Pierwsze co Kate zdecydowała się zrobić rano, to porozmawiać z Belindą. Zakomunikowała jej, że ma zamiar odejść z pracy i wyjechać. Po wyjściu z biura stwierdziła, że nie bardzo wie, co ze sobą zrobić. Postanowiła rozprostować nogi i pójść na długi spacer, podczas którego będzie mogła się zastanowić nad ułożeniem sobie dalszego życia.
Poszła drogą nad brzegiem rzeki, a następnie między malowniczymi pagórkami. Nie miała ochoty na długą wyprawę, chciała tylko przejść kilka mil i wrócić do domu.
Uszła jednak zaledwie kawałek drogi, gdy poczuła, że otarła sobie piętę. Była dostatecznie blisko miasta, wróciła więc na skróty przez pola, a następnie kulejąc, dowlokła się do apteki i kupiła plaster.
Czuła jednak, że nie będzie w stanie wrócić piechotą do domu. Pokuśtykała więc w kierunku przystanku autobusowego.
Ulica była zupełnie pusta. Była już w połowie drogi, gdy nagle ktoś z tyłu zbliżył się do niej, złapał za ramię i przycisnął mocno do ściany. Usiłowała się wyrwać, ale tamten trzymał mocno.
- No, no! Tak się śpieszymy, że nie pozdrawiamy starych przyjaciół? - usłyszała szyderczy głos Raya Lewisa.
Napierał na nią całym ciałem. Za sobą miała chropowaty mur, który wbijał się jej przez cienki sweterek w plecy.
Jej serce biło jak szalone. Ogarnął ją paniczny strach, strach znany każdej kobiecie, na którą napada mężczyzna opanowany żądzą i nienawiścią.
- Już nie jesteś taka pewna siebie? - syczał nad uchem Kate, rozkoszując się jej przerażeniem. - Myślisz, że jesteś jakaś wyjątkowa, co? A więc ci powiem: nie jesteś żadnym wyjątkiem. Jesteś taka sama, jak wszystkie inne. Teraz poproś mnie ładnie, to może cię puszczę.
Trzymając ją jedną ręką, drugą zamierzał dotknąć jej twarzy.
Odsunęła się w bok. Oczy błyszczały jej dziko.
- Ciągle udajesz upartą? Nic mi to nie przeszkadza. Im bardziej się bronisz, tym więcej mi to sprawia przyjemności.
- Co tu się dzieje, Kate?
Nigdy chyba głos Louis nie wydał się jej bardziej pożądany. W tym samym momencie Ray puścił ją i pośpiesznie się oddalił.
Louis podszedł do niej.
- Co, u licha, tutaj się wyprawia?
Trzęsła się tak, że prawie nie mogła mówić. Widziała, że zmarszczył czoło, patrząc na odchodzącego Lewisa. Złapała go gwałtownie za rękę.
- Proszę cię, nie zostawiaj mnie samej - wyszeptała. Marzyła, by nie odszedł. Chciała być z nim teraz bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Nawet gdyby zamierzał pobiec za Rayem i odpłacić mu za wszystko, co jej zrobił, prosiłaby, żeby został. Jego obecność była dla niej w tej chwili znacznie ważniejsza niż zemsta.
Drżała tak, że musiał to zauważyć... Spojrzał na nią, a potem delikatnie dotknął jej twarzy.
- Jeżeli cię uderzył...
Pokręciła przecząco głową, nie mogąc wykrztusić ani słowa.
- A więc?
- Otarłam sobie nogę. Mam nowe buty - mówiła nienaturalnie głośno. - Szłam do autobusu, kiedy...
- Do autobusu? Nie bądź śmieszna! Zawiozę cię do domu. Mam samochód tu niedaleko, na placu. Czy czujesz się na siłach, żeby tam dojść, czy wolisz, żebym podjechał?
W odpowiedzi chwyciła mocniej jego rękę, ze strachu wbijając w nią paznokcie.
- Nie! Nie! Proszę! Mogę iść.
CZYTASZ
Boy from the past /L.T ✔️
FanfictionNagłe pojawienie się Louisa Tomlinsona na nowo rozżarzyło uczucia, którymi Kate obdarzała go lata temu. Czyżby wystarczyło jedno jego spojrzenie, a może dotyk, albo po prostu sam jego widok, by to, co już od dawna uważała za wygasłe, znów zapłonęło...