Rozdział 61

985 93 12
                                    

Megan weszła do domu.

- Dementorzy są w Hogwarcie. - powiedziała na powitanie.

Pan Gumdrops i bliźniacy Weasley spojrzeli na nią.

- Niedobrze. - pokręcił głową Jason. - Nie widzieli cię?

Meg pokręciła głową i chwyciła dzbanek z wodą. Nalała sobie do szklanki i duszkiem wypiła. George natychmiast zauważył przecięcie na jej podbródku. Całkiem świeże. Podszedł do niej i gdy tylko odstawiła szklankę przejechał palcem po ranie.

- Co się stało? - zapytał.

- Raczej "kto". - skrzywiła się lekko. - A kto to mógł być, jak nie Śmierciożercy?

- Gdzie?

- W połowie drogi tutaj. - westchnęła. - Udało mi się ich zmylić, więc nas nie znajdą. I wszystkich się pozbyłam. - potarła podbródek, jakby chciała zetrzeć ranę.

- Pójdę jeszcze się upewnić, że nikt cię nie śledził. - zaoferował Fred.

- Uważaj na siebie. - skinął głową George.

- Za kogo ty mnie masz? - Fred uśmiechnął się niedbale. - Zaufaj swemu bliźniakowi.

- Oczywiście. - George zaśmiał się pod nosem.

Fred wziął miotłę i wyszedł z domu. Megan opadła na krzesło. Pan Gumdrops przyglądał jej się przez chwilę. Potem wstał, z cichym stęknięciem, i podszedł do swojej córki, lekko utykając. Meg spojrzała na niego z troską w oczach.

- Powinieneś się położyć. - powiedziała. - Nie nadwyrężaj nogi. Dobrze wiesz, że jeśli będziesz tyle chodził, to się nie zrośnie w prawidłowy sposób...

- Wiem, Meg. - jej ojciec położył jej dłoń na głowie. - Ale myślisz, że uszkodzone kolano tak po prostu mi zabroni zbliżenie do mojej córki? - uśmiechnął się i pocałował ją w czoło. - Nie mam czasu, by leżeć i odpoczywać. Zbliża się wojna. - westchnął ciężko. - To ostatnia rzecz, której chciałem dla mojego dziecka. Gdybym tylko mógł temu jakoś zapobiec...

- Nie możesz. - Meg chwyciła go za ramię i uśmiechnęła się łagodnie. - Ale wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. A teraz idź się połóż.

Jason uśmiechnął się do córki i skierował się do swojego pokoju. W progu jeszcze się obrócił. Zerknął na Meg i George'a. Że też tej dwójce przyszło żyć w takich czasach. Gdyby tylko nie było Voldemorta mogliby już dawno wieść spokojne życie, może nawet jako rodzina. Tak, pan Gumdrops bardzo pragnął ich szczęścia. Chciał dla nich jak najlepiej. Dlatego miał zamiar wziąć udział w wojnie. Dla ich wspólnego dobra.
Wszedł do pokoju, gdzie Cotton Candy leżał w swoim legowisku. Pan Gumdrops uśmiechnął się, gdy psidwak podniósł łeb i zamerdał rozdwojonym ogonem na widok przyjaznej twarzy. Megan kazała Candy'emu pilnować jej ojca, więc psidwak rzadko wychodził z pokoju pana Gumdrops, a jak już, to tylko do Megan lub George'a. Teraz nastawił uszu, pilnując, by nikt nie przeszkodził w drzemce jego podopiecznego człowieka.

Tymczasem, George wciąż stał przed Megan. Ta z kolei siedziała wciąż na krześle, milcząc i wpatrując się w jakiś bliżej nieokreślony punkt. George wiedział. Wiedział, jak ciężko jej to wszystko znieść. Obrócił w palcach breloczek ze sroką, który przypięty miał do spodni. Zamyślił się. A jeśli podczas tej wojny... Któremuś z nich się nie uda? Jaką mieli gwarancję, że przeżyją? Właściwie żadną.

- Nie dam rady. - odezwała się nagle Megan ze spuszczoną głową.

George milczał. Wiedział, że teraz nie powinien nic mówić. Tylko wysłuchać.

- Nie dam rady. - powtórzyła Meg i złapała się na głowę. - To wszystko wygląda jak jakiś koszmar, z którego nie można się obudzić. Nie chcę już walczyć. Nie chcę się chować. Mam ochotę to wszystko rzucić. Uciec gdzieś daleko. - westchnęła cicho. - Ty też tak masz?

George chwilę milczał. Megan nie płakała. Nawet nie pociągnęła nosem, nie załkała. Wiedział, że to ze zmęczenia. Nie miała siły płakać.

- Tak. - odpowiedział spokojnie. - Też tak mam. Ale wiesz, o czym wtedy zaczynam myśleć?

Podniosła na niego wzrok. W jej szarych oczach czaiło się pytanie.

- O czym? - zapytała.

- O tym, co będzie. - uśmiechnął się lekko. - Ale już po wojnie. Myślę o tym, że kiedy to wszystko już się skończy, to weźmiemy sobie Cotton Candy'ego i wyjedziemy gdzieś daleko, za granicę. Może gdzieś na jakąś wyspę. Będziemy sobie chodzili na plażę, spacery. I w końcu będziemy mieli spokój. No, chyba, że zabierzemy ze sobą Freda. Ale to już zależy od ciebie, czy go bierzemy.

- A gdzie byśmy go spakowali? - Meg uniosła brew.

- Gdzieś do walizki się go wciśnie. - George wzruszył ramionami.

- To duża będzie musiała być ta walizka. - zachichotała Megan.

- E tam! - machnął ręką Weasley. - Jakoś się go tam pozgina, poskłada i się zmieści. - uśmiechnął się do dziewczyny. - Pasuje ci taka wizja?

Megan uśmiechnęła się, ale zaraz poczuła, jak zaczyna jej drżeć dolna warga. W oczach zaczęły zbierać się łzy, gdy tylko pomyślała o tym, jacy byliby w tej wizji szczęśliwi. Bardzo jej się spodobała.

- Jest cudowna. - powiedziała, z trudem panując nad drżeniem głosu. - Myślisz, że się spełni?

George uśmiechnął się i pokiwał głową.

- Jestem tego pewien.

Odgarnął niesforne kosmyki z jej twarzy i złożył na jej czole czuły pocałunek.
I stało się. Rozpłakała się. Nie potrafiła już powstrzymać łez. Sama nie była pewna, dlaczego płakała. Ze smutku, bo ta wizja musiała poczekać, czy z radości, bo była w ogóle możliwa? A może z obu powodów na raz?
Przytuliła George'a, płacząc mu w ramię. Czuła kojący zapach cytrusów, który od niego bił. Stopniowo się uspokajała. Wkrótce przestała płakać. W duchu jednak przysięgła sobie, że nie pozwoli, by wojna jakkolwiek ich skrzywdziła. Nie pozwoli, by George cierpiał w jakikolwiek sposób. Już ona o to zadba.

Puchońskie dziewczę - George Weasley x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz