Rozdział 3

3.4K 131 6
                                    

Julio


Wieczorem wszyscy, którzy zostali zaproszeni, zebrali się w moim gabinecie.

W środku panował pół mrok, od zawsze wolałem otaczać się ciemnością.

Siedziałem jak zawsze przy swoim biurku, ze szklanką whisky w dłoni, a za moimi plecami stał na straży Pedro. Zachowując swój instynkt, musiałem przyjrzeć się wszystkim tu obecnym. Każdy z nich, był dla mnie w jakimś sensie ważny. Teraz oficjalnie miałem stać się ich Capo, najważniejszym w całym kraju, oraz to ode mnie będzie zależała przyszłość co nie których rodzin, także po za Hiszpanią. Kierowałem różnymi interesami, nie tylko w Europy, ale również w Ameryce, czy na niektórych terenach Rosji. Oprócz tego, co miałem do powiedzenia dzisiejszego wieczora, zostanie do załatwienia sprawa, która jak się okazuje, powinna być dla mnie bardzo ważna. Nie przedłużając już ani chwili, zacząłem zebranie.

- Witam was Panowie i dziękuję za waszą obecność. Pomimo tego, że powód waszego przybycia, nie jest dla mojej rodziny miły. Jestem jednak zmuszony, aby wam akurat dzisiaj przekazać, kilka ważnych informacji, o zmianach jakie mam zamiar wprowadzić w najbliższym czasie - każdy z nich, patrzył prosto na mnie. Zdaje też sobie sprawę z tego, że na pewno jest tutaj kilka osób, co wbiła by mi nóż prosto w plecy, albo w serce. Tylko po to, aby zająć moje miejsce. Niedoczekanie ich wszystkich.

- Po pierwsze, za dwa tygodnie złożę przysięgę przed wami wszystkimi i oficjalnie stanę się głową rodziny. Później, wprowadzę kilka istotnych dla wszystkich zmian. Nie które interesy, trzeba będzie definitywnie zakończyć, a innymi zająć się w szczególny sposób - powiedziałem bardzo pewny siebie, nie spuszczają z nich swojego wzroku.

- Co masz na myśli Julio? - nagle, odezwał się Mendoza. Było on prawą ręką mojego ojca przez wiele lat, na co wskazywał jego wiek. Nigdy mu nie ufałem, zawsze coś mi mówiło, że nie jest on lojalnym wobec naszej rodziny. Nie wiem, dlaczego, ale ojciec słuchał się go na każdy temat, rozważając każdą sugestię. Mój wkurzone spojrzenie, od razu wylądował na nim, co nie uszło uwadze innym.

- Na wasze pytania przyjdzie jeszcze czas, Mendoza. Jak na razie, to ja w tej chwili mówię - kto, kurwa pozwolił się mu odezwać, bez mojej zgody?

- Chcę tylko wiedzieć, czy Pedro mnie zastąpi? Nic więcej, mnie teraz nie interesuje - dupek, zawsze myślał tylko o swojej pozycji. Posłałem mu jeden ze swoich uśmiechów, po czym odpowiedziałem spokojnie na jego głupie pytanie.

- Luisie De Mendoza, choć bardzo bym tego chciał, to możesz jednak być spokojny, nic nie zagraża twojej pozycji. Nadal będziesz robił, to co robiłeś dla mojego ojca. Wiesz, taka tradycja? - co prawda tym, będę zmuszony zająć się w swoim czasie. U mojego boku, widzę zupełnie kogoś innego. Prędzej, czy później i tak się go w delikatny sposób pozbędę.

- Tylko to chciałem wiedzieć, bo co do reszty, na pewno poinformuje nasz nowy Capo - powiedział to z nutką goryczy w swoim głosie, rozsiadając się wygodnie na krześle. Kurwa, co za bezczelność, ja mu jeszcze pokaże, gdzie jego miejsce! Starałem się już więcej nie zwracać na niego swojej uwagi. Wciągnąłem głośno powietrze, co zawsze działało na mnie uspakajająco.

- O nowych zmianach, o których już wcześniej wspominałem, powiem z większymi szczegółami wam, po mojej przysiędze. Jak na razie wrócicie do tego co robiliście. Później, poinformuje was jakich interesów nie będę dalej prowadził, a wy jak się domyślam czerpiecie z nich duże zyski. Jednak, nie musicie się niczym przejmować, wasze portfele na tym nie ucierpią. Z tego, co zapewne nie którzy z was już wiedzą, nie wszystko czym zajmował się mój ojciec, odpowiadało mi. Nie którzy z was, dostaną całkiem nowe obowiązki, a inni będą dalej robić, to co robią. Teraz panowie, możecie już odejść. W tym momencie jestem pewny, że nie macie żadnych więcej do mnie pytań - wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni, nie wiedząc o co tak naprawdę mi chodzi. Na pewno, teraz będą zastanawiać się co miałem na myśli i co ich wkrótce czeka.

- Nie, nie mamy Julio. Do zobaczenia za dwa tygodnie - odpowiedziało kilku z nich, ruszając prosto do wyjścia.

- Leandro, ty mój drogi zostań. Mam Ci coś, ważnego do powiedzenia - poprosiłem Valdeza, aby jeszcze na chwilę został. Na co, mężczyzna zrobił nie pewną minę, wracając na swoje miejsce czekając, aż wszyscy wyjdą.

Wlałem sobie do szklanki kolejną porcję whisky, po czym wróciłem za biurko, siadając wygodnie na swoim fotelu.

- Czego ode mnie chcesz, Julio? - mężczyzna zapytał niepewnie. Niestety, to właśnie Valdez, jak się w ostatniej chwili dowiedziałem, zajmował się tą częścią interesu, która tak bardzo mi się nie podobała. Był on przez lata bardzo posłuszny mojemu ojcu, wykonywał wszystkie jego rozkazy. Dla niego, liczyły się tylko pieniądze i władza, którą biedak czuł we Francji.

- Nie czego, a kogo mój drogi - posłałem mu zabójczy uśmiech, czekając na jego reakcję.

- Kogo? Nie rozumiem, co masz na myśli? - biedak na prawdę, nie wiedział o co mi chodzi.

- Już Ci mój drogi przyjacielu wyjaśnię. Chcę jedną z twoich córek za żonę - mężczyzna zbladł. Jak na takiego twardziela, którego udawał, szybko okazuje swoje emocje. Strach jest niestety, złym towarzyszem. Pokręciłem jedynie głową, na znak rozczarowania z jego postawy.

- Sofie? - Zapytał z nadzieją w głosie. Spojrzałem na niego, cały czas zaprzeczając głową.

- Nie - odpowiedziałem zdecydowanym tonem. Leandro, na moje słowa zaczął nerwowo pocierać rękoma o spodnie, dając mi przy tym dobrą zabawę.

- Pole? Ale.... ale ona - zaczął, lecz ja nie pozwoliłem mu skończyć. Tym razem, pokazując, mu jak bardzo mnie bawi jego zakłopotanie.

- Nie pytam Cię o zdanie, lecz informuje, o moich zamiarach. Pola zostanie moją żoną, za dwa tygodnie oficjalnie się z nią zaręczę, następnie za miesiąc weźmiemy ślub. Jak widzisz, wszystko mam już zaplanowane - tak, tyle musiałem zrobić, aby nikt nie mógł podważyć mojej pozycji. W tym świecie, nie ma zmiłuj. Człowiek taki jak ja, musi mieć piękna kobietę, która będzie godnie stać u boku swojego mężczyzny.

- Julio, ona jest za młoda, na ślub. Ledwo skończyła dziewiętnaście lat, a ty.... ty masz już trzydzieści. Mogę się zgodzić na Sofie, to ona powinna pierwsza wyjść za mąż. Była od dziecka uczona bycia idealną żoną. Pola nie wie nic o świecie, w którym dane jest nam żyć. Zaczęła dopiero studia, ma znajomych i... - starał się mnie przekonać do swoich racji. Lubiłem, jak ludzie próbują nakłonić mnie do zmiany decyzji. Tylko za zwyczaj nie wiedzą, tego, że ja nie zmieniam swoich planów.

- Czego KURWA, nie zrozumiałeś? Nie chcę Sofii, tylko Pole. A, to nie jest pytanie o twoje zdanie, tylko uprzejmie cię informuję. Na twoim miejscu, nie sprzeciwiał bym się - zaczyna mnie to już nudzić. Bawię się pustą szklanką, pokazując mu przy tym, że czas na niego.

- Ale Julio, zrozum mnie. Jak ja, mam jej to powiedzieć? Ona nie jest na to przygotowana, nawet Cię nie zna - wstałem z miejsca, kierując się do okna, mam już dosyć jego widoku.

- Mój drogi, to już nie mój problem, jak jej o tym powiesz. Za dwa tygodnie, ma być gotowa dla mnie. Przez ten czas, czujcie się w moim domu jak u siebie. A teraz wyjdź już, muszę zostać sam! Mam jeszcze kilka spraw zaplanowanych na dzisiejszy wieczór. Więc, chyba sam rozumiesz...?

- Yyyy.... no dobrze, zobaczę co da się zrobić - on ma jeszcze nadzieję, że zmienię zdanie. JA NIE ZMIENIAM NIGDY SWOJEGO ZDANIA.

- Powiedziałem, kurwa wyjdź! Dwa tygodnie, tik tak, czas już leci - po tych słowach, w końcu wyszedł nie patrząc więcej na mnie. Wezmę ją z jego pomocą lub bez, zawsze dostaje to czego chcę. Pojawienie się Poli bardzo ułatwiło mi życie, oszczędzając mój cenny czas. 

Złączeni w czasie. Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz