Gdy już siedziałam na swoim miejscu, a samolot był wysoko nad ziemią, jakieś 5 rzędów przede mną wywiązała się kutnia. Dwóch mężczyzn zaczęło się przepychać. Krzyczeli, tłumacząc sobie nawzajem, jakim debilem jest ten drugi. W porę spór przerwała stewardessa i aby uniknąć dalszych konfliktów jednego z mężczyzn posadziła obok mnie. Własnym oczom nie wierzyłam! Wysoki, z lekką siwizną i okrągłymi okularami, dobrze ubrany profesor Nathan Drake znajdował się tuż obok mnie. Siadając strzepnął wyimaginowany kurz z ramion, pokręcił głową i lekko się uśmiechnął. Wyraz jego twarzy zmienił się dopiero gdy spojrzał na mnie.
-Lori Cunningham!
Mówiąc to zdjął okulary z nosa, złożył je i włożył do wewnętrznej kieszeni fraka.
-Jak... jakim cudem, do jasnej łabędziej, jesteś tutaj, a nie w poprawczaku?
-Proszę mówić głośniej. Ludzie w pierwszym rzędzie jeszcze nie słyszeli.
Lekko uraziłam tym pana profesora.
-Jako twój były nauczyciel, czuję się zobowiązany do odesłania cię do zakładu – dodał już nieco ciszej.
Kilku ludzi siedzących przed nami obejrzało się na mnie. Jakaś pani poprosiła stewardessę o podejście i coś jej szepnęła do ucha. Następnie stewardessa podeszła do nas i spytała:
-Czy to prawda, że jesteś zbiegiem, młoda damo?
-Po pierwsze mamy 21 wiek, więc proszę, nie „młoda damo", a po drugie tak.
-21 wiek nie zwalnia od bycia kulturalnym.
-Powiedziałam „proszę". Proponuję najpierw zapoznać się z definicją słowa „kultura", a następnie zastosować w swoim przypadku.
Stewardessa zrobiła się cała czerwona.
-Nawzajem.
Położyłam prawą rękę na obojczyku i lekko trzęsąc głową, z uśmiechem odpowiedziałam:
-Dziękuję.
Profesor Drake zaczął śmiać się pod nosem odwracając wzrok od oburzonej kobiety, która z pośpiechem odeszła.
-Lori... to było dobre!
-Byłoby lepsze, gdyby się nie zdarzyło – odparłam z wyrzutem.
Nie zdążył nic odpowiedzieć, bo podszedł do nas tym razem mężczyzna stewardes.
-Pani pozwoli ze mną.
Mówiąc to złapał mnie za ramię. Błyskawicznie założyłam mu tak zwaną dźwignię na rękę i aż wykręcił się lądując plecami na kolanach zdumionego pana Drake'a.
-Pan zbierze tą rękę. Dadzą mi państwo radę dopiero na lotnisku w towarzystwie ochrony. Teraz chcę cieszyć się życzonym mi wcześniej udanym lotem.
Rozluźniłam uścisk, a mężczyzna szybko wyrwał rękę i z lękiem w oczach odszedł.
Pan Nathan patrzył na mnie szeroko otwartymi oczyma. Z uznaniem kiwając głową powiedział:
-Byłem w domu dziecka, miałem w życiu wiele dziwnych przygód, ale kogoś z takim, nazwijmy to tupetem, odwagą (?) jeszcze nie widziałem. – schylił się w moim kierunku i szepnął – Pomogę ci uciec z lotniska, ale musisz mi dać swój numer, abym mógł ci później oddać twoją torbę.
Uniosłam brwi i z lekkim lecz miłym zaskoczeniem podyktowałam mu swój numer.
-Ale panie Drake...
CZYTASZ
Killing in the name
ActionUcieczka - porwanie - zadanie - śmierć, czyli o tym, jak wycieczka zamieniła się w sieczkę.