ostatnio mi się chciało pisać *sobs*
Był środek maja. Słońce mocno świeciło, ptaki śpiewały. To był dzień w którym rodzina Dell'ów się przeprowadziła do małego miasteczka. Wokół nowego domu było wiele pudeł z różnymi napisami. W tę i z powrotem chodzili różni ludzie co pomagali rodzinie przenieść nowe meble.
Rodzina ta miała piętnastoletniego syna o Chi. Jego imię oznaczało "Młodsza energia", gdyż od urodzenia był energetycznym i odważnym chłopakiem. Wtedy jednak jego imię nie pasowało do jego cech charakteru. Chi nie był rozgadanym chłopakiem, nie lubił samotności. Ostatnio chodził smutny.
Chłopak postanowił że zrobi sobie spacer zapoznawczy z nową okolicą. Jego rodzice pozwalają przebywać poza domem do 21. Ze spuszczoną głową, wolnym krokiem szedł po chodniku.
Dwa domy dalej mieszkała z rodzicami czternastoletnia Vera. Z natury była trochę dziecinna, energiczna ale bardzo lojalna, przyjacielska, zawsze uśmiechnięta. Kiedy zobaczyła Chi'ego chodzącego samotnie ulicą wiedziała że to nowa osoba bo znała wszystkich z sąsiedztwa i od razu zaczęła go wypytywać:
-HEJ!!!NAZYWAM SIĘ VERA!! JAK MASZ NA IMIĘ??
Zaskoczony chłopak podskoczył i zrobił duże oczy.
-Ojej... - powiedziała spokojnieszym i łagodniejszym głosem -Przepraszam że ciebie wystraszyłam... Zawsze jak kogoś nowego widzę to muszę tak zareagować. Jak już mówiłam - Jestem Vera.
Dziewczyna podała mu rękę. Nadal trochę wystraszony Chi też jej podał rękę
-C-Chi. Nazywam s-się Chi...
-Jakie ładne imię! Gdybym była chłopakiem też bym takie chciała mieć!
-N-Naprawdę?
-Tak!! Jesteś tutaj nowy, co nie?
Chi pokiwał nieśmiało głową.
-Jeśli chcesz mogę Ci pokazać ciekawe miejsca w tym miasteczku! Skrywa ono wiele walorów przyrodniczych!
Chi się zgodził. Postanowili, że pójdą razem do jej ulubionego miejsca - na łąkę bzu. Vera nie mogła się powstrzymać od opowiadania ile ciekawych miejsc jeszcze skrywa miasteczko. Chi tylko patrzył na nią z zaciekawieniem i zdziwieniem - kiedy skończą jej się wszystkie tematy do obgadania? Kiedy trafili na miejsce Vera bez wahania pobiegła przez łąkę. Chi poszedł za nią.Na łące rosło drzewo. Pewnie jakiś dąb. Vera i Chi usiadli w cieniu drzewa wąchając słodki zapach kwiatów. Chi był jakiś smutny. Kiedy Vera to zauważyła powiedziała:
-Coś się stało? Czy wcześniej powiedziałam coś nie tak?
-N-nie - odpowiedział cicho chłopak - Nic nie zrobiłaś. Ostatnio jakoś... Nie czerpię radości z życia..
-Chcesz o tym pogadać?
-Nie za bardzo... - powiedział jeszcze ciszej.
-W porządku. Rozumiem. Nie musisz mi o wszystkim mi mówić. W końcu dopiero co się poznaliśmy.Po chwili ciszy Vera wpadła na pewien pomysł:
-Hej, a wiesz co ja robię kiedy jest mi smutno?
-Hm?
-Patrzę na przyrodę i próbuję skojarzyć walory przyrody z rzeczami i osobami które uwielbiam. - uśmiechnęła się - O patrz! Ta pszczółka przypomina mi o miodzie. Uwielbiam miód i wszystko co z miodem związane! Albo tutaj popatrz na to drzewo! Gdy byłam mała uwielbiałam się spotykać pod tym drzewem z moimi przyjaciółkami, a nasi rodzice organizowali pikniki. Popatrz na niebo! Przypomina mi o twoich niebieskich oczach...Chi po tych słowach trochę się zarumienił i łagodnie się uśmiechnął. Vera popatrzyła się na niego z przyjacielskim uśmiechem.
-Dlaczego tak mało mówisz? Może opowiesz coś więcej o sobie?
Chi postanowił, że skoro ona rozgadała się to czemu nie on? Rozmawiali ze sobą długo, aż zobaczyli zachód słońca.