Następnego dnia, od rana trwały przygotowania do uroczystej kolacji. Ze względu na małą ilość osób, które pozostały w zamku, na Wielkiej Sali pozostał jedynie jeden stół, przy którym zasiąść mieli zarówno uczniowie wszystkich domów, jak i nauczyciele. Po prawo od stołu stała ogromna chinka, a pod nią niektórzy zostawiali prezenty. Nie wiedziałam, że tak można. Pewnie osobom, które już ode mnie dostały prezent będzie głupio, bo kto o zdrowych mysłach wysyła prezenty dzień wcześniej? Zresztą, co ja się przejmuję..
Cel. To jest to, czego ostatnio szukałam. Szukałam, a nie szukam- bowiem już znalazłam. Największa i nieodgadniona zagadka tego miejsca, czyli oczywiście Komnata Tajemnic. Ostatnio została otworzona za czasów młodości Voldemorta. Os tego czasu nikt nie wie, co się z nią dzieje. Tylko dziedzic Slytherina może ją znaleźć i otworzyć. Co za pech, że ja tym dziedzicem jestem. Chcę ją znaleźć i otworzyć, ale nie mam zamiaru wypuścić żadnej bestii. Dumbledore już zaczął węszyć, a ja nie chce dawać mu więcej aspektów do odkrycia prawdy. Zresztą nie cieszą mnie morderstwa w szkole pełnej dzieci.
Śniadanie zjadłam jak zawsze w samotności, na krańcu stołu w ostatnim momencie, gdy większość uczniów już sobie poszła. Patrzyłam na krzątające się skrzaty, które zakładały bombki na choinkę i dokładały różne inne świecidełka i ozdoby. Nie będę kłamać - drzewko robiło ogromne wrażenie. Śniadanie kończyło się za dwie minuty, więc pośpiesznie napchałam sobie do budzi tyle omleta, ile zmieściłam. Rzuciłam wzrokiem ostatni raz na skrzaty i drzewko, po czym opuściłam Salę.
Nie wracałam do swojego pokoju. Stanęłam na środku korytarza i wzięłam głęboki oddech. Następnie przysunęłam się do zimnej ściany, a wręcz przykleiłam się, i zamykając oczy zaczęłam szeptać w języku węży. Jakieś słowa typu "bazyliszku" , "komnata" , "Slytherin" i tym podobne. Nie wiem, co mogłabym powiedzieć, ani w jaki inny sposób zacząć szukać. Ale czy ja się mylę? Nie. Słyszałam syk, syk węża. Gdzieś daleko, ledwo słyszałam. Starałam się określić, gdzie dokładnie. Wsłuchując się w syk zaczęłam iść w kierunku, z którego ów dźwięk pochodził.
- Bella? - podskoczyłam, gdy nagle usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się, a chłopak za mną miał co najmniej dziwną twarz
- Co tu robisz, Potter? - warknęłam zła, bo przerwał mi czynność, czego nienawidziłam z całego serca
- Przyszedłem, bo słyszałem coś, jakby, syk?
Zapomniałam całkowicie, że Potter także jest wężousty.
- Tak, myślę, że to u Hagrida, jakieś jego zwierzę czy coś.
- Co robiłaś przytulona do ściany?
- Zrobiło mi się trochę słabo, więc oparłam się o ścianę.
- Zaprowadzę cię do Skrzydła Szpitalnego, no chodź. Faktycznie jakaś blada jesteś
- Co? Nie, nie trzeba. Naprawdę. Dam sobie radę
- No chodź, pomogę ci. Oprzyj się
- Na prawdę, jest mi już lepiej. Wrócę sama.
- Nie pozwolę ci iść samej, co jeśli zasłabniesz znowu?
- Nie zasłabnę!
- Nie wiesz tego, chodź ze mną.
- Nie!
- Bella!
- Co tu się dzieje? - niski, stary głos z tyłu doszedł do naszych uszu - Harry? Rosabella? Co tu robicie?
- Profesor Dumbledore?
- We własnej osobie, Harry. Co to za krzyki? Wszystko w porządku?
- Nie, Bella zasłabła i nie chce, abym jej pomógł dojść do skrzydła szpitalnego.
- Już mi lepiej, nic się nie dzieje.
- Jesteś pewna? - zapytał strzec, ale w jego oczach widziałam nie zmartwienie, a bardziej zainteresowanie. Widział po mnie, że nic mi nie jest, a skoro tak się tłumaczyłam, to znaczy, że coś ukrywam.
- Tak, profesorze - powiedziałam nad wyraz stanowczo
- W takim razie wracajcie do swoich zajęć - powiedział i odszedł
Harry zaczął coś mówić, ale ja już odwróciłam się. Po chwili jednak zdecydowałam się zatrzymać, gdy usłyszałam o czym mówi do mnie. Odwróciłam się z powrotem i z lekkim uśmiechem dodałam
- Cieszę się, że ci się spodobał prezent. I nie przepraszaj, że nie masz dla mnie nic, bo niczego nie oczekiwałam. Wesołych świąt, Harry. Pójdę już do siebie, odpocząć. Tobie radzę to samo.
Po wejściu do pokoju od razu usiadłam na łóżku i zdenerwowana, a wręcz rozzłoszczona myślałam nad nową datą szukania komnaty. Byłam tak blisko, a ten dureń musiał mi przerwać. Przymknęłam oczy, żeby się uspokoić, a Sectum odezwała się w mowie węży, chcą żebym zobaczyła list.
Zdziwiłam się, bo nie zauważyłam wcześniej żadnego listu, ale faktycznie, na stoliku leżała ogromna paczka z listem. Przeczytałam nadawcę i ze skutkiem stwierdziłam, że oczekiwałam kogoś innego niz Malfoy."Moja droga,
Cieszę się, że nie zapomniałaś o mnie. Na wieczorne spotkanie rodzinne założę krawat od ciebie. Masz rację, będzie mi pasował do oczu. Od początku wiedziałem, że znasz się na modzie i tych sprawach.
Długo myślałam nad czymś, co mogłoby ci się spodobać i idealnie wyraziłby moją wizualizację ciebie ze mną na najbliższym balu. Co prawda miałem zaprosić cię osobiście, ale chciałem wyjaśnić znaczenie prezentu. Oczywiście osobiste zaproszenie dostaniesz zaraz po moim powrocie do szkoły.
Noś z dumą, myśląc o mnie i o nas.
Draco"Otworzyłam ogromną paczkę i wyciągłam to, co się w niej znajdowało. Była tam sięgająca do podłogi suknia w kolorze ciemnej zieleni. Bardzo piękna, zupełnie w moim guście. Cóż, nie da się powiedzieć, że nie podoba mi się. To miłe ze strony Draco.
Chociaż z drugiej strony przyjmując prezent jestem w pewnym sensie zobowiązana do pójścia z nim na owy bal. To jednak nie jest aż taki duży problem, bo jakkolwiek nie planowałam z nim iść, tak jest on pierwszą osobą, która mnie zaprosiła, a nigdy nie można mieć pewności, co będzie później i czy jeszcze jakiekolwiek zaproszenie dostanę. Jak mnie osobiście zaprosi, to powiem tak.Nadchodził czas obiadu, ale z racji na uroczystą i obfitą kolację, obiad jest odwołany. Nie chcę tracić czasu na nic- nie robieniu.
Ostatnio ewidentnie nie da się , że jestem obiektem zainteresowań Dumbledore'a. Nie dziwię się, biorąc pod uwagę moje "wejście smoka". Przeszkody pojawiły się, gdy Albus Dumbledore zaczął pewnego rodzaju grę. Grę o zwycięstwo dobra nad złem. Postawił na planszy swój pierwszy pionek, którym chciał grać - Horacego Slughorn'a. Co więcej, oprócz postawienia pionka, zaczął nim poruszać po kolejnych polach gry. Teraz jednak nic się nie dzieje. Stoi i czeka. Być może czeka, aż ja zrobię swój ruch. W końcu grze kolejka idzie naprzemiennie. Raz on, raz ja.
Co jest w grach niesprawiedliwego? Gra to szczęście, lub jego brak.
Grając w gry planszowe twoje zwycięstwo zależy od ilości okienek w wyrzucanej kostce. Liczba ta jest przypadkowa. Grając w karty wszytko zależy od tego, jakie przypadkowe karty ci się trafią. Wszytko to przypadek. Ja na pewno nie chcę przegrać przez przypadek. Dlatego to ja będę rzucać karty w naszej grze. Karty, które będę rzucać nie będą przypadkowe, lecz idealnie zaplanowane.Z taką myślą i wysoko uniesioną głową podążałam w stronę gabinetu dyrektora, trzymając w ręce idealnie zapakowany prezent świąteczny.
CZYTASZ
the black swan | 1 PART
ФанфикRosabella znikąd z dnia na dzień pojawia się w życiu 2 mężczyzn - Severusa Snape'a i Dracona Malfoy'a. W połowie roku dołącza do Hogwartu, swą obecnością dziwiąc samego Dumbledora. Może nie byłoby w tym nic szczególnie dziwnego, gdyby nie jeszcze dw...