|

220 11 6
                                    

Staliśmy na betonowym peronie. Ja i moje dwie siostry. Czekaliśmy z ludźmi na pociąg. Patrzyłam się przez moje czarne jak noc okulary przeciwsłoneczne na czerwone maki porastające tory. Był środek lata ale nie prażyło jak w ostatnie. Trzymałam na plecach pakowny plecak a w dłoni trzymałam rączkę od wielkiej walizki. Tłumy dookoła mnie się zagęszczały a ja czułam się odosobniona. Popatrzyłam na siostry. Mała sześcioletnia Nature bawiła się z jakimś motylkiem. Widziałam jak ludzie patrzą się na jej długie czerwone włosy z zielonymi końcówkami oraz na jasno różowe źrenice. Jej wygląd pasował do jej szczupłej sylwetki i nienaturalnie białej cery. Westchnęłam i spojrzałam na drugą osobę. Wysoką trzynastolatkę z maską chirurgiczną na twarzy i wielkimi okularami przeciwsłonecznymi, które miały zakryć jej czarne oczy z których wylewała się tego koloru maź. Była szczupła i dość wysoka jak na swój wiek. Miała też nietypowego koloru włosy. Czerwone z niebieskimi końcówkami. Miała na imię Jeniffer i była dość... Ognista, że tak się wyrażę.

Nagle z moich przemyśleń wybudził mnie stuk kół po szynach. Złapałam mocniej walizkę i gdy nasz pojazd się zatrzymał wsiedliśmy do naszego małego ale własnego przedziału. Nikogo nie było w przedziale oprócz nas. Ojciec załatwił nam go za tą całą kasę ale sam z nami nie pojechał.

Sięgnęłam do kieszeni wyjmując telefon i słuchawki. Wkładam ich wtyczkę do Huawei'a i zaczęłam wybierać piosenkę. Zatrzymałam się nad "Welcome to my life" i je włączyłam. Popatrzyłam się na okno widząc swoje w nim odbicie. Zdjęłam okulary i jeszcze raz popatrzyłam. Białe oczy bez tęczówek czy źrenic. Brązowe włosy sięgające do pasa z czarnymi końcówkami. Biała skóra. Wysoka siedemnastolatka z pięknym lecz kłamliwym uśmiechem. Granatowa bluza i czarne jeansy z białymi sneakersami.

Jechaliśmy pociągiem do naszego nowego domu. To miała być jakaś drewniana rezydencja w lesie. Miałam tam mieć nowych przyjaciół lecz czy oni będą normalni? Czy mnie polubią? Te pytania mnie cały czas nurtowały. Zastanawiałam się jak to będzie mieć przyjaciół, znajomych i kolegów. Nigdy nie miałam przyjaciół czy nawet kontaktu z rówieśnikami, ponieważ byłam tym kim byłam, czyli córką demona. Córką wielkiego koszmaru dzieci.  Slendermana. Przez to musiałyśmy z siostrami się ukrywać.

-Lou! Popatrz!-znów z moich rozmyślań coś mnie wyrwało. Głos mojej siostry Nature, który potrafił się przebić przez melodie w słuchawkach.

Odwraciłam głowę od okna i popatrzyłam na siostrę. Wyciągała rękę w moją stronę z rysunkiem mnie śmiejącej i trzymającą je za ręce na pięknej łące.

-Ładne Nati-pochwaliłam ją.

Ucieszyła się moją odpowiedzią. Nawet aż podskoczyła i zaczęła biegać po całym przedziale. Wymusiłam na sobie uśmiech i wyciągnęłam swój szkicownik  zmieniając repertuar na "Two Birds". Szybko zatemperowałam ołówek i zaczęłam tworzyć nowe dzieło. Rysowanie było moim talentem jak i pasją. Mogłam tak skutecznie zabić czas spędzany samemu. Po chwili miałam już szkic pięknego wodospadu górskiego spadającego wielkimi kaskadami wód w małe zagłębienie i lała się skałami w dół i dół ginąc za marginesem kartki.

Time skip

Stałyśmy pod naszym nowym domem. Była to wielka drewniana konstrukcja ozdobiona w nieznany mi sposób. Baśniowa poetyka wieżyczki z ostrym niebieskim dachem, przeszklona weranda i ganek. Cała budowla była ozdobiona wyciętymi wzorami roślinnymi w drewnie. Nagle sobie przypomniałam pewną informację przeczytaną o tym mieście.
Mieszkał tutaj pewien rysownik około 103 lata temu. Michał Elwiro Andriolli. To on wymyślił styl "świdermajer" znany z wysokich budowli drewnianych ozdobionych wycinankami w drewnie przez co wyglądały jak wyjęte z bajki. Nawet poeta Konstanty Ildefons Gałczyński wspomniał o nich w jednym ze swoich wierszy. „Wycieczka do Świdra"

"Jest willowa miejscowość,
Nazywa się groźnie Świder,
Rzeczka tej samej nazwy
Lśni za willami w tyle;
Te wille, jak wójt podaje,
Są w stylu „świdermajer"."

Weszliśmy do środka.

Córka DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz