Rozdział XVIII

163 11 0
                                    


     Erik pomógł przenieść nieprzytomną dziewczynę na kozetkę.
    - Wiedziałem, że się przyda. - mruknął uśmiechając się do siebie. - Dobijamy ją?
    - Czyś ty zwariował!?- zawołała spoglądając na niego.
     Erik wzruszył ramionami.
    - Wolałbym zostać anonimowy, a ty pewnie chciałabyś, by nie kojarzono cię ze mną.
    - Bądź tak miły i zwilż jakiś materiał zamiast niepotrzebnie tracić energię na pierdoły. - burknęła unosząc skonfundowane spojrzenie.
     Erik wzdrygnął się. Chwilę taksował dziewczynę nieprzychylnym wzrokiem, lecz zaraz poszedł po potrzebne rzeczy, lecz zaraz po tym szybko "zniknął".
Madeleine przyłożyła wilgotny materiał do czoła nieprzytomnej. Giri po chwili poruszyła się, uniosła powieki. Ujrzała zaniepokojoną Madeleine, lecz zaraz sama z przestrachem usiadła ponownie i rozejrzała się.
    - O Boże, Madeleine! On tu był! Upiór! Obok ciebie, rozmawiałaś z nim! - zawołała a jej skóra przypominała stary papirus przez strach,
    - Giri, uspokój się. Myślę, że coś ci się przewidziało... - Madeleine uśmiechnęła się niepewnie.
    - Nie, niemożliwe! Wiem co widziałam! - zawołała wykonując gest, który odganiał wszelkie siły nieczyste.
    - Giri...
    - Inni na pewno w końcu uwierzą! Przecież ty też go widziałaś, i...
    - Giri! - zawołała łapiąc ją za dłoń. - Giri, proszę...
    Baletnica spojrzała na nią zaskoczona.
    - Chodź, porozmawiajmy. - wzięła ją pod rękę i zaprowadziła do siebie.

***

    - Co?
    - Giri błagam. - szepnęła. - Nie mów nikomu. Ani tego co widziałaś, ani o tym, że ćwiczę, proszę...
     Baletnica spojrzała na filiżankę pełną herbaty.
    - Prosisz mnie o wiele, ale...Christine mówiła mi o nim, a ja nigdy nie wierzyłam tak naprawdę. Aż do dzisiaj.
     Madeleine zacisnęła usta wyczekując jej odpowiedzi.
    - Nie powiem nic nikomu... - szepnęła po chwili.
     Madeleine odetchnęła głęboko.
    - Merci...- szepnęła. - A tak właściwie co robisz o tej porze tutaj?
    - Przyszłam poćwiczyć. Kiedy ma wolny wieczór rzadko, ale co jakiś czas przychodzę poćwiczyć, a teraz ujrzałam, że obok naszej sali są jakieś drzwi. Więc zaciekawiona zajrzałam i...
     Madeleine zwilżyła językiem usta, które nagle wyschły.
    - Od jak dawna ćwiczysz? - zapytała Giri zerkając w jej zielone oczy.
    - Ja? Em...od niedawna. Dawno temu zaczęłam, a teraz chciałam wrócić do tego.
    - I chcesz mi powiedzieć, że to wszystko przygotowałaś sama? - zapytała splatając ręce na piersi.
     Madeleine zarumieniła się.
    - Pears pomagał.
    - Nie kłam. - uśmiechnęła się delikatnie. - Bądź ze mną szczera.
     Madeleine spuściła głowę zaczesując kosmyk włosów za ucho.
    - Pomógł mi...on naprawdę tu jest, ale błagam. Nie mów nikomu, proszę.
     Giri zmarszczyła brwi. Zacisnęła usta w zamyśleniu.
    - Potrzebujesz pomocy w nauce. Sama obserwacja da ci dużo, ale nie tyle co odpowiednie wskazówki. - mruknęła wstając z miejsca. - Zobaczymy się jutro po dziewiętnastej? - zapytała uśmiechając się lekko.
     Madeleine uniosła na nią spojrzenie, kiwnęła niepewnie głową i obserwowała jak dziewczyna wychodzi.

***

     Giri opuściła jej pokój i ruszyła do wyjścia. Tym razem postanowiła nie zostawać tylko wrócić do domu. Jednak tym razem naprawdę czuła się obserwowana. Obejrzała się za siebie, lecz nikogo nie ujrzała w ciemnych korytarzach. Przygryzła dolna wargę, a gdy ruszyła przed siebie poczuła jak odbija się od kogoś. Krzyknęła przestraszona.
    - Spokojnie, panienko Giri. - usłyszała znajomy głos.
    - Monsieur Pears... - szepnęła czując jak serce trzepocze w jej piersi strwożone.
    - Co tu robisz o tej porze? - zapytał.
    - Wracam właśnie do domu...
    Pears uniósł głowę z cichym westchnięciem. Po chwili jednak stał się poważny.
    - Pozwól, że odprowadzę cię do wyjścia. - powiedział i razem z dziewczyną ruszył do wyjścia.
    Erik skrzywił się odprowadzając ich wzrokiem, lecz po chwili cofnął się w ciemność.


***

     Giri pojawiła się rankiem w bibliotece. Madeleine wyglądała na zatroskaną. Widząc dziewczynę zastygła podczas odkładania książki.
    - Spokojnie. Nikomu nic nie powiedziałam. - uśmiechnęła się delikatnie. - Ale ja też w końcu chcę się dowiedzieć. To prawda?
     Madeleine spięła się. Nie powinna, nie mogła, ale nie umiała też kłamać komuś, kto zna już prawdę.
    - Myślę, że wiele legend ma ziarno prawdy. - odpowiedziała wymijająco.
    - W porządku. W takim razie do zobaczenia o dziewiętnastej.
     Madeleine widziała jak opuszcza bibliotekę. Usiadła na fotelu i schowała twarz w drżących dłoniach.
    - Widzę, że już nie tylko ty jesteś pewna mojej prawdziwości... - usłyszała i wzdrygnęła się.
    - Eriku...ja...nie wiedziałam jak z tego wybrnąć. Ale większość wierzy, że jesteś, tylko że w postaci prawdziwego upiora. - szepnęła odwracając się. Erik stał w przejściu przez ścianę. Milczał. Wpatrywał się uważnie w kobietę przymrużonymi oczyma.
    - Mogłem to inaczej załatwić... - mruknął cicho.
    - O czym ty mówisz? - zapytała marszcząc brwi.
    - O tym, że teraz nie jestem pewny, czy mogę czuć się wystarczająco bezpiecznie wiedząc, że ktoś jest w stanie wyjawić moją kryjówkę.
    - Eriku, w życiu bym tego nie zrobiła! - zawołała wstając. Poczuła w piersi ból, jakby właśnie oskarżył ją o zdradę. O coś, czego nie byłaby w stanie znieść.
Upiór skrzywił się, lecz po chwili milczenia odsunął się i zamknął za sobą przejście.
    - Eriku... - Madeleine wstała. Chciała pójść za nim, lecz w ostatniej chwili wstrzymała się. Nie o tej porze, nie w dzień. Ktoś wszedł do biblioteki. Spojrzała za siebie. Nie mogła w tej chwili opuścić stanowiska pracy.

***

    - Dobrze. Bardzo dobrze. - Giri kiwała głową obserwując ruchy Madeleine. - Usztywnij ramiona, musisz się nieco bardziej wyprostować. Tak, tak jak teraz. 

    Razem stanęły na palcach prostując prawą nogę.

    - Nauczę cię tańczyć fragment "Dziadka do orzechów", co ty na to? - zapytała uśmiechając się lekko. Madeleine kiwnęła głową bez słowa.

    - Wydajesz się jakaś nieobecna. - mruknęła marszcząc brwi.

    - Przepraszam. - Madeleine uśmiechnęła się lekko.

    - Dobrze, na dzisiaj już zakończmy. Ta godzina i tak była intensywna. - odparła.

    - Giri...

    - Tak?

    - Dziękuję. - uśmiechnęła się.

    - Nie ma sprawy. Musimy sobie pomagać, prawda? - uśmiechnęła się lekko. 

     Gdy tylko dziewczyna opuściła pomieszczenie Madeleine nie czekając ruszyła ku tajemnemu przejściu. Otworzyła je i ruszyła przed siebie. Po drodze w głąb tuneli usłyszała nagle głosy.

    - Eriku, zachowujesz się dziecinnie! - to był głos Pearsa.

    - Tak? Tak!? - usłyszała wściekły głos, lecz nagle nadszedł głośny plusk i bluzgi, których nie przystoi jej powtarzać. Zasłoniła dłońmi usta. Nie powinna tam schodzić. Nie w tej chwili. I choć czuła, jak ciężko robi się na jej sercu zawróciła.




// Wiem, rozdział krótki, ale ważne, że się pojawił, następny będzie o wiele dłuższy. Przepraszam Was również, za tak długie przerwy, lecz praca nad inną książką, oraz ogólnie praca zabrały mi sporo czasu

Upiór w operze - historia nieznanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz