Rozdział III

270 24 4
                                    

Oddech Severusa przyśpieszył gwałtownie. Oparł się o stół, czując, że nogi odmawiając posłuszeństwa. JAKA KURWA UTRATA ZDOLNOŚCI MAGICZNYCH?! Jeśli diagnoza się sprawdzi, nie będzie w stanie rzucić najprostszego zaklęcia! Nie będzie mógł uwarzyć najbanalniejszego eliksiru! Będzie pieprzonym charłakiem! DLACZEGO!?

Miał ochotę płakać i krzyczeć jednocześnie. Głośno wypuścił powietrze, jakby miało to jakkolwiek pomóc...

— S-severusie...? — Po salonie poniósł się niepewny głos Narcyzy. Po samej jego minie, wyczytała, że już wie...

— DLACZEGO NIE POWIEDZIAŁAŚ MI OD RAZU!? – wrzasnął, zrzucając papiery ze stołu.

— Ź-źle się czułeś... – zaczęła płaczliwym głosem.

— I CO Z TEGO?! — Zacisnął pięści, a paznokcie poczęły boleśnie wbijać się w dłonie.

— N-nie chciałam cię denerwować... – wyszeptała, nie mogąc dłuższej powstrzymywać łez.

— NIE CHCIAŁAŚ MNIE DENERWOWAĆ?! — Po policzkach Snape'a pociekły łzy. — KIEDY ZAMIERZAŁAŚ MI TO POWIEDZIEĆ!? KIEDY?! — Narcyza nie odpowiedziała. Ukryła twarz w dłoniach i zaniosła się głośną falą płaczu. Severus wypadł z salonu, trzaskając drzwiami. Był nikim...

Narcyza upadła na kolana, nie będąc w stanie się uspokoić. Powinna powiedzieć Severusowi wcześniej! Nie powinna tego przed nim ukrywać... nie powinna... Wiedziała, że mężczyzna się wścieknie i gdyby Lucjusz żył, na pewno by go wsparł, jednak ona nie była tak silna...

Odkąd ukochany mąż i najdroższy Draco odeszli, Narcyza snuła się po domu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Jedynym co trzymało ją wtedy przy życiu było pragnienie oczyszczenia niegdyś dobrego imienia rodu, a później list od McGonnagal, z uprzejmą prośbą o spotkanie.

Severus nie byłby w stanie wyzdrowieć w Mungu, bo w czarodziejskim świcie zawiązały się dwa obozy. Jeden, wciąż przeciwko niemu, uważający uniewinnienie za bzdurę i drugi, obóz istnych psychofanów, którzy poznawszy prawdziwą historię Snape'a nagłośnioną przez Harry'ego, codziennie posyłali mu kwiaty i honorowali jako bohatera wojennego.

Blondynka zgodziła się wziąć bruneta do siebie, mając nadzieję, ze opieka nad nim choć trochę odwróci jej uwagę od śmierci męża i syna, a ona sama, przestanie spędzać w łóżku całe dnie. I nie myliła się. Przestała. Przestała, ale życie z Severusem wcale nie okazało być się łatwe. Spodziewała się, że jego często paskudny charakter, jeszcze bardziej pogłębi ból po stracie różdżki, domu i prawdopodobnie magii, chociaż Narcyza miała wielką nadzieję, że diagnoza się nie sprawdzi. Tak jak podejrzewała, Severus zachowywał się czasem jak rozwydrzony nastolatek, jednak, jakby na to nie patrzeć, dzięki niemu kobieta miała chociaż jakieś zajęcie.

Gdyby nie zgodziła się na opiekę nad Snape'm, pewnie całe dnie spędzałaby w swoich komnatach, w przerwach przyjmując pieprzonych egoistów, rozjaśniających włosy mugolską farbą, którzy śmiali podawać się za jej krewnych i proponowali swoje czyste nasienie, w zamian za małżeństwo i dostęp do skarbca w Gringocie. Idioci...

Owszem, Narcyza bardzo chciała następcy rodu, jednak nie wyobrażała sobie, ani mężczyzny mogącego zastąpić Lucjusza, ani chłopca, dorastającego jej kochanemu Draconowi chociażby do pięt. Już wcześniej zaczęła zastanawiać się nad słowami Severusa. A co jeśli Astoria była w ciąży? Nie... Choć ten pomysł wydawał być się niedorzeczny, blondynka nie mogła przestać myśleć o panience Greengrass. Nawet jeśli nosi dziecko, to czy pozwoli Narcyzie zabrać je do Wiltshire? Kobieta nie wyobrażała sobie nie mieć kontaktu z domniemanym wnukiem, którego istnienie rozważała coraz poważniej.

The Traitor and a LiarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz