7 cz 2.

599 78 12
                                    

Praca mija spokojnie mam niewielu klientów, w zimę wszystko wydawało się bardziej leniwe. Na szczęście już dni robią się coraz dłuższe. Zbliża się Wielkanoc i dzisiaj już mamy zapisy na ostatnie dwa tygodnie przed nią. Zaczyna się gorący okres. Na wiosnę jak zwykle ruszą wesela, pocieszam się tym bo niewiele zarabiamy. Nie wiem jak radzą sobie Grześ i Maniek i za co żyją bo tu dochód jest naprawdę niewielki. 

- Chcę z Wami o czymś porozmawiać. - Mówię przekręcając tabliczkę na drzwiach. 

- Zrobię kawę. Stanowczo jej potrzebuję. - Grześ mamrocze idąc do kącika kuchennego. Ostatnio wygląda na wykończonego, mam wrażenie, że są chwile kiedy na nogach trzyma go tylko siła woli. Martwi mnie to i z tego co widzę martwi to też Mariana. Widzę jak grzebie w szafkach szukając czegoś słodkiego, to też ostatnio jest normą. Wyraźnie schudł i jego kości policzkowe stały się wręcz zbyt ostre w stosunku do jego twarzy. Idę do naszego stolika i wystawiam kubki dla nas wszystkich. Wiem, że Maniuś wypije jedynie lekką herbatę a Grzegorz mocną kawę, ja zadowolę się mocną zieloną z dodatkiem gniecionej mandarynki. Uśmiecham się na myśl o tym, że mój przyjaciel nauczył mnie takich dziwnych zestawień i eksperymentowania z herbatami. Zanim go poznałam nigdy nie próbowałam białej, czerwonej czy zielonej. Ściskam delikatnie jego ramię podnosi głowę i uśmiecha się delikatnie. 

- Sprawdzałam nasze dochody i kiepsko to wygląda. Nie stać was na utrzymywanie mnie. - Wypalam bezzwłocznie zanim ucieknie ze mnie cała odwaga. - Już nie dostaniecie subwencji a to oznacza kłopoty finansowe dla salonu. - Maniek uśmiecha się delikatnie do mnie i kręci głową. Grzegorz z kolei zaczyna rechotać w głos. 

- Kochanie. My otworzyliśmy to, żeby mieć zajęcie a nie dla pieniędzy. Nie brakuje nam ich. Obydwaj pochodzimy z zamożnych rodzin a poznaliśmy się w USA na pewnym planie filmowym. - Opada mi szczęka bo coś takiego nie przyszło mi do głowy. - Przeprowadziliśmy się tu bo chorowałem. Ledwie z tego wyszedłem i doradzono nam leniwy tryb życia i czyste powietrze. - Omiata wzrokiem wnętrze salonu i się uśmiecha. - Jak myślisz czemu nikt nas nie wypędził z miasta? 

- Nie mam pojęcia. - Podnosi dłoń i delikatnie dotyka mojego policzka. 

- Jestem dzieckiem skandalu. Wasz proboszcz jest moim ojcem. - Opada mi szczęka na te słowa. - Ten budynek należał do mojej matki. Była młoda, naiwna i zadała się z facetem w kiecce. Po tym jak zaszła w ciążę wyjechała do Ameryki i tam kilka lat temu zmarła. Co gorsze połowa budynków tu na tym ryneczku należy do mnie. Nikt mnie stąd nie wykurzy i nie zabraknie nam pieniędzy. Nie zatrudniamy większej ilości ludzi bo lubimy pracować z tobą. A teraz nie bierzemy nowych zleceń bo Marian mnie oszczędza. - Wyżej wymieniony łapie jego dłoń i pociera kościste palce. To też się w nim zmieniło. I w tym momencie to we mnie uderza. On jest znowu chory. - Wróciłem do kraju aby wybaczyć mojemu staremu. Latami nienawidziłem go, za to jak postąpił z moją matką. Była ledwie na progu dorosłości a on miał trzydziestkę. - Grzegorz miał prawie czterdzieści lat. - Chciałbym go nienawidzić wiesz, ale gdy go spotkałem zrobiło mi się go wyłącznie żal. To stary żałosny facet, który przegrał swoje życie. To, że jestem gejem traktuje jako swoją osobistą karę od Boga. - Nie wiem czy on byłby w stanie kogoś znielubić tak naprawdę. Nie wydaje mi się. Na to ma zbyt wielkie serce. - O tym wszystkim co mnie łączy z tym miastem wie ledwie kilku staruszków i to tylko dlatego, że dziadek ze strony mojej matki pobił mojego ojca jak się o wszystkim dowiedział. Potem spakował rodzinę i zabrał ich wszystkich do swojego brata w Stanach. Wiesz jak jest na tych terenach, katolicyzm ponad wszystko, a mój tatulek ma syna agnostyka i geja. To dla niego nader adekwatna kara, ciągle leży przez to krzyżem i błaga swojego Boga o wybaczenie grzechu. - Słuchałam cierpliwie bo taka szczerość nie podszyta żartem nie była u niego zwyczajnym zachowaniem. - Nie będę ci opowiadał całej naszej historii bo to nie ma raczej sensu, ale musisz wiedzieć, że to ty dałaś nam obu siłę aby tu żyć. Stałaś się w pewien sposób naszym sposobem na jutro. Dzięki tobie i twojej słodkiej córeczce wstawaliśmy codziennie z uśmiechem z łóżka. Ale nic nie trwa wiecznie Aniu. Moja choroba wróciła i tym razem zdecydowałem nie podejmować kolejnej próby leczenia. - Popatrzyłam na zwieszoną głowę Mariana i jego trzęsące się ramiona na tą rozpacz wylewającą się z każdego pora jego skóry i nie mogłam zrozumieć Grzesia. 

- Ale dlaczego? - Uśmiechnął się smutno.

- Bo to nieuleczalne a przyjmowanie leków jest bolesne. Nie ma żadnych szans na wyleczenie kochanie, a ja nie chcę ostatnich chwil mojego życia spędzić nieprzytomny z bólu. Gdy przyjdzie pora, że nie dam rady tego wszystkiego znieść, rozwiążę tą sytuację sam. - Przytulił swojego faceta czule głaszcząc jego włosy. - Rozmawialiśmy z Maniusiem i za jakiś czas wyjedziemy do Holandii, tam jest łatwy dostęp do leczniczej marihuany, tam pozostaniemy do moich ostatnich dni. 

- Ale jak to? Na co ty jesteś chory? - Pokręcił głową na moje słowa.

- Kochanie to choroba dziedziczna i nieuleczalna i tyle powinnaś wiedzieć. Uszanuj to i nie skub mojego faceta aby zdobyć o tym wiedzę. W każdym razie chcemy ci przekazać władzę nad tym miejscem. Powinnaś zatrudnić ze dwóch fryzjerów albo fryzjerki. Będziemy tu jeszcze dwa miesiące ale już rozglądamy się za mieszkaniem pod Lejdą. To urocze miejsce i tam chcę odejść. 

Moja głowa opadła na stolik i miałam ochotę wyć w głos. Pogłaskał mnie jak małe dziecko.

- Jestem wdzięczny losowi, że mogłem wpłynąć na twoje życie. To był taki bezcenny dar, nadałaś sens mojemu istnieniu. Kiedyś żyłem egoistycznie i byłem wcale nie najlepszym człowiekiem. On ci to potwierdzi. - Wskazał na swojego partnera. - Zdradzałem go i pomiatałem nim a on mimo wszystko nigdy nie odszedł i nie porzucił nadziei, że się zmienię. - Ta miłość i czułość w jego wzroku zabijała. - Miałem takie cholerne szczęście.  

Zaginiony. Zakończone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz