9.

854 56 27
                                    

Harry biegł ile sił w nogach. Musiał uciec, schować się, odetchnąć. Serce galopowało, niemal obijając się boleśnie o żebra. Potter mimo swojego wychudzenia, biegał naprawdę szybko. Cóż, uciekanie przed kolegami Dudleya było konieczne. Nastolatek wolał raczej unikać poobijanych, bądź złamanych żeber.

Oczy Harry'ego były mocno załzawione i czerwone. Nie mógł ukryć płaczu. Wpadł do łazienki i zsunął się powoli po ścianie, czując jej chłód na plecach. Ukrył głowę w kolanach i oddychał ciężko. Próbował odegnać od siebie obrazy jego wuja, ale im bardziej chciał zapomnieć, tym mocniej wspomnienia kaleczyły jego umysł. Potter już nie dawał rady, czuł, że tonie, upada.

Nienawidził tego, że był słaby,
Nienawidził tego, że nie był kochany,
Nienawidził tego, że czuł się brudny,
Nienawidził tego, że on był brudny ,
Nienawidził tego, że jedyne co dawało mu ukojenie to okaleczanie się,
Nienawidził tego, że był zepsuty,
Nienawidził tego, że był dziwakiem
Nienawidził tego, że ignorował swoich przyjaciół od początku tego roku,
Nienawidził tego, że nie chciał już walczyć,
Nienawidził tego, że był winny tylu śmierci ,
Nienawidził tego, że pokazał swojemu wrogowi jak słaby był,
Nienawidził tego, że nienawidził siebie.

Jakże paradoksalnie.

Chłopak pociągnął nosem i zaniósł się szlochem po raz pierwszy, od bardzo dawna. Zazwyczaj, od razu brał coś ostrego, by nie wydać z siebie choćby najmniejszego hałasu. Brunet zanosił się szlochem, a łzy ciekły mu po policzkach w błyskawicznym tempie. Nigdy nie był w stanie zapomnieć o tych dłoniach na jego ciele; o tych ustach na jego twarzy, ale w tamtym momencie, jakby w zaporze zrobiła się mała dziurka, przez którą wyleciało trochę emocji.

Wbrew pozorom, płacz Harry'ego był naprawdę cichy, ale przynajmniej wydawał jakiś dźwięk. Wspomnienia przelatywały chłopakowi przed oczami. Musiał brać hausty powietrza i stał się niejasno świadomy, że zaczyna mu brakować tlenu. Nawet nie zauważył, kiedy szloch przerodził się w szybkie nabieranie powietrza, które podchodziło pod hiperwentylacje. Musiał się jakoś uspokoić.

Szybko zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu tego. Musiał to znaleźć. Czuł jak serce przyspieszyło jeszcze bardziej, o ile to możliwe. Gdzieś to musiało być. Chłopak był coraz bardziej zdenerwowany, kiedy nagle poczuł ten przyjemny chłód metalu. Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę, wraz z opakowaniem papierosów. - Cóż, lepsze to niż dragi. Wolniej mnie zabije - pomyślał Złoty Chłopiec. Włożył jednego papierosa między wargi i odpalił zapalniczką. Zaciągnął się dymem, który przyjemnie wypełnił jego płuca. Lubił, to uczucie. Zatrzymał na chwilę dym w płucach, po czym powoli wypuścił go ustami.

Spokój Harry'ego, przerwał dziewczęcy głos, który tak dobrze znał. Jęcząca Marta.
- Hej Harry - powiedziała dziewczyna, swoim wiecznie dziecinnym głosem - Nie tniesz się znowu?
- Marta! - syknął wściekle Potter i rozejrzał się, czy na pewno nikt ich nie podsłuchiwał. Lubił Martę, ale bał się, że wygada komuś jego tajemnice. Na szczęście, niewiele osób lubiło ducha.
- No co? - spytała niewinnie - Co się stało Harry? - spytała zmartwiona. Potter często rozmawiał z duchem, o wszystkim, co go dręczyło. No może prawie wszystkim. Pomijał nadużycia seksualne (nie lubił nazywać tego gwałtem. Gwałt, spotykał ludzi, którzy na to nie zasługiwali, a Harry zasługiwał), bicie i ogólnie wszystko o Dursley'ach. Marta wiedziała jedynie o samookaleczaniu się chłopaka i o jego myślach samobójczych. A może nie jedynie...

- Ja po prostu... - chłopak zaciągnął się nerwowo i przyciągnął nogi do klatki piersiowej. Ta pozycja sprawiała, że czuł choć namiastkę bezpieczeństwa - nie daje rady Marta. Ignoruje przyjaciół od początku, bo...sam nie wie- nastolatek urwał. Nagle oświeciło go, dlaczego unikał przyjaciół -...chciałem żeby mnie znienawidzili. Żeby nie cierpieli, kiedy odejdę - powiedział cicho Potter i przycisnął delikatnie podpalony czubek papierosa do swojej skóry na dłoni.
- Harry, to nic nie da - powiedziała Marta, patrząc na jego rękę - o! Ktoś tu idzie Harry, szukają cię - powiedział duch, po czym wyleciał przez ścianę. Potter zaklął cicho, Marta pewnie specjalnie go zgadała, żeby stracił czujność. Zgasił resztkę papierosa o ścianę i wyrzucił go za siebie.

- Harry? - spytał cicho blondyn i wszedł do zadymionej łazienki. Skrzywił się i zakaszlał, próbując wdychać jak najmniej nieprzyjemnego dymu.
- Tak wiem, szukają mnie - powiedział Harry, po czym wstał. Jego serce ponownie zaczęło galopować.
- Potter, słuchaj ja... - Harry przerwał blondynowi.
- Powiedzieli ci?
- Nie i właśnie dlatego chciałem spytać o... - Potter ponownie przerwał blondynowi.
- Nie powiem ci Malfoy. To nie twoja cholerna sprawa fretko - wysyczał zielonooki i ruszył w kierunku wyjścia.

Brunet nie przewidział tego, że przez jego głupie zachowanie blondyn będzie mógł zobaczyć kolejne wspomnienie Harry'ego.

Szarooki nim się obejrzał, znajdował się w jakimś...salonie? Nie miał pojęcia, ale czuć było mugoli. Około 13 letni Potter, kucał, aby sprzątnąć jajka z ziemi, które niewiadomo jakim cudem, się tam znalazły.

Za brunetem stał wuj, który wpatrywał się dziwnym wzrokiem w tyłek chłopca. Draco lekko zaniepokoiło to spojrzenie, ale postanowił narazie to zignorować. - Zapewne mi się przewidziało - pomyślał.

Harry wstał z ziemi i lekko schylił się, aby wyrzucić jajka do śmietnika. Dokładnie w tym momencie duża dłoń wuja Pottera, padła wprost na pośladek jego siostrzeńca. Harry wzdrygnął się i zatrzymał się w bezruchu. Oczy Draco rozszerzyły się w przerażeniu, które mieszało się ze zdziwieniem i złością.
- Chłopcze... - powiedział cicho tłusty mężczyzna, przesuwając ręką po skamieniałym ciele siostrzeńca.
- Nie, wujku, nie... - wyszeptał Potter, z błaganiem.

Draco niepewnie ruszył się, aby zobaczyć lepiej wyraz twarzy Harry'ego. Z oczu Wybrańca, biła czysta panika i zawstydzenie; ale nie takie, jakie panuje przy niezręcznym pocałunku. To zawstydzenie było...Malfoy sam nie wiedział jak to opisać. To tak jakby Harry chciał zapaść się pod ziemię, najlepiej w dosłownym tego znaczeniu.
- Hm? - wymruczał Dursley, wsuwając grubą dłoń pod koszulę Pottera, zataczając na jego kręgosłupie niemal kojące kręgi. Harry odsunął się gwałtownie od wuja, patrząc na niego przerażonym i zawstydzonym wzrokiem.

Szarooki ponownie poczuł, że został wypchnięty z umysłu chłopaka.
- Potter... - powiedział Draco, bez swojej zwykłej arogancji i nienawiści w głosie. Bardziej, jakby się martwił. Harry jednak wiedział, że to niemożliwe. Nikt się o niego nie martwił. Był tylko małą, brudną, zużytą dziwką. Był zniszczony.
- Zapomnij - rzucił szybko Harry i wybiegł z łazienki. Znowu uciekał.

Chciał po prostu zniknąć.
Chciał być kochany.
Chciał być potrzebny.
Chciał coś poczuć.
Chciał móc spojrzeć w lustro bez skrzywienia się.
Chciał być szczęśliwy.
Chciał zapomnieć.
Chciał, żeby ktoś go naprawił.

Potter poczuł, że odbił się od czyjejś klatki piersiowej. Tylko dzięki swojemu refleksowi poszukiwacza, nie upadł na ziemię. - Jak raz - pomyślał zgryźliwie zielonooki i podniósł wzrok. Przed nim stał nikt inny, jak Severus Snape. Z czarnych oczu biła wściekłość.

Tak, złość pomagała zakryć Severusowi wszelkie inne emocje. Naprawdę chciał jakoś okazać dobre emocje Potterowi, ale nie był to odpowiedni moment. Najpierw nastolatek powinien się wytłumaczyć, co to było za przedstawienie.

Mistrz Eliksirów, złapał Harry'ego za ramię, miał tak zaprowadzić chłopaka do gabinetu dyrektora, kiedy nastolatek wzdrygnął się i odskoczył od profesora. Stanął po drugiej stronie korytarza; przeciwległej ścianie i tak pokonał drogę do gabinetu dyrektora...

Zniszczony/DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz