Przepraszam

521 46 20
                                    

Nad starym zamczyskiem, w którym mieściła się szkoła magii już zapadł mrok. Słońce zaszło, a księżyc równie powoli wzbijał się w górę, pomagając świecom oświetlić dormitoria. Wieczór byłby spokojny, gdyby nie fakt, że już dziś miał odbywać się bal z okazji Nocy Duchów. Cisza została rozproszona krzątaniem się uczniów, krzykami i szukaniem na ostatnią chwilę zaginionych ozdóbek, czy marynarek. Remus nie miał problemu z odnalezieniem swoich rzeczy, chociaż parę razy został przypadkowo potrącony przez Jamesa, Petera, czy jakiegoś młodziaka z Gryffindoru.
Westchnął, zerkając w lustro i ostatni raz poprawiając ręką włosy. Bardzo, tak bardzo nie chciał tam iść. Gorąca czekolada, książka i kocyk brzmiały o niebo lepiej niż jakiś idiotyczny bal, na który i tak szedł sam. W dodatku to jak bardzo James zachwycał się tym, że idzie z Lily, zwyczajnie go dobijało. Jasne, cieszył się szczęściem przyjaciela, ale nie potrafił odpędzić myśli, że jemu tego szczęścia najzwyklej w świecie brak.
Opuścił dormitorium, żeby dołączyć do już czekających Evans i Pottera. Uśmiechnął się do nich, choć kompletnie fałszywie i razem udali się w stronę wielkiej sali. Remus kompletnie się wyłączył, nie słuchał rozmowy zakochanych. Rozglądał się, jakby czegoś szukał. Sam jednak nie wiedział co chciałby dostrzec w pobliżu. Peter przemknął gdzieś w tle, ale to nie jego szukał Lupin.
  Wszyscy weszli na Salę. Niektórzy od razu rzucili się w stronę stołów z jedzeniem i napojami, inni zajęli ławki, jeszcze inni podpierali ściany. Muzyka miała zacząć płynąć dopiero za chwilę. Jako, że Lunatyk innego wyjścia nie bardzo widział, dołączył do tych, którzy podtrzymywali ściany budynku. Przecież muszą pilnować, żeby się nie zawalił, co nie?
James i Lily zniknęli gdzieś w tłumie i pojawili się dopiero, gdy na sali rozbrzmiała melodia. Tańczyli w dosyć szybkim, ale wypełnionym śmiechem tańcu.
Poza nimi, na widoku pojawił się też ktoś jeszcze. Pewien czarnowłosy gryfon, z rodu Blacków. Remus, jakoś samemu nie wiedząc co robić, poddał się impulsowi. Odsunął się od ściany i podszedł do Syriusza. Ręce lekko mu się trzęsły.
— Cześć — zająknął się. W jego stronę obrócił się trochę niższy chłopak, ubrany w czarną koszulę i spodnie od garnituru oraz krawat w kolorach domu.
Odpowiedź nie padła, natomiast ich spojrzenia na krótki moment się skrzyżowały.
— Nie jesteś z swoją dziewczyną, czy coś? — w końcu Syriusz wydusił z siebie to pytanie. Nie wiedział, że to jedno zdanie może w końcu rozwiązać wszystkie problemy.
— Dziewczyną? — blondyn zmarszczył brwi — nie mam dziewczyny. Ja nawet... ja chyba nawet nie chcę nigdy żadnej mieć.
Zapadła kilkuminutowa cisza, przerywana odgłosami z imprezy naokoło nich, podczas której Syriusz uświadomił sobie jakim idiotą był przez ostatnie miesiące. Przecież wystarczyło zapytać Remusa czy kogoś ma. Wystarczyło o to zapytać. Zaklął w myślach, a przynajmniej tak było w zamiarze, bo w rzeczywistości w wielkiej sali rozległo się głośne "Kurwa mać, czemu ja go po prostu, do cholery, nie spytałem?"
Lupin patrzył na Blacka conajmniej zdezorientowany. Czy to dlatego cały czas go unikał i tak dziwnie się zachowywał? To wciąż nie miało najmniejszego sensu.
— Wybacz, chyba powinienem ci coś wyjaśnić — westchnął po chwili — tylko... może nie tutaj.
Lupin kiwnął głową i oboje odeszli pod ścianę, skąd szybko wycofali się do wyjścia z zapełnionego po brzegi pomieszczenia. Na korytarzu byli praktycznie sami, jeśli nie liczyć pierwszorocznych puchonek, żywo o czymś dyskutujących. Milczeli, nie wiedząc jak zacząć tą rozmowę.
— Wmówili mi, że kogoś masz, dlatego tak myślałem — odezwał się w końcu.
— Kto?
— Regulus i Severus.
  Lunatyk bardzo chciał spytać po co mieliby mu to wmawiać, ale znów strach mu nie pozwolił. Nie chciał tego wszystkiego popsuć.
— Nikogo nie mam.
— Ja też nie.
Teraz to wszystko miało trochę więcej sensu. Poza tym, dlaczego brat Syriusza i Snape'a kłamali w taki sposób, ale teraz jakoś żaden nie chciał o tym mówić.
— Możemy w takim razie znowu się przyjaźnić? — Remus spojrzał na moment w szare oczy Blacka, w których błysnęło coś niezrozumiałego dla wyższego gryfona.
— Jasne — uśmiechnął się. Szczerze. Od tak dawna na jego twarzy nie gościł prawdziwy uśmiech, że teraz wydawało się to niemal nienaturalne. Przytulił się do odrobinę zaskoczonego Remusa, ale szybko się odsunął.
— Wracajmy na salę.
Kiedy jednak mieli już wrócić na bal, na drodze stanęła im dwójka ślizgonów. Regulus skrzywił się trochę, widząc starszego brata z Remusem. Szepnął coś na ucho Snape'owi i zaraz oboje obrócili się w stronę gryfonów. Jeden z nich wyjął lekko pogiętą różdżkę.
— Chyba nie powiedziałeś mu niczego, prawda? — młodszy z Blacków niemal warczał na starszego i groził mu różdzką.
— Schowaj ten badyl, bo go połamiesz — pewność siebie Syriusza jakby trochę wróciła. Może to właśnie to, że teraz znów miał przyjaciela mu pomogło?
— Zamknij pysk.
— Może trochę milej, co? — Remus stał z boku i mówił na tyle cicho, że został zignorowany przez resztę.
— Wątpię, że to zrobię. I co jeśli mu powiedziałem? — prychnął, jakby zapominając o swoim sekrecie.
— To powiemy mu, że go kochasz.
Głucha cisza zapanowała pomiędzy czwórką uczniów. Snape zrobił facepalma, a w myślach wyzywał Regulusa za jego idiotyzm i zdradzenie jedynego haka na Syriusza. Reg trochę nie zrozumiał co właśnie powiedział i dalej celował różdzką w brata, a ten patrzył z nagłym przestrachem na Lupina.
Sam Remus...  nie wiedział jak zareagować. Po prostu patrzył, a serce biło mu tak szybko, że zdawało się, że wyskoczy mu z klatki piersiowej. Starał się zrozumieć to jedno zdanie na każdy możliwy sposób, rozkładał je na czynniki pierwsze i tak dalej, i tak dalej, ale wciąż nie rozumiał. Bo odwzajemnienie uczuć bywa czymś tak niespodziewanym i niepojętym, że ciężko je zaakceptować.
— Zajebię cię potem, Reg — warknął, Severusa kompletnie już ignorując. Złapał Lunatyka za rękę i pociągnął do innego korytarza. Dopiero gdy nareszcie byli sami, oparł się o ścianę, wbił wzrok w podłogę i odezwał się.
— Przepraszam. Miałeś tego nie wiedzieć.
  W głowie blondyna szumiało, nie umiał odpowiedzieć. Chciał, tak bardzo chciał wydobyć z siebie jakiekolwiek słowa, ale udawało mu się jedynie drżeć na całym ciele i ciężko oddychać. Nie potrafił dać mu odpowiedzi.
— Naprawdę przepraszam — Syriusz zwiesił smętnie głowę, a po policzku popłynęła mu słona łza, tworząc maleńki strumyk.
— Nie przepraszaj — w końcu opanował się na tyle, żeby wypowiedzieć choć dwa słowa. Wciąż nie mógł jednak podnieść wzroku, podejść bliżej, czy powiedzieć tego co tak bardzo chciał.
— Ale skoro ty mnie nie kochasz, to jedyne co mi zostało, to przepraszać i mieć nadzieję, że nadal będziesz chciał choćby przyjaźni ze mną.
Te słowa naprawdę rozdzierały serce Remusa. Nie śmiałby porzucić takich przyjaciół, jakimi byli dla niego Huncwoci. Byli niemalże jak druga rodzina. Akceptowali go, mimo wilkołactwa. Chcieli kontaktu z nim. Przyjaźnili się. Naprawdę nie miałby powodu, żeby zakończyć znajomość z którymkolwiek z nich. Przyczyną do tego nie mogła być również miłość, tym bardziej, że sam odczuwał to samo.
Musiał teraz wykrzesać z siebie gryfońską odwagę i w końcu się odezwać, bo inaczej wszystko byłoby stracone. Wziął głęboki wdech, podniósł głowę. Zielone oczy napotkały te srebrne.
— Nie rozumiesz, Syriuszu — pokręcił głową, głos drżał mu bardziej niż dłonie — ja też... ja... um...
No dalej, dasz radę to powiedzieć.
— Też ciebie kocham. Od dawna.
Szum w głowie nagle ustał, chociaż dalej żaden z nich nie dowierzał w to, co się właśnie stało. Kochali siebie i nigdy sobie o tym nie powiedzieli, a teraz nareszcie zobaczyli te wszystkie znaki, zrozumieli nietypowy wzrok, pojęli dlaczego ten drugi ciągle był gdzieś blisko. Zakochali się w sobie. A teraz powoli podeszli do siebie i oprócz przytulenia się, niższy z nich próbował pocałować tego drugiego. Wyszło to fatalnie, bo oboje nigdy się nie całowali i nie potrafili się zgrać, ale przynajmniej mogli teraz ze śmiechem i czerwienią na twarzy wrócić do niczego nieświadomych uczniów na balu.

--------------------------------------------------
Wreszcie skończyłem ten rozdział XD strasznie długo się do tego zbierałm. Miłego dnia wszystkim czytającym i standardowo, chętnie przyjmę wszystkie rady.
I nie pytajcie czemu nie śpię o 2 rano, bo sam nie wiem

O Wilku i Psie, którzy nie zauważyli miłości | WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz