15 cz 2.

634 74 25
                                    

Kiedy się budzę jest już noc, światło księżyca przypomina mi te wszystkie chwile gdy błagałam los o zmianę. Teraz mi wstyd, że byłam tak słabym człowiekiem, taką nędzą.
Pozwoliłam siebie zniszczyć i nie mam dla siebie teraz żadnej litości. Oni wszyscy mówiący mi, że mnie podziwiają jak wspaniale sobie radzę budzą we mnie tylko większe wyrzuty sumienia. To nie jest powód do dumy.
Powinnam od niego odejść kiedy po raz pierwszy mnie zmusił do seksu, albo tuż po narodzinach Kasi kiedy dawał mi popalić, że dziecko nie jest odpowiedniej płci.

A potem przypominam sobie o mojej pozostałej dwójce dzieci. Los zabrał mi wiele ale i dał mi wiele. Mam dwie wspaniałe dziewczynki i cudownego wnuka w pakiecie z zięciem. Pretensje i żale do losu niebyły by wskazane. Trzeba się cieszyć dobrem i niwelować zło. Adam śpi skulony na krzesełku. On jest tym dobrym elementem mojego życia. Daje z siebie wszystko w naszym związku pomimo tego, że ja zraniłam go swoim brakiem zaufania nie jeden raz. Rozumiał mnie, zanim ja zrozumiałam siebie i dał mi czas na dorastanie do naszego związku.

Michał to samo dno i przeszłość, chciałabym uciec od świadomości, że on żyje i chodzi sobie wolny po świecie. Jeżeli czynnie uczestniczył w handlu żywym towarem powinien za to odpowiedzieć. Czy tak będzie? Mam tak wiele pytań. Jak na zawołanie Adam otwiera oczy i przesuwa wzrokiem po mojej twarzy. 

- Źle się czujesz? - Szepcze pytanie. 

- Nie, po prostu myślę. I wspominam. - Odpowiadam. Ta informacja sprawia, że przesuwa się w moim kierunku i troskliwie łapie moją dłoń.   

- Aniu. Przepraszam, że powiedziałem ci o tym w tak nieodpowiedzialny sposób. Kurwa nie pomyślałem, że aż tak zareagujesz. - Kręcę głową. On nic nie rozumie. 

- Chodź tu. - Proszę przesuwając się na łóżku. 

- Kochanie, nie zmieścimy się. - Protestuje. 

- Zmieścimy, potrzebuję twojego dotyku i zapachu. - Mruczę. To go całkowicie zaskakuje. - Ty sprawiasz, że czuję się bezpieczna. Chcę z tobą coś omówić. - To też nowość, bo do tej pory on pozwalał mi podejmować wszystkie decyzje w naszym życiu, on co najwyżej coś proponował i dopasowywał się do mnie. Wiedział, że ja tego potrzebuję. Mieć stery we własnych dłoniach. Ułożyłam się na boku i czekałam aż jakoś się ułoży. Zawisł na boku patrząc w moje oczy. Podniosłam dłoń i pogłaskałam go po policzku, przejechałam palcem po jego nosie i objechałam kontur warg. - Kocham cię. - Jego oczy zmiękły a kontury ust się uniosły. Nigdy nie powiedziałam mu tego, patrząc prosto w oczy. 

- Ti amo. - Wyszeptał w odpowiedzi. To sprawiło, że to ja się uśmiechnęłam. Odetchnęłam ciężko i wypaliłam bezzwłocznie.

- Powinieneś go aresztować. To, że stracił pamięć nie daje mu prawa do bycia na wolności. Chociaż wątpię w tą historię, bo to raczej jego kolejny przekręt. Pomyśl kiedy zniknął. Wtedy gdy tata miał już dowody w ręku na jego świństwa. Ty je miałeś. To dobra bajeczka, żeby ocalić swój tyłek, sąd go nie skarze za coś o czym nie wie, albo obniży mu wyrok . I dzięki temu nie będzie musiał zeznawać. Bo przecież nic nie pamięta. - Tłumaczę swoje racje.  Kaliński bada moją twarz. 

- Wiem, też o tym myślałem. On jest aresztowany i niedługo przewiozą go do Wrocławia. Przebadano go na miejscu, na poparcie tego wszystkiego na dokumentację medyczną. Kobieta, z którą żyje pracowała w szpitalu, do którego trafił ranny. Znaleziono go pod szpitalem, bez dokumentów. Nie przypomina dawnego siebie i zachowuje się też inaczej. Marzena zeznała, że pobił się z Łapsem o jakąś dziewczynę. Łapiński jest większy niż ja i ma łapy jak bochen chleba. Pozbawiony jest też jakichkolwiek skrupułów, stłukł go łyżką do opon. Zmiażdżył mu część twarzoczaszki. Jeden z ich pracowników pożałował Michała i wywiózł na Ukrainę. Tam podrzucił go na schodach szpitalnych. Podróż i infekcja sprawiły, że trzeba było go intensywnie leczyć, część skóry miała zamartwicę, miał kilka operacji plastycznych i przeszczep skóry. Lekarze, którzy go badali uznali, że ma prawo nie pamiętać. - Przyjmowałam jego słowa ale w nie nie wierzyłam. Michał Rydź był jak farbowany lis. Zawsze miał plan awaryjny. - Nie martw się kochanie, on się do ciebie i dzieci nie zbliży. - Zapewnił mnie. 

- Wątpię, żeby chciał. Teraz ma syna z czasem przypomni sobie wygodnie i zgarnie spadek.  - Odpowiedziałam mu.

- Widzisz nie zgarnie całego. Bo Kasia jest jego potomkiem i ma męskiego dziedzica. Mogłaby się śmiało o to ubiegać. - Ta propozycja mnie rozbawiła.

- Jednego możesz być pewien, oni nie będą się o to starać. Katarzyna już dawno podpisała dokumenty zrzekające się wszelkiego dziedzictwa po ojcu. To była pierwsza rzecz jaką zrobiła po odejściu z domu. Wyrzekła się go. Zmieniła też nazwisko. - Adam podnosi brwi na te rewelacje. 

- Jakim cudem się jej to udało? Ile ona miała lat? - Pyta mnie.

- Odeszła w dniu swoich osiemnastych urodzin. Zostawiła mi list i numer telefonu. Chociaż prosiła, żebym pozwoliła jej żyć samodzielnie i nie szukała kontaktu. - Opowiadam mu tamte zdarzenia. - Nie wiem jak ona tego dokonała. Skończyła szkołę średnią, teraz studiuje. Ma wspaniałą rodzinę. Nie umiałam zapewnić mojemu dziecku poczucia bezpieczeństwa. - Łzy zaczynają mi spływać po policzkach. Adam ociera mi je czule. 

- To nie prawda. Nauczyłaś ją siły i walki o swoje. Tylko według ciebie jesteś słaba. Ona wie jak wiele wysiłku, wymagało od ciebie ukrywanie przed nią tego, co ci robił mąż. Smutna prawda jest taka, że dzieci zawsze wiedzą.  Po prostu szybko się uczą ukrywać tą wiedzę. - Kiwam głową przytakując mu. Wtulam twarz w jego szyję, zaciągając się moim ulubionym zapachem. Słyszę jak w gardle dudni mu delikatny śmiech. 

- Lubię ciebie taką otwartą. - Mruczy otulając mnie ramieniem. 

- Kiedy mnie wypuszczą? - Delikatnie pogłaskał moje plecy. 

- Miejmy nadzieję, ze szybko. Te krzesła są strasznie niewygodne. Prześpij się jeszcze. - Prosi mnie.

- Zostań tu. -  Teraz to ja go o coś proszę. Wzdycha. Ja przesuwam się maksymalnie do ściany i przyciągam jego ciało do swojego. Mościmy się przez chwilę wśród jęków. Jest równie obolały jak ja. I wzdryga się gdy dotykam go na wysokości lędźwi. - Pobili cię. - Stwierdzam oczywistość.

- Trochę. Przejdzie. Nie martw się o to. - Całuje delikatnie moje usta, żeby mnie chyba uciszyć. - Śpij. - I robię to w kokonie bezpieczeństwa, który zapewnia mi jego ciało i zapach. 

- Mój. - Mruczę zasypiając.

- Twój. - Zapewnia mnie. 

Zaginiony. Zakończone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz