Była to niezwykle ciepła noc, niebo pełne gwiazd oddalonych o miliardy kilometrów, świecące na niebie, pełne wspomnień i przeżyć. Niektórzy twierdzą, iż zwiastują one dusze zmarłych, którzy zasłużyli się dla innych, lecz nie zasługiwali na śmierć, dlatego są one uwieczniane na niebie niczym tatuaż. Cudowny, pełny Księżyc intensywnie odbijający światło Słońca; niby te dwa obiekty są tak różne, niby nigdy się nie spotykają, ale mają dużo wspólnego. Bez Słońca Księżyc nigdy nie mógłby odbijać światła i delikatnie oświetlać zatopionych w czerni zakamarków. Takim zakamarkiem na przykład był mały most wśród pięknego i oczywiście estetycznego ogrodu w GusuLan. Pełnego kwiatów i różowych drzew wiśni oraz licznych sandałowców pachnących wspomnieniami, intensywna ich woń uspokajała, a dusza człowieka przypominała delikatny letni wietrzyk z nad morza ciepłego jak przyjemne uczucia. Malownicza rzeczka, przez którą prowadził wcześniej wspomniany most była czysta i delikatnie płynęła poza mury Gusu, aby później bez celu podróżować, a na koniec swojej wędrówki odnajdzie ukojenie w błogich czasem wzburzonych wodach oceanu. W niektórych miejscach umieszczone były tradycyjne świątynie i małe, malownicze chatki, człowiek nie znający się na architekturze mógłby spokojnie stwierdzić, że jest to stworzone przez samego Boga. W oddali był wodospad, nie był on głośny tylko wolno opadał na dół z niezwykłą gracją i małym pluskiem, zapewne to za sprawą kultywacji, gdyż hałasowanie było tutaj zabronione. Za nim było wejście do Zimnych Źródeł Gusu, jak na tą sektę już przystało jest tam pięknie, kamienne ściany i delikatnie obrastające je kwiaty oraz bluszcz dodawały temu na ogół zimnemu miejscu uroku. Sama woda czysta, nieskazitelna niczym jadeit. Lan Zhan i Wei Ying odpoczywali tam i renegowali siły utracone w wyniku okropnie bolesnej kary za złamanie kilku z trzech tysięcy zasad panujących na terenie GusuLan...
Jednak to tylko wspomnienia, nie teraźniejszość. To było i nigdy nie powróci.
Na tym już jakże popularnym moście stał Lan Wangji, w nieskazitelnie białej szacie, miała ona zwiastować czystość, opanowanie i prawość, tacy właśnie byli członkowie sekty, ale Lan Zhan odznaczał się tymi cechami, jak mało kto. Jeśli złamał zasadę sam się do tego przyznawał znosząc każdą, choćby najsroższą karę. Długie włosy, choć spięte w kok, swobodnie opadały na ramiona, w tej sytuacji przez smutek i żal nie miał nawet siły ich ponownie układać. Na czole jego przewiązana była opaska klanu Lan, gdyż był to obowiązkowy element ubioru. Cóż w tym jakże pięknym obrazie było coś stanowczo nie tak, otóż ten zimny zwolennik sprawiedliwej kary, trzymający się zasad człowiek pił alkohol na terenie Gusu, lecz był on surowo zabroniony. Uśmiech Cesarza był ulubionym trunkiem Wei WuXiana. Rozkoszny słodko-gorzki smak przypominał mu chwile związane z czasem kiedy Wei Ying oraz inni uczniowie przejeżdżali na nauki do tego miejsca, właśnie takie były te czasy słodko-gorzkie.
Mimo wszystko to raniło, bolało tak bardzo, chciał utopić smutki w alkoholu, ale wiedział, że to nic nie pomoże, nie przywróci mu to jego najdroższego przyjaciela. Uczucia do niego okazywał jak zwykle z zimną miną, chłodnym niczym lód głosem, często karcił go i dopilnowywał, aby wykonał karę nadaną przez Lan Qirena w pawilonie bibliotecznym, ale bardzo go cenił. Pod koniec dni mężczyzny Hanguang-Jun jako jedyny został przy nim, odwiedzał go i opiekował się teraz jego przyszywanym synem Lan Sizhuim.
Patrzył się w niebo, zapewne szukał najjaśniejszej ze wszystkich gwiazd-tej, która należy do duszy Wei Wuxiana, tej jakże promiennej energii duchowej, wiecznie roześmiej i tryskającej energią, którą zarażał wszystkich. Chciał wiedzieć, że już tam jest, i że już jest bezpieczny w ukojeniu, tak pięknym, tak spokojnym, jak widok pól o zachodzie słońca, wodospadu jaki właśnie delikatnie spadał nieopodal Lan Zhana lub Kopców Pogrzebowych, miejsce podobno złe i niebezpieczne, ale to jego dom kochał tam przebywać, bawić się z dziećmi i grać wszystkim na flecie. On kochał ich, a oni wszyscy kochali jego. Należał się mu wieczny spokój, bez bezwzględnych mąk jak na tym świcie, jakimż okrutnym świcie. Na to całe piękne zbawienie zasługiwali również Wenowie, którzy tam przebywali i zostali okrutnie zamordowani rzez błędy Wen Chao i lidera Wen.
CZYTASZ
Już nigdy nie wrócisz... |one-shot ¦ Mo Dao Zu Shi|
FanfictionJest to one-shot z Mo dao zu shi... Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta #niewinnemarzonka To takie rozpaczanie Lan WangJiego po śmieci Wei WuXiana, tylko że moja wersja. Zapraszam!! Mam nadzieję, że Ci się spodoba i wskażesz jakieś błędy❤️