Rozdział I

331 29 10
                                    

Syknął, gdy Narcyza odkleiła kolejną gazę od poranionego barku.

— To już ostatnia – mruknęła słabo, jakby na pocieszenie. Od wczoraj wymieniali się z Severusem tylko półsłówkami.

Zanurzyła kawałek materiału w eliksirze czyszczącym i poczęła przemywać ropiejące rany na szyi. Spojrzała na bruneta kątem oka. Odwrócił od niej twarz i zacisnął zęby, starając się nie jęczeć z bólu. Nie wracał już do tematu swojej śmierci. Ile razy by prosił, Narcyza i tak by mu tego nie wyjaśniła, co nie zmieniało faktu, że zamierzał dopaść kiedyś tą pierdoloną Granger i wyjaśnić z nią kilka spraw.

— Narcyzo? – zaczął niepewnie, gdy blondynka zabrała się za zakładanie mu świeżych opatrunków.

— Tak? — Podniosła głowę i spojrzała na Snape'a wielkimi, niebieskimi oczami, którymi kiedyś tak bardzo zachwycał się Lucjusz.

— Skoro żyję to... to Czarny Pan zginął, prawda? — Wizja świata zawładniętego przez Riddle'a przetoczyła się przez jego głowę, przywracając najstraszniejsze wizje i wspomnienia.

— Zginął – przytaknęła, sięgając po bandaż. – Podnieś się. — Przytaknął i odsunął się od ściany, pozwalając Narcyzie zabandażować pokąsaną część klatki piersiowej. — Potter go zabił... — Severus odetchnął z ulgą. Voldemort zginął... Nareszcie. Chociaż jeden Merlin wie, czy nie ma gdzieś jeszcze jakiegoś ósmego horkruksu... Nie! Nie ma! Koniec tematu!

— Jak długo byłem nieprzytomny? — Z powrotem oparł się o poduszki i zgarnął włosy opadające na twarz.

— Prawie dwa tygodnie – odparła miękko.

— Dlaczego jestem u was? — Blondynka spuściła wzrok, a Snape był pewien, że w jej oczach zaszkliły łzy. — Narcyzo?

— Nie ma już n a s... – wyszeptała bardziej do swoich kolan. – L-lucjusz... Lucjusz nie żyje... — Ukryła twarz w dłoniach i zaniosła się głośną falą płaczu. Severus usiadł gwałtownie, chcąc jakoś ją uspokoić, jednak jego ręka zadrżała tuż nad plecami kobiety.

— N-narcyzo... — Wziął głęboki wdech i pogładził blondynkę po plecach. Wtuliła się w tors Snape'a, po czym zawyła przeraźliwie, dając upust emocjom.

— ZMARLI NA MOICH RĘKACH! – wrzasnęła, zaciskając pięści na koszulce bruneta. – OBOJE!

— Spokojnie... — Zacisnął powieki. Lucjusz i Draco nie żyją... DLACZEGO NIE MÓGŁ UMRZEĆ ZA NICH?! — Spokojnie – powtórzył, tym razem starając uspokoić się nie tylko ją, ale i siebie. Jednak blondynka nie słuchała. Szlochała dalej, zapowietrzając się co chwilę.

Severus sam nie wiedział czy powinien to robić, jednak ohydna, śmierciożercza natura wzięła górę. Skupił się i ukradkiem wślizgnął do umysłu Narcyzy.

Idziemy! – pogoniła Lucjusza, mocno ściskając rękę Draco. Blondyn przytaknął. Ostatni raz spojrzał na Hogwart i podbiegł do żony. Ujął jej drugą dłoń, obiecując, że już nigdy jej nie puści.

Wyjedziemy do Brighton – mruknął, uśmiechając się mimowolnie. Byli wolni... Przejdą przez bramy i raz na zawsze znikną z tego pierdolonego miejsca. Zbliżył się do żony i pocałował w czoło. Przytuliła się do męża, cały czas ściskając rękę syna, a przed oczami majaczyła jej już wizja spokojnej starości u boku Lucjusza.

No proszę, proszę... — Odsunęli się od siebie gwałtownie. Yaxley stał w bramie, uśmiechając się ohydnie. – Dezerterzy...

Zejdź mi z drogi! – warknął Malfoy, zaciskając palce na różdżce.

The Traitor and a LiarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz