Moja matka i ojciec zabiliby mnie. Wiedziałam to doskonale, że gdyby dowiedzieli się o tym, co zrobiłam poprzedniej nocy, wydziedziczyliby mnie z rodziny. Koniec pomocy finansowej od ojca. Już nie miałabym z czego płacić długów Eliana. Właśnie, Elian... on też by mnie zabił, gdyby się dowiedział. Sęk w tym, że o ile nie możliwe było, żeby mój ojciec mógł się o tym dowiedzieć, o tyle mój brat był tu z nami.
Rozmyślałam nad tym, czując rękę obejmującą mnie w pasie o wczesnym poranku. Wolny, senny oddech Berlina przy moim uchu kazał mi przymknąć oczy jeszcze na minutkę. Pod ciemnymi powiekami przypominały mi się sceny minionej nocy. Tak intensywnie, aż poczułam gorąco na policzkach.
– Spało się dobrze, pani doktor? – usłyszałam zaspany szept. Odwróciłam się, żeby spojrzeć na wybudzającego się ze snu Berlina.
– Bardzo – oznajmiłam z uśmiechem. – A panu?
Przeciągnął się, a później podparł głowę na lewym ramieniu.
– Wyśmienicie, chociaż pospałbym jeszcze chwilkę. Wczoraj przez kogoś późno szedłem spać.
– Żałujesz? – spytałam, szturchając go lekko łokciem.
– Wręcz przeciwnie – zaśmiał się. – Z chęcią cofnąłbym czas.
Nie odpowiedziałam nic, nie chcąc przed nim przyznać, że ja również bym to zrobiła.
– A ty? – dopytał, pochylając się nade mną. Spojrzałam w jego tęczówki, delikatnie przytakując głową. Uśmiechnął się, po czym ucałował mnie w usta. – Czas wstawać, skarbie. Nikt nie pozwoli nam spędzić w łóżku całego dnia.
Po porannej przechadzce po moich pacjentach zjadłam śniadanie w towarzystwie Rio, Nairobi, Moskwy i Denvera. Martwili się czymś, o czym dowiedziałam się dopiero później.
– Trzeci głuchy telefon. – Moskwa siedział cały czas przy telefonie. W tym samym momencie do stołówki wszedł Berlin. – Osiemnaście godzin bez wiadomości od Profesora. Wszyscy wiemy, co to oznacza.
Nie rozumiałam. Czy każdego dnia komunikowali się z tym ich Profesorem? Kim właściwie był ten człowiek? Czy on siedział gdzieś w mennicy? Domyślałam się, że nie. Prawdopodobnie był gdzieś na zewnątrz, a przez kamery obserwował nas każdego dnia.
Poczułam przerażenie. Czy kamery były również w biurze dyrektora, w której spędziliśmy z Berlinem noc? Miałam nadzieję, że nie.
– Coś się na pewno stało – zaczął Denver.
– Profesor pewnie zaciera ślady... nie ma czym się martwić, jeszcze. – głos zabrał Berlin. – Póki co musimy zająć się drukowaniem pieniędzy i pilnowaniem zakładników.
– A co, jeżeli nie zadzwoni? – Do pomieszczenia weszła Tokio. – Co, jeżeli nie będzie kolejnego telefonu?
Berlin zdawał się być zmęczony samą jej obecnością. Odsapnął pod nosem i nalał sobie kawy z maszyny.
– Zadzwoni – odpowiedział jej donioślej. – A tymczasem idę odpocząć do biura. Dzisiaj nie mogłem spać. – Mówiąc to, zerknął na mnie z uśmiechem. Schyliłam głowę, nie chcąc, żeby ktokolwiek tutaj zauważył naszą niewerbalną komunikację.
– Żartujesz? – wrzasnęła Tokio. Czy ona tylko potrafiła krzyczeć? – Teraz idziesz się pieprzyć?
Zamarłam. Nerwowo rzuciłam wzrok na czarnowłosą dziewczynę, która groźnie wpatrywała się w Berlina.
– Tokio, proszę. Nie musisz być tak wulgarna. To do ciebie nie pasuję. – Zmierzył ją rozbawionym wzrokiem. – Co się stało z twoim carpe diem? Hm? Już nie wierzysz w swoją ideę? Rio cię nie zadowala?
– Plan się kurwa sypie. – Starała się nie słuchać jego docinek. – Może cię to nie obchodzi, bo jesteś śmiertelnie chory, ale mnie tak.
– Co za sukinkot! – Do rozmowy dołączyła się Nairobi. – Pieprzysz zakładniczki? Która to?
– Ja się nie pieprzę, a uprawiam miłość, jak już. Ale nie, nie robię tego z żadną z zakładniczek.
Czułam, że zaraz spadnę z krzesła. Wbiłam swój wzrok w Berlina, czując, że ten zaraz się wypapla. Obie dziewczyny zarzuciły go oskarżeniami i wyszła z tego dość chaotyczna sytuacja, kiedy Tokio rozkrzyczała się, Berlin odgrażał, a Nairobi podsycała złą atmosferę swoimi wyzwiskami w jego kierunku.
W tym też byłam ja. Cicho siedząc na krześle i dając miną Berlinowi do zrozumienia, że zamorduję go, jeżeli się wygada. Nie chciałam, żeby ktokolwiek o tym wiedział, a w szczególności, żeby cokolwiek doszło do Dakara.
– To jest syndrom Sztokholmski! – wrzeszczała Nairobi. – Ona robi to z tobą ze strachu! Myślisz, że ta biedna dziewczyna w normalnych warunkach by się z tobą przespała?
Zaczęłam się nad tym zastanawiać i choć prędko przestałam, bo dziwne myśli zalały moją głowę, to doszłam do wniosku, że i ja popadłam w syndrom Sztokholmski. Byłam głupia, decydując się na to, co wydarzyło się poprzedniej nocy.
– Zapytałeś ją o to, czy chce się z tobą pieprzyć? – Tym razem to Tokio ryknęła.
– Tak, pytałem. Jeżeli nie jesteś pewna, możesz też ją o to zapytać.
Moje oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Berlin właśnie był przygniatany fortepianem lecącym z nieba w moich myślach. Błagałam, żeby nie wskazał na mnie.
– Dowiem się kto to i zapytam! – odgrażała się Tokio, szturchając go z barku. – Możesz być tego pewien!
– Jesteś zwykłą świnią – skarciła go Nairobi.
– Nie kocham się z żadną z zakładniczek! – oznajmił oschle Berlin, kończąc kłótnię i prędko opuszczając stołówkę.
Siedziałam jeszcze przez chwilę, dopijając resztkę swojej kawy, a następnie zapytałam, czy mogę iść do toalety. Nikt mnie nie zatrzymał, dając mi wolną rękę.
Wiedziałam, którędy iść do łazienek. Znałam już drogę, jak własną kieszeni i po chwili byłam już praktycznie przy drzwiach.
– Savana? – Usłyszałam za plecami głos Berlina. – Możemy na słówko?
____________________________________
CZYTASZ
Time for change | LA CASA DE PAPEL | Berlin
FanfictionSavana nie jest zaskoczona, kiedy po ponad trzech latach dostaje prośbę o spotkanie od najbliższej osoby w jej życiu. Nie domyśla się jednak, że to spotkanie może skończyć się nie tak, jak to sobie zaplanowała. _____________________ "Time for chan...