BILL
Dom, do którego przyjechałem, był ogromny i z pewnością nie można było go nazwać domem. Była to willa z wielkim podjazdem i z tego, co się domyślałem, równie wielkim jeśli nie większym ogrodem na tyłach domu. Prywatny szofer otworzył mi drzwi i po chwili już wchodziłem po kamiennych schodach, by zaraz potem wejść do pięknego hall'u, którego posadzka również była kamienna a ściany białe niczym najczystszy śnieg. Nad moją głową zwisał ogromny, diamentowy żyrandol a naprzeciwko mnie rozciągały się schody wyglądające, jak te z filmów o księżniczkach. Usłyszałem szybkie kroki i gdy spojrzałem w tamtym kierunku zobaczyłem dobrze znanych mi ludzi, podchodzących do mnie z wielkimi uśmiechami na twarzy i już po chwili drobna kobieta porwała mnie w swoje ramiona.
-Bill! Tak się cieszę, że jednak przyjechałeś. Bałam się, że zrezygnujesz i cię nie zobaczymy. Zabrałeś ze sobą wszystkie swoje rzeczy?
Uśmiechnąłem się do niej słodko i podałem dłoń stojącemu za nią mężczyźnie, nim jej odpowiedziałem.
-Tak, Simone. Szofer powiedział, że on się nimi zajmie. No i w sumie dlaczego miałbym nie przyjechać? Jesteście w końcu moją rodziną, prawda?
Widziałem rozanielenie, jakie maluje się na jej twarzy i zaraz poprowadzili mnie do ogromnego salonu. Na jednej ze ścian było ogromne okno i wyjście na patio, na innej ogromny kominek a inna ściana zapełniona była regałami na książki, które aż uginały się pod ilością piętrzącej się na nich literatury. Zająłem miejsce na jednej z dwóch kanap i obserwowałem, jak para zajmuje miejsce naprzeciwko mnie.
-Dobrze się czujesz? Chcesz coś do picia? Zaraz zawołam Tom'a. Nie moge się doczekać, aż się poznacie!
Najwyraźniej tak, jak ja, dostawała słowotoku, gdy się denerwowała, co muszę przyznać, w jej wykonaniu było dosyć urocze.
-Wszystko w porządku. Nie mogę się doczekać, aż go poznam.
Nie kłamałem, na prawdę nie mogłem się doczekać, tylko czegoś zupełnie innego. Po chwili już stał przed drzwiami do salonu i ledwo udało mi się zdusić śmiech widząc, jak go zamurowało. Wyglądał, jakby go ktoś spetryfikował albo coś. Uśmiechnąłem się do niego słodko, widząc jak raz po raz otwiera i zamyka usta, niczym ryba.
TOM
Dosłownie nie wiedziałem, co mam myśleć. Co ten chłopak robi w moim domu, w moim salonie i o czym tak wesoło rozmawia z moimi rodzicami?
-Kochanie, to właśnie ta niespodzianka, o której ci mówiliśmy.
Dopiero słowa mamy wyrwały mnie z tego dziwnego stanu otępienia, w którym się znalazłem i mogłem jako tako funkcjonować. Chłopak z gracją baletnicy wstał i podszedł do mnie, wyglądając przy tym jak dziki kot szykujący się do ataku na swoją ofiarę. Wyciągnął do mnie swoją wypielęgnowaną dłoń i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Ty musisz być Tom, prawda? Jestem Bill.
Przez chwilę zastanawiałem się, czy to na pewno nie sen. Przecież to niemożliwe, żeby Bill i William, którego poznałem wczoraj, byli tą samą osobą, prawda? To na pewno pomyłka! Szybko jednak musiałem porzucić tę myśl, widząc błyszczące w jego oczach zadowolenie. Uścisnąłem jego rękę i usiadłem z nim na kanapie, zerkając na rodziców i czekając, aż mi to wyjaśnią.
-Synku, musimy tobie coś opowiedzieć o czym Bill już wie od paru tygodni. Gdy zaszłam w ciążę okazało się, że jest to ciąża bliźniacza. Niestety tuż po porodzie powiedziano mi, że jeden z was zmarł w trakcie porodu. Byłam młoda i bez wahania uwierzyłam lekarzom. Jakiś czas temu okazało się, że pięlęgniarka, która wtedy się Wami zajmowała, tak na prawdę porwała jednego z Was. Porwała Bill'a. Miała układ z pewnym sierocińcem, do którego sprowadzała jak najwięcej dzieci, by placówka dostawała coraz więcej dofinansowań. Dopiero niedawno jej kłamstwa wyszły na jaw i została skazana na więzienie. Gdy się o tym dowiedziałam, razem z Gordonem połączyłam fakty i szukałam prawdy. Tym sposobem znalazłam Bill'a i postanowiłam sprowadzić go do nas. Na szczęście Bill również chciał z nami być. Stąd tu dzisiaj jest. Zamieszka z nami.
Czułem, jak opada mi szczęka. Jeśli szukali Bill'a to po znalezieniu go z pewnością zrobili testy DNA, w końcu znałem swojego ojczyma nie od dziś i byłem pewien, że namówił do nich mamę. Ale co najgorsze w tym wszystkim, to suma sumarum wczoraj w nocy pieprzyłem się z moim własnym bratem.
-Jestem pewien, że chłopcy chcą się bliżej poznać. Tom, zabierz Bill'a do siebie i pogadajcie. W końcu macie wiele do nadrobienia.
Dopiero po chwili dotarł do mnie sens słów wypowiedzianych przez Gordona. Skinąłem głową i powoli wstałem, czując, jak ta fala informacji zalewa mnie i porywa, a ja byłem totalnie bezradny i zagubiony. Poczłapałem się na górę, słysząc lekkie kroki tuż za mną i po chwili znajdowaliśmy się już w moim pokoju, gdzie usiadłem na łóżko i schowałem twarz w dłonie.
-Zakładam, że nie takiej niespodzianki urodzinowej się spodziewałeś.
Z zamyślenia wyrwał mnie melodyjny, lekko zachrypnięty głos. Spojrzałem na stojącą przede mną, odzianą na czarno postać i przez chwilę po prostu wlepiałem w niego wzrok, nie będąc w stanie się odezwać.
-Nie.
Rzuciłem w końcu, rozmasowując sobie skronie i zastanawiając się, co mam z tym wszystkim zrobić. Nagle mnie olśniło i czułem, jak agresja we mnie narasta.
-Ty! Wczoraj ty doskonale wiedziałeś, że jesteśmy bliźniakami!
Warknąłem, wstając gwałtownie z łóżka. Zauważyłem, że drgnął, jakby się bał, ale nie zwróciłem na to uwagi. Wręcz przeciwnie, w tym momencie sprawiało mi to całkiem sporą satysfakcję.
-Racja.
Wyszeptał, oblizując te ponętne wargi, które wczorajszej nocy z taką namiętnością całowałem.
-Więc dlaczego to zrobiłeś?!
Wykrzyczałem mu prosto w twarz. Najpierw spuścił głowę, jakby się tego wstydził, ale po chwili znów spojrzał na mnie, uśmiechając się szeroko, co kompletnie zbiło mnie z tropu.
-Bo miałem taką ochotę.
CZYTASZ
Miłość leczy rany
FanfictionPAMIĘTAJCIE, ŻE OPOWIADANIE JEST W 100% WYMYŚLONE PRZEZE MNIE I NIE MA NIC WSPÓLNEGO Z RZECZYWISTOŚCIĄ