najważniejsze były pieniądze, dziwki i władza, którą z każdym rokiem miał coraz większą. Jak to, zawsze powtarzał " Po trupach do celu".

Z moich przemyśleń, wyrwało mnie pukanie do drzwi. Nikogo, się teraz nie spodziewałem, dlatego też, trochę mnie to zaskoczyło. Poprawiłem się na fotelu, w którym właśnie siedziałem i zawołałem zdecydowanym głosem:

- Wejść - w drzwiach ukazał się nikt inny, jak mój brat, który szybko wszedł do środka.

- Hola bracie. Co jest, aż tak ważnego, że ściągasz mnie z drugiej części miasta? Przecież sam dobrze wiesz o tym, że mam sporo roboty do zrobienia - powiedział siadając na sofę, przy oknie.

Pedro jest moim młodszym o dwa lata bratem, który swoim wyglądem przypomina raczej Justina Biebiera, niż jakiegokolwiek Hiszpana. Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego jako bracia, tak bardzo różnimy się od siebie wyglądem. Jednak nigdy, nie próbowałem podejmować z nikim tego tematu. Zresztą, chyba i tak nikt by mi na nie, nie odpowiedział.

- Siadaj i słuchaj, bez tych twoich głupich narzekań. Dobrze wiem co masz do zrobienia, ale są rzeczy ważne i ważniejsze - on od zawsze miał jakiś problem, a mnie to wkurwiało na maksa. Co by się nie działo, to zawsze, ale to zawsze, zabawny Pedro, w końcu znalazł coś co sprawiało, mu i nie tylko mu, wiele PROBLEMÓW.

- Dobra wyluzuj Julio i lepiej już powiedz, co się tym razem stało - oparł się na sofie i czekał co dla niego, tym razem mam. Pedra zawsze wzywałem, gdy były jakieś ważne sprawy. Wtedy, to właśnie on wspierał mnie, we wszystkim moich decyzjach i tak naprawdę, był jedyną osobą, której mogłem bezgranicznie ufać.

- Słuchaj nie, dawno dzwonili do mnie ze szpitala. Ojciec umiera, zostało mu niewiele czasu. Być może kilka dni, lecz wątpię w to. Doktorek sam tego nie wiedział. Będziemy musieli zastanowić się, co będzie dalej z naszą rodziną, jak już go zabraknie - wiedziałem od jakiegoś czasu, że ten dzień nastąpi, prędzej niż wszyscy się tego spodziewamy. Uniosłem pytająco brew, popijając ze szklanki swoje ulubione whisky.

- Jak to co? Przecież, to ty będziesz robił dalej, to co on robił. Masz duże poparcie w ludziach, oraz dążą Cię coraz większym szacunkiem. Przez wiele lat, pokazywałeś jaki potrafisz być okrutny i twardy. Więc, nad czym tu się mamy zastanawiać, bracie? - hmm..., w sumie to ma rację, i tak od pewnego czasu, to ja się tym wszystkim zajmuję. Lecz w tym momencie, martwi mnie jeszcze coś.

- Pedro, posłuchaj myślę, że masz sporo racji. W końcu, to ja od prawie roku rządzę, z każdym dniem staje się, coraz silniejszy. Lecz.... kurwa, będę musiał zrobić coś, czego tak na prawdę nigdy nie chciałem zrobić. Wiesz jaka tradycja jest od pokoleń w naszej rodzinie? - wstałem, aby dolać sobie bursztynowego płynu, który dzięki swojemu pieczeniu, przypominał mi, że wciąż żyję.

- Co masz na myśli? - spojrzał na mnie bardzo zaciekawiony.

- Kurwa, będę musiał się teraz ożenić. Tylko, że nie mam pojęcia z kim. Żadna kobieta, nigdy mnie nie interesowała na tyle, aby z nią być na dłużej. Wiesz czego ojciec nas nauczył? To właśnie one, według niego, są źródłem cierpienia i naszej słabości - wpajał nam to przez wiele lat. Przeszliśmy przez piekło, które zgotował nam własny ojciec. Kobiety była potrzebna do dawania przyjemności, nic więcej. A tu teraz jestem zmuszony do wspólnego życia z jedną z nich. Kurwa!

- Masz na myśli, to co się stało z ojcem po śmierci mamy? - brat nie pamięta za bardzo tamtych wydarzeń, ale ja niestety, zbyt dobrze. Co noc śnią mi się tamte strzały, mój strach jaki wtedy czułem i w końcu barak matki. Tata oszalał, po tym wszystkim. Stał się potworem dla każdego, bez wyjątku. Dla nikogo nie miał litości,a ja razem z Pedrem, staliśmy się dla niego, popsutymi zabawkami, które naprawiał w najbardziej okrutny sposób, jaki można sobie wyobrazić w naj gorszysz snach. Wtedy zostałem złamany, po raz pierwszy.

- Tak, chyba tak - sam, tak naprawdę nie byłem do końca pewien, o co mi chodzi. Odpowiedziałem mu bez przekonania.

- Więc co teraz, szukamy Ci żony? - rozluźnił się, pokazując mi, ten kurwa swój szalony uśmiech. Dobrze wiem, że teraz zacznie myśleć o tym, że ma na to jakikolwiek wpływ, a szukanie odpowiedniej kobiety dla mnie, będzie całkiem dobrą zabawą.

- Pedro posłuchaj. Nie rozpędzaj się tak szybko, najpierw zobaczymy, co będzie dalej z ojcem, a dopiero później będziemy musieli coś wymyślić. Nie będę miał żadnego wyboru, tradycja w tym przypadku jest najważniejsza. Zresztą, nie zapominaj tak szybko, nad czym obecnie pracujemy od kilku długich miesięcy. Śmierć ojca nie będzie dla nas miła, lecz to dzięki niej, będę mógł w końcu zakończyć parę niewygodnych interesów. Moje słowo, zacznie być najważniejsze,  bo w przeciwnym razie, ulice Madrytu będą pokryte krwią moich wrogów - prawda jest taka, że od czasu do czasu, wolałem jakąś dziwkę, która się zna na rzeczy, niż kobietę, którą będę zmuszony znosić przez resztę życia. Zresztą teraz i tak, mam ważniejsze sprawy na głowie, niż jakieś kobiety.

- Okej. Jak już to wszystko, chciałbym wrócić do swoich zajęć. Przerwałeś mi zabawę z Perezem. Mówiłem Ci ostatnio, że trzeba go trochę przypilnować. Nie zapominaj, że Moon to nasze dziecko w tym mieście. No i może, jeszcze zdążę pożegnać się z naszym ojcem, zanim przekroczy wrota piekieł.

- Chcesz do niego jechać? - zaskoczył mnie tym. Od razu podniosłem na niego wzrok, oczekując odpowiedzi.

- Chyba tak, sam nie wiem. Wydaje mi się, że to dość rozsądne - wstał ze sofy, poprawił garnitur i w końcu ruszył w stronę drzwi.

- Idź. Tylko bądź pod telefonem i nie zrób Perezowi krzywdy, jak by nie było, jest dobry w tym co robi - no i wyszedł.

Dobra Julio, czas pokazać wszystkim, kto tutaj jest szefem. A przy okazji, znaleźć sobie żonę, na którą nie mam teraz ochoty.

Złączeni w czasie. Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz