Ewa obudziła się z potwornym bólem głowy. Znowu. Chyba już gdzieś to słyszała... Nie minęło nawet dwanaście godzin, a ją znowu wszystkie młoty, kowadła i inne ciężkie rzeczy świata powaliły na ziemię. Ale powiewem świeżości była pasja w wardze i swędzące oko. Świetnie.
Spojrzała na sufit, a następnie rozejrzała się po pokoju dalej leżąc. Była w swojej sypialni. Jedyne pomieszczenie prócz łazienki, które było urządzone według jej upodobań „nowego domu". Ocknęła się, ale tym razem we własnym, wygodnym łóżku. Po jej prawej stronie
znajdowała się etażerka a na niej elektroniczny budzik. Nie widziała w tej pozycji godziny, więc wstała z posłania. Odrzuciła od siebie kołdrę we wzór zielonych liści i błękitnych lilii, i postawiła bose stopy na jasnych panelach pokoju. Głowa jeszcze silniej zapulsowała.
- Nie wstawaj! - usłyszała znajomy głos. To była Majka, cały czas siedząca przy jej łóżku. Ewa poczuła dziwne ciepło w środku na myśl, że przyjaciółka nie spuściła z niej oka. – Ratownicy medyczni kazali ci leżeć przynajmniej ze trzy dni. A może to były trzy godziny – zastanawiała się na głos. - Nieważne! Masz leżeć! - nakazała.
- Jak długo spałam? - Ewa zrezygnowała ze wstania z wygodnego łóżka. Na nim jednak nie czuła aż tak bardzo pieczącej wargi i obitych mięśni. Uklepała sobie poduszkę, poprawiła prześcieradło i ponownie się położyła. W międzyczasie odgoniła Maję, która stanowczo obrała sobie za cel pomóc Ewie.
- Dwie godziny? A może to było półtorej dnia? Nie wiem, nie mam teraz głowy do liczb! - fuknęła poirytowana ze zmęczenia brunetka. Nie spała w końcu wygodnie już prawie... całą dobę! Zdjęła nogę z nogi na wygodnym fotelu i popukała w znajdujące się po jej lewej stronie akwarium. - Ładnie się tu urządziłaś. Udało ci się przenieść wszystko ze swojego starego pokoju! – powiedziała pełna podziwu.
- Hej, a tej staruszce...?! Nic się jej nie stało? - przypomniała sobie blondynka. Przecież nie dostała za nic.
- Nawet mnie nie denerwuj! – westchnęła rozgoryczona Maja.
Ewie znowu zahuczało w głowie. Chciała jej powiedzieć: „Ciszej", ale większe rozjuszanie Mai nie było najlepszym pomysłem.
- To co zrobiłaś było tak absurdalne oraz idiotyczne, że brak mi słów! Naprawdę mało masz zmartwień na głowie?!
- Uspokój się! Głowa mi pęka! - Księżniczka próbowała przekrzyczeć rozwścieczoną przyjaciółkę. - A co miałam zrobić twoim zdaniem? Pozamykać drzwi i udawać, że nikogo nie ma w domu, kiedy ktoś woła „pomocy"?
- A nie pomyślałaś... -z Mai zeszła para i dokończyła z rezygnacją w głosie. - ...że w takich sytuacjach dzwoni się na policję? To oni są od takiej roboty, nie my! Chcesz na siłę wszystkich wyręczać?
- Posłuchaj - teraz także Ewa się uspokoiła. - Doskonale wiesz o tym, że gdyby nikt nie zareagował, to zanim pączkojady by przyjechały wszystko mogłoby się skończyć tragicznie.
Na twarz brunetki wpełzł nieznośny grymas bólu. Nienawidziła, jak Ewa nazywała policjantów „pączkojadami". To brzmiało tak amerykańsko w złym tego słowa znaczeniu. Gliniarze w USA zawsze zajadają się donutami. Polskich nigdy w takiej sytuacji nie widziała. I to nawet wychodziło nam na dobre.
- A teraz tragedia rozgrywa się dla ciebie! - Maja podeszła do Ewy i musnęła jej nos swoim palcem. Coraz bardziej było jej żal przyjaciółki Ta emocja z sekundy na sekundę zastępowała rozwścieczenie.
- Przestań! Przecież ostatecznie nic mi nie jest! – blondynka machnęła ręką.
- Tak? Czyżby? A przeglądałaś się może w lustrze? - kpiąco zaśmiała się Maja. Obserwowała tę scenę z rozbawieniem. Ewa wstała z łóżka, odszukała swoje kapcie z niebieskimi króliczkami i podeszła do wielkiego lustra ozdobionego pozłacaną ramą. Dziewczyna pisnęła w przerażeniu. Na to brunetka uśmiechnęła się i odgarnęła loki swoich włosów z ramienia na znak tryumfu.
- O Rany! Jak ja wyglądam! - Ewa dokładnie obejrzała swoje odbicie w lustrze. Przejechała palcami po spuchniętym policzku. Jej
lewe oko było mocno podkrążone, a z rozciętej wargi zaczęła sączyć się krew od zbyt dużego rozdziawienia przez nią ust. Na jej piersiach i prawym ramieniu widoczne były szramy i podrapania, które piekły nawet po lekkim dotknięciu. Była przerażona. Odwróciła wzrok w stronę Mai.
- Dobra, koniec tej histerii! - Brunetka wstała z krzesła i objęła Ewę. Kobietę bolało przytulenie przyjaciółki, ale doceniła ten gest i odwzajemniła uścisk. Bolało. Ale to był dobry ból, dla którego mogła poświęcić te kilka sekund.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła? - poszkodowana uśmiechnęła się bardzo delikatnie, by pęknięcie wargi się nie rozszerzyło.
- Czasami sama się zastanawiam: Nic. I dlatego jestem ci potrzebna, i nikt nie może mnie zastąpić! - mrugnęła Lafirynda.
- Ależ Pani skromna - Ewa pstryknęła Maję w nos.
- Hej, już zupełnie wydobrzałaś skoro potrafisz mi docinać - rzekła roześmiana. – Skoro się obudziłaś, to ja już uciekam, ale radzę ci żebyś się jeszcze przespała. Rany szybciej się zagoją podczas snu.
- Dzięki za wszystko! - Ewa ucałowała Majkę na pożegnanie. Lafirynda rzuciła jedynie krótkie: „wpadnę jutro zobaczyć co u ciebie" i wyszła z pokoju, aż w końcu gospodyni usłyszała dźwięk zamykanych drzwi frontowych.
Przebrała się z wczorajszego ubrania i uświadomiła sobie, że ostatecznie przez tę chorą sytuację się nie wykąpała. Wzięła więc krótki prysznic uważając, na każdy skrawek swojego ciała.
„I na co mi to było?" - pomyślała, lecz szybko zganiła się za tę myśl. „Co ja mówię? To oczywiste, dlaczego to zrobiłam!" - wychodząc spod prysznica przypomniała sobie, że nie wzięła z szafy pidżamy. Zajrzała więc do jednej z szafek w nadziei, że znajdują się
w niej awaryjne koszule nocne. „Bingo!" – udało się jej znaleźć w szafkach z ręcznikami różową sukienkę do spania na ramiączkach obszytą czarną koronką.
Wróciła do sypialni. Teraz dokładniej przyjrzała się jej wnętrzu i stwierdziła, że to pomieszczenie może odhaczyć z „planów remontowania domu". Była już urządzona tak jak chciała. Patrząc od wejścia, łóżko umieszczono przy północnej ścianie, a ta była calutka przeszklona oknami wysokości ściany skąd rozciągał się widok na łąki i doliny. Z tej strony wścibscy sąsiedzi nie dręczyliby Ewy, lecz gdyby w razie zaczęło razić ją światło, mogła zasłonić wielkie okna równie ogromnymi, białymi zasłonami. Łóżko na środku przestrzeni wyznaczonej przez ścianę wykonano z drewna pomalowanego na złoty kolor z błękitnymi ozdobami po ramach, a towarzyszyła mu zielona poducha. Oprócz tego pościel stanowiła także kołdra opisana już wcześniej. Z lewej strony łoża stała mała etażerka z jasnego drewna z jedną szufladką u góry i budzikiem vintage na powierzchni.
Po obydwu stronach łóżka stały zielone rośliny w gigantycznych donicach. Ewa bardzo lubiła kwiaty, ale w swoim poprzednim pokoju nie mogła zbytnio ich trzymać ze względu na alergię swojego ojca na pyłki. I choć tłumaczyła po stokroć, że niektóre rośliny nie produkują pyłków, papa pozostawał nieugięty na prośby córki. Teraz, gdy się usamodzielniła, mogła bez przeszkód stawiać wszystko co zielone, gdzie chciała i najważniejsze... jakie to „coś" chciała! Kwiatów nie brakło także przy ścianie południowej obok akwarium w asyście jednego fotela. Na ścianie zachodniej natomiast stało lustro, dzięki któremu Ewie tak bardzo pogorszyło się samopoczucie, a po prawej stronie od niego, duża dwuskrzydłowa szafa w kolorze drewna z jakiego wykonana też była etażerka. Podłoga wyłożona była jasnymi panelami, a ściany pokrywała żółta tapeta ścienna. Przy granicy podłogi ze ścianą ułożone zostały białe listwy.
Ewa położyła się na łóżku. Szybko stwierdziła, że marznie w tej pozycji, więc szybko wskoczyła pod ciepłą, dającą błogość kołdrę. Potrzebowała snu. Tak bardzo był jej teraz potrzebny. Zamknęła oczy. Nie minęła chwila, a jej lęki i obawy przeniosły się w krainę mar.
*
Dzwonek do drzwi. Zbyt wyczerpana, nie miała zamiaru wstawać. Czemu wszyscy nie dadzą jej spokoju? Przełożyła się na drugi bok. Gdy dzwonek rozbrzmiał po raz drugi, wzięła jedną poduszkę zasłaniając nią ucho nieprzygniecione do materaca. Tak dla wytrwałości.
„Dajcie mi wszyscy święty spokój" – Na tę komendę, dźwięk rozbrzmiał po raz trzeci. „No dobra! - nie miała już siły ignorować dzwonienia.
- Już idę! - krzyknęła tak głośno, jak tylko pozwalały jej siły, a było ich naprawdę mało. Spojrzała na zegarek. Czterdzieści minut. „Mhm... ale się wyspałam" - skomentowała i wyszła do holu. „O nie..." - gdy tylko wyszła, zobaczyła przez przeszklone drzwi... Pana bieliźnianego! Miała już zamiar wycofać się do swojego pokoju, ale niestety przez szybę w drzwiach, Pan bieliźniany zobaczył nie tylko urokliwy holl domu Ewy, ale także i ją. Blondynka zdała sobie sprawę ze swojego stroju i zalała się rumieńcem wstydu.
„Skoro już mnie teraz tak zobaczył, to nie ma sensu się przebierać. Dobrze, że nie założyłam bielizny" - nabrała powietrza i otworzyła drzwi.
Spojrzenie blondyna było pełne kontrowersji. Wyglądał jakby chciał powiedzieć: „Co jej się stało?", albo z grymasem tłumiąc śmiech: „Ha,ha! Ale ubaw. Pewnie gdzieś wyrżnęła orła!". Poznając przez
ostatnią dobę charakter Pana Bieliźnianego, Ewa dopuszczała reakcję drugą jako bardziej prawdopodobną. Dlatego też jej słowa powitania nie rozpoczynały zbyt miłej w przyszłości znajomości, a co dopiero nadchodzącej teraz rozmowy.
- Czego tu? Przyszedłeś się pośmiać z nieszczęścia innych ludzi? – powiedziała, z wyrzutem marszcząc brwi.
Pan Bieliźniany raczej znany już jako Darek dostał kulą w brzuch słowami kobiety. Nie chciał jej nic złego zrobić, a ona tak mu się odwdzięcza! Przecież stanął w jej obronie!
„Szkoda, że tego nie pamięta" – pomyślał, zapominając kompletnie o utracie przytomności Ewy.
- Swoją drogą... czemu by nie? - rzekł w odpowiedzi i złośliwie się wyszczerzył.
O nie! Teraz już było za wiele!
- Słuchaj, ja nie mam czasu na pouczenia upierdliwych sąsiadów, jaka to ja nie jestem. Aktualnie chcę jedynie spać! Trzymaj się! - i machnęła drzwiami, lecz blondyn ubiegł trzaśniecię wkładając w próg stopę. – Ej! Odbiło ci? Mogły wypaść z zawiasów, czego tu jeszcze chcesz? – Ewie udzielił się niepokój. A może to jakiś pijak i chce od niej pieniędzy? Ciała? A może żeby dla niego stała się dilerem narkotyków?! Już chciała zacząć wzywać pomocy, gdy usłyszała z jego ust:
- Poczekaj! Przecież nie jestem tu na herbatce i ciasteczkach! - powiedział poirytowany. - Zostałem wezwany, by spisać twoje zeznania, jako że mieszkam w pobliżu - tu uśmiechnął się bardzo szeroko. - Więc chcesz czy nie, musisz mnie wpuścić!
Zaczerwieniła się. Dopiero teraz zauważyła ubiór mężczyzny. Stanowił on policyjny mundur, a na ramionach przyczepione
naramienniki sierżanta. Tia... tego jej brakowało, żeby się wdawać w konflikt z sąsiadem-policjantem. To tak jakby narażać na siebie cały komisariat w Mońkach! O ile taki istnieje... Ewa nie wiedziała zbytnio wiele o tym miasteczku zanim się wprowadziła. Nie miała też pewności, czy było duże, czy raczej stanowiło istotę takiej „dużej wsi udającej miasto".
- Policjant, tak? - jednak sprawę o stopniu inteligencji tego pytania zdała sobie dopiero po jego wypowiedzeniu. „Świetnie, właśnie wyszłam na typową blondynkę" - No dobra! Jak musisz, to wchodź, Panie Bieliźniany - po czym ruchem ręki zaprosiła go do środka. Nie widziała jego wyrazu twarzy. Czy rozgląda się po mieszkaniu, czy może ją obserwuje. Wahała się przez moment, czy nie lepiej byłoby się odwrócić i na niego spojrzeć. Choć po przemyśleniu stwierdziła, że nawet jeśli, to raczej odpuści sobie przyjemność oglądania po raz kolejny niezbyt przyjemnej twarzy blondyna. Skierowała swe kroki początkowo do pokoju, który chciała urządzić na salon, lecz przypomniawszy sobie o tym, że nadal panuje w nim taki porządek, w jakim zostawiła go z dziewczynami po imprezie, zaprosiła sierżanta do pierwszego pokoju z prawej strony od korytarza.
Pokoik był przytulnie urządzony jeszcze po poprzednich właścicielach, jednak meble znajdujące się w nim przypominały po trosze te z pokoju Ewy. Drzwi do pomieszczenia zastępował próg. Na podłodze rozłożono żółty dywan, a na ścianach przyklejone były koło siebie małe deseczki o wysokości 2/3 ściany. Pustą przestrzeń tej pozostałej 1/3 wysokości pokrywała tapeta podobna do pościeli łóżka Ewy. Pokoik był co prawda malutki, ale zyskiwał dzięki temu na przytulności. Po lewej stronie od progu stała mała biblioteczka ze szklanymi półkami, która bardzo przypadła Ewie do gustu. Po prawej stronie i na wprost od wejścia stały dwie duże kanapy z żółtymi poduszkami. W rogu stał stolik nocny na którym w wazonie spoczywały słoneczniki.
„Dziwne... poprzedni właściciele musieli wynieść się niedawno, skoro kwiaty nie są jeszcze zwiędnięte." - stwierdziła po przyjrzeniu się słonecznikom, gdy zajęła miejsce na kanapie. Na drugim tapczanie po jej lewej stronie usiadł policjant.
- No to jak będzie z tymi ciasteczkami? - zapytał. Ewa westchnęła, a on zrozumiał błąd w doborze słów i od razu się poprawił. – Spoko, w sumie nie chcę ciasteczek. Mam i bez tego za wysoki poziom cukru.
Dziewczyna po raz pierwszy się zaśmiała. Rozbawił ją. Szybko jednak się poprawiła przypominając sobie, że ma do czynienia z tym mężczyzną.
- Dobra, facet! Spisuj to, co masz spisywać. Chcę spać, jestem zmęczona! - powiedziała zrezygnowana i od razu pomyślała o wygodnym, ciepłym łóżku, które tylko na nią czekało kilka ścian dalej.
- Adres zamieszkania - zaczął Pan Bieliźniany. Ewa chciała prosić o powtórzenie pytania, ale jednak się nie przesłyszała.
- Litości! - naprawdę nie miała ochoty na dłuższe rozmowy - Przecież mieszkam naprzeciwko! Możesz spojrzeć na tabliczkę przed domem!
- A no fakt! A więc... - zapisywał w swoim wcześniej wyjętym notesie wszystkie informacje. – imię Superwoman?
- Ekhm... - przełknęła ślinę skonfundowana. – No wiesz... gdybyś sumiennie wypełniał swoje pieprzone obowiązki chociażby na tej ulicy! Na ulicy na której mieszkasz! To nie musiałabym udawać Superwoman, by zaprowadzić na niej porządek! - jedno słowo kompletnie wyprowadziło ją z równowagi. Bezczelny, okropny typ! Jednak pierwsze wrażenie jest wrażeniem prawidłowym.
- Hej-ej! Zapominasz się! - mężczyzna wstał z kanapy. On także poczuł się dotknięty. Przecież chciał się z nią tylko porozumieć! – Ja swoje obowiązki właśnie wypełniam, za to ty swoje masz tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę! Bo twoim obowiązkiem nie było skakanie do gardła dwa razy większemu od siebie osiłkowi, a...
- ...zadzwonienie na policję? - zakpiła sobie. - Proszę cię! Zanim ruszylibyście swoje zasrane dupska z fotela, ten „osiłek" o wadze na oko ok. 65kg. zdążyłby wysłać tę kobietę na cmentarz i wybrać odpowiednią dla niej trumnę! - nie dawała za wygraną. - A teraz do widzenia! Tam są drzwi - wskazała na odchodne. Ta kłótnia nie miała najmniejszego sensu. Doskonale to wiedziała, a zbędności dodawały jeszcze jej bóle.
- Do widzenia Superwoman - powiedział Pan Bieliźniany, by jeszcze bardziej zdenerwować rozsierdzoną i bez tego kobietę, i tyle go widziała. Po chwili wrócił i oznajmił teatralnym tonem: - W sumie mógłbym trzasnąć drzwiami, ale szkoda szyb. Zadowolę się trzaśnięciem drzwi od hollu - I jak powiedział, tak uczynił. Ewa stała wmurowana w podłogę. Czy to się stało naprawdę i miało miejsce, czy sobie to jedynie uroiła?
*
Sen odwiedził Ewę ponownie na krótki czas gdy przerwał go kolejny dzwonek do drzwi. Blondynka naprawdę nie miała ochoty na kolejne wizyty i zamarzyła, by po prostu „to cholerne ustrojstwo!" się zepsuło, a dzięki temu ona sama pospałaby trochę dłużej. Chciała wszystko zignorować i zachować się tak jak planowała poprzednim razem, jednak ponownie zrezygnowała. Niechętnie wstała i poczłapała się do drzwi. Otworzyła je i ( a nawet zanim to zrobiła, bo w końcu były przeszklone) ujrzała tę kobietę, którą kilka godzin temu uratowała z rąk niebezpiecznego napastnika. Ewę bardzo zaskoczył jej widok. W rękach niosła „coś" przykryte (czystą!) ścierką kuchenną.
- O mój Boże, co on xi zrobił! – starsza kobieta zasłoniła usta ręką. - Naprawdę kochaniutka, przepraszam cię za niego! Na pewno dobrze się czujesz? - w jej głosie wyczuwalna była aż nadobowiązkowa troska.
- Tak... dziękuję pani, pani...
- ...Kamińska - przedstawiła się sąsiadka. - Janina Kamińska.
- Ewa Zielona. Miło mi - Wyraźnie zmieszana, ale pełne zrozumienia dla postępowania pani... Kamińskiej! – Może wejdzie pani do środka? - zaprosiła staruszkę do domu, a kobieta chętnie przystała na tę propozycję. Poprowadziła panią Janinę do pokoju, gdzie przyjmowała ostatnio Pana bieliźnianego, a sama poszła się przebrać. Gdy wróciła, odkryta została tajemnica zawartości rąk pani Kamińskiej. Na małym stoliku, który wcześniej stał złożony za półką na książki, gość postawił zieloną paterę do tortów, a na niej cherry pie.
- Ojej! - powiedziała zaskoczona Ewa.
- Dziękuję pani za ratunek, pani Ewo. Mam nadzieję, że lubi pani wiśnie - powiedziała nieśmiało sąsiadka.
Ciasto było wypieczone na śliczny złoty kolor, a uformowane na warkocze ciasto na brzegach pięknie się rumieniło. Spomiędzy warstw ciasta, zachęcająco spoglądały karmelizowane wiśnie przebijające kruche, cienkie ciasto.
- Ależ... nie musiała pani!
- Musiałam, musiałam. Bez dyskusji, Ewo! Bo chyba możemy sobie mówić po imieniu, prawda? W końcu jesteśmy sąsiadkami - zaproponowała Janina.
- Ależ naturalnie... Jańciu! – Na twarz młodej kobiety wpłynął uśmiech. Przebrała się w materiałowe spodnie i żółty top ze śliczną świnką w błocie jako motyw. - Przepraszam za dociekliwość... -zmniejszyła ton - Ale czy pani zna tego bandytę, który na panią napadł? – jej głos zawisł w powietrzu. Nadeszła cisza. Tylko zawodzenie gwizdka czajnika ośmieliło się ją przerwać. Blondynka wyszła do pokoju, który chciała w przyszłości urządzić na kuchnię i po chwili wróciła z dwiema filiżankami herbaty w rękach. Kamińska jakby wszystko przemyślała podczas tej krótkiej chwili, będąc już gotowa na odpowiedź.
- Tak – nabrała powietrza, gdy Ewa położyła filiżanki na stoliku z towarzyszącym temu odgłosem stukocącej porcelany. - Niestety, ale tak...
Młodsza usiadła.
- To mój syn! - Kamińska spuściła ze wstydu głowę. Gospodyni z wrażenia odebrało mowę.
- Na... naprawdę, chcesz powiedzieć, że własny syn na ciebie napadł? - Ewie nie mieściło się to w głowie, jak dziecko może podnieść rękę na swojego rodzica. Na tego, który je wychował, uczył je, bawił się z nim, gdy był mały, trwał w chorobie...
- Mój syn, Karol... - zaczęła opowieść staruszka. - Dwa lata temu stracił pracę w hurtowni. Był solidnym pracownikiem, nikt nie mógł powiedzieć na niego złego słowa. Myślano nawet o jego awansie! - mówiła z dumą, lecz od tej chwili jej ton głosu stał się cichszy, a wzrok wpatrywał się w ruch herbaty w filiżance. Podniosła swoją i upiła łyk. Płyn dobrze ją rozgrzewał. - Niestety hurtownia zaczęła być deficytowa i wkrótce ją zamknięto, a Karol został bez pracy. Szybko popadł w długi. Nie miał wysokiego wykształcenia. Doświadczenie zdobył tylko w tej pracy, więc nie znalazł sobie późniejszego zajęcia. Z narastającej depresji zaczął pić. A kiedy
zaczęło mu brakować pieniędzy na alkohol, przychodził do mnie - Kamińska zaczęła płakać. Ewa chciała ją pocieszyć, przytulić, ale szybko się powstrzymała. Uznała, że lepiej będzie, jeśli podstarzała kobieta sama to przeżyje. Tak więc Janina kontynuowała. - Jestem jego matką. Jak mogłam mu odmówić, zwłaszcza gdy mówił, że to na opłacenie rachunków. Oczywiście... - westchnęła. - ... po pewnym czasie się zorientowałam na co tak naprawdę idą moje pieniądze. Zwłaszcza, gdy po kolejną „wypłatę" przychodził spity w trupa. Jednak, czego żałuję, świadomie to ignorowałam i wmawiałam sobie, że w końcu jestem jego matką! – powtórzyła to sformułowanie. - Ale teraz choruję na nerki. Większa część mojej skromnej emerytury idzie na leki i na opłacanie prywatnych lekarzy. Wiesz jak to jest z NFZ'em... - wytłumaczyła się.
Ewa słuchała z żywym zainteresowaniem. Nie mogła uwierzyć w historię sąsiadki. Owszem, takie wydarzenia miały miejsce, ale w telewizji, w prasie, w serialach paradokumentalnych, ale nigdy nie przypuszczałaby, że sama będzie ich świadkiem, czy chociaż będzie znała osobę tego doświadczającą. Było jej tak żal tej kobiety. Dwa lata... Ile ona musiała wycierpieć?
- Lekarstwa znowu podrożały! Tak więc teraz sama borykam się z finansowymi kłopotami, a co dopiero mam dawać pieniądze innym! Gdyby chociaż wydawał je na chleb, wtedy bym mogła go poratować, tylko sobie odmówiłabym jedzenia! - złapała się za głowę.
- I dzisiaj... - Ewa zaczęła wszystkiego się domyślać.
- ...właśnie przyszedł po pieniądze. A kiedy ich nie miałam, napadł na mnie – Pani Kamińska skończyła swoją opowieść. Dopiła napój i powiedziała: - Dziękuję za herbatę, ale będę już uciekać do siebie. Nie należy nadużywać gościnności - powiedziała śmiertelnie poważnie. – Gdy już zjesz ciasto, zapraszam do siebie byś mogła
ocenić moje wypieki! A także na małe ploteczki. Mam nadzieję, że zostaniemy dobrymi znajomymi!
- Na pewno! - uśmiechnęła się Ewa. - Ale nie boi się pani... nie boisz się? – poprawiła. - Przecież ten bydlak prawie cię zabił! A co jak znowu tu wróci?
- Och, przecież ty nie wiesz! - Janina przypomniała sobie o utracie przytomności blondynki. – Karola zabrała policja, a dokładniej aresztował go Darek, wiesz... ten co mieszka naprzeciwko ciebie.
Ewa myślała, że się przesłyszała. Pan Bieliźniany?
- Jak tylko was zobaczył, od razu się na niego rzucił. Stanął w twojej obronie. Dobrze jednak mieć w okolicy policjanta. Zawsze to bezpieczniej, a okolica przyjaźniejsza dla ciebie: „Patrz, ona mieszka obok tego gliniarza, lepiej zostaw ją w spokoju, jeszcze zakabluje!" – zaśmiała się. Już mi nie wypada, ale przyznać trzeba, że jest bardzo przystojny. Uważaj, bo tylko się obejrzysz, a będziesz przed księdzem mówić do niego „tak". Och, zapomniałam... przecież on znowu jest z Agatą! Ajajajajaj! Niepotrzebnie mieszam! Przepraszam, lepiej jak naprawdę już pójdę - powiedziała speszona Kamińska i wyszła pożegnawszy się ze swoją nową znajomą.
Ewa siedziała jeszcze przez chwilę wpatrzona w niewprawiony żadnym drganiem, bursztynowy płyn. Powoli dochodziły do niej wszystkie informacje.
Pan Bieliźniany (zwany jak się okazało Darkiem) w jej obronie?
CZYTASZ
Ideały nie istnieją
Mystery / ThrillerEwa nie ma na co narzekać. Ma dobrą pracę jako redaktorka szanowanego pisma kobiecego 'Boginia' wspaniałe przyjaciółki, oraz właśnie się usamodzielniła. Podczas małego spotkania z przyjaciółkami z okazji startu w nowe życie Ewy, powstaje lista 'ide...