Izba wytrzeźwień

787 45 19
                                    

Gdy doleciałam było tak późno, że Scott już spał. Więc wróciłam taksówką do domu. Usiadłam na kanapie i odetchnęłam z ulgą. Przypomniało mi się spotkanie z Chrisem. Sięgnęłam więc do walizki i wyciągnęłam z niej małe pudełeczko. Był w nim zegarek. Nie jakiś specjalny, jednak gdy go odwróciłam zobaczyłam wygrawerowany napis "kocham cię zawsze i wszędzie, twój Chris". Automatycznie się uśmiechnęłam. Mała rzecz a tak bardzo cieszy. Jeśli mam być szczera to strasznie mi go brakowało. Ale dalej nie byłam pewna swojej decyzji. Na szczęście miałam miesiąc na zastanowienie się. Nie zamierzałam się tym bardzo przejmować.

*Miesiąc później
Obudziłam się, a raczej zostałam obudzona, około 9 rano. Mój telefon nie przestawał dzwonić.
– słucham? – powiedziałam zaspana.

– hej kochana. Mam prośbę – czego Scott, mógł chcieć tak wcześnie rano? – odbierzesz go z lotniska? Ja nie mogę teraz. Po prostu nie dam rady. 

– kogo mam odebrać? O co ci chodzi?- jak na mój mózg było za wcześnie.
– czy ty coś piłaś? Chrisa – zaczęłam dusić się własną śliną. 

– To już dzisiaj?! Czemu mam go odebrać? – powiedziałam oburzona.

– jak już ci wspomniałem, nie dam rady. Proszę, zrób to dla mnie – już miałam ochotę odpowiedzieć, ale chłopak kontynuował. – i odpowiadając na twoje pytanie, nie. Nie da rady sam się odebrać. Nie ma tam auta. Ja mam jego auto. A taksówka nie wchodzi w grę – westchnęłam.

– tylko ten jeden raz. Boże, co ty byś beze mnie zrobił. O której? – zapytałam i spojrzałam na zegarek leżący obok mojego łóżka.

– o 10. Więc lepiej rusz dupę. Powodzenia. Paa – i się rozłączył. Miałam tylko godzinę.

Szybko sięgnęłam do szafy po dresy i jakąś koszulkę. Była luźna i wygodna. Założyłam mój zegarek na rękę. Chwyciłam jakiegoś banana i batonika po czym wyszłam z domu.

Droga na lotnisko nie jest taka długa, zajmuje może 30 minut od mojego domu. Jednak biorąc pod uwagę godzinę, i że jest to środek tygodnia, mogą być korki.

Tak też było. Po prawie godzinie dojechałam na lotnisko. Na moje szczęście dopiero co wylądowali więc zdążyłam. Oparłam się więc o ścianę i czekałam. Moim oczom ukazała się Elizabeth 

– hej – podeszła do mnie i przytuliła – dawno cię nie widziałam. Chyba wiem na kogo czekasz. Zaraz powinien tu być. Pogodziliście się już?

– tak jakby, nie do końca ale nie jesteśmy jakoś bardzo pokłóceni – uśmiechnęłam się słabo. Po chwili zobaczyłam Stana, Evansa i Mackie'go idącego w naszą stronę. Przywitałam się z nimi wszystkimi. I poszliśmy w stronę parkingu. Rozdzieliliśmy się przy moim samochodzie. Pokazałam Chrisowi żeby schował torby do bagażnika. Sama zaś wsiadłam do samochodu i czekałam. Gdy chłopak wszedł przyglądał mi się uważnie.

– to moja koszulka? – rzeczywiście było to możliwe, a zastanawiałam się czemu nim pachniała. – i widzę, że nosisz ten zegarek – uśmiechnął się.

– możliwe, że jest twoja. Pasy – powiedziałam stanowczo. I ruszyłam.

Droga do jego domu nie była taka krótka jak do mojego.

– i przemyślałaś wszystko? – zapytał w połowie drogi Chris. Nie odwracając oczu od jezdni odpowiedziałam

– Tak. Dalej nie jestem gotowa. Nie mogę tak po prostu o tym zapomnieć. Okłamałeś mnie. Wiem że dla ciebie może to nie jest wielka zbrodnia ale – zatrzymałam się na światłach – ale dla mnie to nawet za dużo.

Anonimowa// Chris EvansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz