W sypialni wysokiego blondyna rozległ się dźwięk jego ulubionej piosenki. Clay leniwie uchylił oczy, które jednak szybko zamknął i przewrócił się na bok. Bardzo chciał wrócić do błogiego stanu, w jakim znajdował się zanim obudził go budzik.
-Clay!- zza drzwi usłyszał głos swojej siostry- Weź się rusz, bo zaraz idziemy do szkoły!
-Cholera- zaklął pod nosem, wygrzebując się spod koca.
Szybko wyłączył budzik i się podniósł. Zupełnie zapomniał, że przerwa świąteczna dobiegła końca i trzeba wrócić do szkolnej rzeczywistości. Z szafy wyciągnął zwykłą, czarną koszulkę z nadrukiem, czarne spodnie i ulubioną, zieloną bluzę. Szybko się przebrał, przeczesał swoje jasne włosy i zbiegł do kuchni na śniadanie. Drista siedziała przy stole, przeglądając coś w telefonie i jadła śniadanie.
-Halo, ruchy- mruknął do siostry, która nie wydawała się spieszyć.
Blondynka tylko się zaśmiała. Spojrzała na brata z widocznym rozbawieniem.
-Wykręciłam cię, żebyś się ruszył- odłożyła kanapkę na talerz- Do wyjazdu mamy jeszcze dobre pół godziny.
-Wredna jesteś, wiesz?- burknął do niej, podchodząc do lodówki.
-Też cie kocham- uśmiechnęła się i wróciła do jedzenia.
Clay wyciągnął z lodówki mleko. Nalał go trochę do miski, która po chwili wylądowała w mikrofalówce. Blondyn podszedł do szafki, wiszącej zaraz przy lodówce i wyciągnął z niej opakowanie cynamonowych płatków. Kiedy mikrofalówka zapiszczała, wyjął z niej gorącą miskę i postawił na blacie, obok zlewu. Nasypał do niej cynamonowych kwadracików i przemieszał łyżką. Usiadł obok siostry i zaczął jeść. Usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyjął telefon z kieszeni bluzy i na jego ekranie zobaczył wiadomość od swojego najlepszego przyjaciela – George'a.
„Cześć stary, chcesz gdzieś wyjść po lekcjach?"
Clay chwile się zawahał. Posłał siostrze spojrzenie, gdyż martwił się o nią. Mieszkali bez rodziców, a Drista miała dopiero 15 lat. Naturalne było, że bał się zostawić ją samą na kilka godzin.
-Umm...- zaczął- Młoda? Zajęłabyś się dziś sobą po szkole? Gogy chce gdzieś wyjść, a nie wypada odmówić.
-Claaaay- zawyła cicho- Nie jestem małym dzieckiem, poradzę sobie bez problemu! Nie musisz się tak martwić.
-Nic ci nie poradzę, jesteś właściwie moją najbliższą osobą i cholernie się o ciebie martwię- fuknął, lekko się rumieniąc- Ale dobra, ufam na słowo.
Po tych słowach znów wszedł w konwersację z niższym brunetem i odpowiedział twierdząco na jego pytanie. Schował telefon tam, gdzie był i skupił się na jedzeniu. Uwinął się dość szybko, odstawił miskę do zlewu i poszedł do siebie na górę. Zanim wszedł do pokoju, krzyknął do siostry:
-Aha! Zanim wyjdziesz do szkoły, weź sobie klucze z szafki!
-Dobra!- z kuchni dobiegł głos młodszej dziewczyny.
Clay wszedł do swojego pokoju i złapał swoją torbę, z którą chodził na lekcje. Wrzucił do niej kilka zeszytów i podręczników. Spojrzał z największą odrazą na książkę od języka hiszpańskiego. Nienawidził tej lekcji, tak samo jak nauczyciela. Pan Warren, mężczyzna około pięćdziesiątki, miał najbardziej oceniające i karcące spojrzenie, jakie blondyn kiedykolwiek napotkał w swoim 18-letnim życiu. Ponadto, z wywodów Warren'a nie można było dowiedzieć się praktycznie niczego, przez jego ochrypły głos i częste opierniczanie uczniów za małe przewinienia. Clay, George, Darryl i Nicholas mogliby zrobić cały spis epitetów i porównań, jakie usłyszeli w stronę uczniów na lekcjach hiszpańskiego, jednak za rany boskie nie przypomną sobie żadnego dłuższego wyrażenia w tym języku. Niechętnie wrzucił podręcznik do torby i ją zapiął. Był już właściwie gotowy do wyjścia, musiał aby założyć grubszą kurtkę, schować portfel i telefon. Ostatnimi czasy, temperatura wahała się między -5 i 0 stopni, więc za ciepło nie było. Opatuliwszy szyję szalikiem, założył na siebie czarną kurtkę i dokładnie ją zapiął. Na twarz założył białą maskę z wymalowanym uśmiechem i był właściwie gotowy. Złapał swoją torbę i zbiegł na dół. Drista właśnie wchodziła do swojego pokoju, naszykować się do szkoły. Blondyn wyszedł przed dom i otworzył swój samochód, gdzie odłożył torbę. Znów napadało śniegu, a bez odśnieżania nie ruszy. Głęboko westchnął i złapał łopatę. Przez noc napadało sporo białego puchu. Clay starał się wyrobić jak najszybciej, aby zdążyć podjechać jeszcze po George'a. Po 10 minutach, cały podjazd był odśnieżony. Co prawda trochę niedokładnie, ale dało się z niego korzystać jak trzeba! Drista właśnie wyszła z domu, szybko je zakluczyła i schowała klucz do kieszeni kurtki.
-Wzięłaś klucze?- zagadał blondyn, odstawiając szuflę na jej miejsce.
-Tak, wzięłam- wyciągnęła niewielki kluczyk zawieszony na zielonej smyczy w żabki- Wsiadajmy, jest już dość chłodno- poprosiła.
Rodzeństwo wsiadło do pojazdu, odkładając swoje torby na tylne siedzenia. Już po chwili, Clay odpalił samochód i powoli wyjechał z podjazdu. Z radia dobiegały dźwięki, jak to mówili, najlepszych hitów tej zimy. Clay'owi żaden z tych „hitów" się nie podobał, jednak wiedział, że to jedyna wartościowa stacja, gdyż na innych puszczane są jakieś msze i durne wiadomości.
-Sometimes, all I think about is you...- chłopak cicho zanucił, na co Drista parsknęła- Ej, nie śmiej się!
-Wybacz- podśmiewała się cicho- Po prostu lubię jak to nucisz. Jest to kierowane do konkretnej osoby?- posłała bratu spojrzenie, na co on się zarumienił.
-No już ci mówiłam przecież!- zawył cicho- Do nikogo, przynajmniej na razie.
Resztę drogi panował inny temat. Po 5 minutach, Clay zatrzymał się pod szkołą swojej siostry. Blondynka chwyciła swoją torbę, pożegnała się z bratem i poszła w stronę budynku. Zielonooki zatrzymał na niej wzrok i po chwili odjechał w stronę swojej szkoły. Po drodze, zahaczył jeszcze o mieszkanie George'a. Brunet przywitał się z przyjacielem ciepłymi słowami. Zajął miejsce pasażera, wcześniej odkładając plecak na siedzenie z tyłu. Chłopcy ruszyli w stronę szkoły, przy której znaleźli się po około 10 minutach. Wysiedli z pojazdu, a Clay zamknął go kluczem. Do pierwszej lekcji mieli jeszcze dobre pół godziny. Więc dlaczego przyjechali tyle czasu wcześniej?
-Nich, siema stary!- odezwał się blondyn, widząc swojego przyjaciela.
-Gogy, Clay!- ucieszył się Nicholas- Co tam u was?
-Nie podoba mi się to, że jest zima i że już po świętach- burknął George, bardziej otulając się szalikiem- Nienawidzę zimna!
Pozostała dwójka się zaśmiała. George był typem osoby, której ciągle było zimno i najchętniej, w ogóle pozbyłaby się zimy i temperatur poniżej 10 stopni (Kogoś mi to... ~dop. Autorka). Chłopcy czekali jeszcze aby na Darryla. Zanim lekcje się zaczęły, chcieli skoczyć do pobliskiej kwiaciarni. Dzisiaj ich ulubiona nauczycielka od angielskiego odchodzi na emeryturę i chcieli ją jakoś pożegnać. Pani Cruise była kobietą około sześćdziesiątki. Była przesympatyczna, wszystko tłumaczyła i nikt nigdy nie zebrał od niej ochrzanu. Dla chłopców, którzy ją uwielbiali, była to strata i chcieli, aby zapamiętała ich jak najlepiej. W końcu pojawił się Darryl. Podeszli do niewielkiego budynku, w którym mieściła się kwiaciarnia. Nicholas i George zostali na zewnątrz, aby nie robić sztucznego tłoku. Clay i Darryl weszli do środka i chwilę się rozglądali. W końcu wybrali piękny bukiet czerwonych tulipanów. Blondyn wyjął kartę i zapłacił za kwiaty, podziękował sprzedawcy i wyszedł do reszty przyjaciół.
-I co sądzicie?- zagadał.
-Piękne są!- uśmiechnął się Nicholas.
-Mi się podobają- George również się uśmiechnął- Niestety, dla mnie są trochę wyblakłe... Ale szczegół. Chodźmy już, bo się spóźnimy!
//Taka notatka krótka: Clay, George, Nicholas i Darryl są przyjaciółmi od podstawówki. Są dla siebie jak bracia, ciągle trzymają się razem. Chodzą do jednej klasy w liceum, często się spotykają i ogółem, są bardzo zżyci. I tak! Tutaj również George nie widzi kolorów!
CZYTASZ
~Just a friend to you...~ 《DNF》
Fanfiction~ Zawsze byli tylko i wyłącznie przyjaciółmi. Kłócili się, godzili i śmiali - zupełnie jak przyjaciele. Jednak jak wiadomo, czas zmienia ludzi i pokazuje swoje. Uczucia piegowatego blondyna, w stosunku do jego najbliższego przyjaciela nagle zmieniaj...