Rozdział 2 cz.1

382 16 4
                                    

Tak! Dotarliśmy do 2 rozdziału! ;) Miłego czytania!

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

1 stycznia, 2020

Louis czuje, że łóżko zapada się pod nim, ale nie otwiera oczu. Jeśli je otworzy, ból głowy, który czuje, naprawdę rozsadzi mu głowę. Jego usta są jednak tak suche i obrzydliwe. Powinien naprawdę wstać, napić się wody i wziąć Advil, żeby przynajmniej spróbować zwalczyć tego kaca. Przewraca się na plecy i czuje nacisk ciała obok siebie, a potem gorący oddech dyszący w jego uchu, tuż przed niechlujnym polizaniem jego policzka.

- Ugh. Nie ma to jak oddech psa rano, aby cię obudzić - mruczy, gdy otwiera jedno oko, żeby zobaczyć szczęśliwą twarz Stuarta. - Wiesz, że nie powinieneś tu spać.

Stuart przykłada swój zimny, mokry nos do jego szyi, co sprawia, że się podnosi. - Dobrze, dobrze. Już wstaję.

Z mnóstwem jęków wstaje i zsuwa nogi z łóżka. Jego żołądek nie do końca za nim nadąża, a kiedy próbuje się wyprostować, prawie wymiotuje. Bierze jednak głęboki oddech i chwilowo mu przechodzi. Potyka się w łazience, kiedy chce się odlać i przepłukać trochę usta.

Spogląda w lustro i szybko odwraca wzrok. Wygląda okropnie. Oczy ma podkrążone i podpuchnięte, włosy sterczą w każdą stronę. Nie może się zmusić, aby spojrzeć tam jeszcze raz.

Zamiast tego, kieruje się do kuchni i o mało co nie woła do Zayna, czy chce kawy lub herbaty, ale potem przypomina sobie, że Zayna tu nie ma. Na jego twarzy pojawia się chytry uśmiech, gdy przypomina sobie, jak wymykał się z tym słodkim chłopakiem z imprezy. Wyglądał znajomo, ale Louis wciąż nie może sobie przypomnieć, gdzie go spotkał lub widział.

Robi sobie kawę i szybko ją wypija, mimo że jest trochę za gorąca i parzy go w język. Stuart w końcu ma dość, więc przynosi mu smycz i kładzie mu ją na kolanach.

- Tak, tak, tak. Rozumiem - śmieje się.- Piję to tak szybko, jak tylko mogę.

Czuje się nieco lepiej, ale żałuje, że nie miał czasu na prawdziwe śniadanie przed wyjściem na mróz. Zamiast tego chwyta batonik proteinowy i idzie po swój płaszcz. - Chodź, Stuart. Pójdziemy na szybki spacer, dobrze? Naprawdę chciałbym zrobić coś tłustego na śniadanie.

Oboje szybko schodzą po schodach i wychodzą na zimny poranek. Patrzy, jak jego oddech wydostaje się białymi kłębkami, aż mocniej owija szalik wokół ust i nosa.

- Dokąd, Stu? - Pyta, jego głos jest nieco przytłumiony. Stuart kieruje się chodnikiem w stronę parku. Louis nie zamierza jednak iść dalej. Na dworze jest bardzo zimno, a kac nie sprzyja długim spacerom.

Śnieg nie jest już na tyle świeży, by ładnie wyglądać, ulice są rozmiękłe od soli i piasku. Chodniki są jednak czyste, co jest plusem. Kiedy docierają do parku, obchodzą ogrodzony plac zabaw, przyglądając się szkieletowym metalowym prętom i cichym czerwonym zjeżdżalniom. Huśtawki stoją zamarznięte, a karuzela ledwo prześwituje przez kopiec śniegu.

Chciałby myśleć o czymś innym niż o tym, jaki jest dzień. Myślał o Harrym wystarczająco dużo ostatniej nocy, jeśli to jego kac znów zapędza go w ten ciemny kąt jego umysłu to musi się go pozbyć. Gdy on i Stuart docierają do domu, śnieg znów zaczyna padać, a on nie może się powstrzymać od myśli, że chciałby, aby przykrył wszystko. Aby dał wszystkiemu nowy początek. Chciałby, żeby to samo zrobił dla niego. Jemu też przydałby się nowy początek.

W chwili gdy tupie butami po macie powitalnej, jego telefon brzęczy w kieszeni, ale czeka, żeby to sprawdzić, kiedy znajdą się w domu. Zdejmuje rękawiczki, wkłada je do kieszeni płaszcza i wiesza go w szafie, zanim wyławia telefon z kieszeni spodni dresowych. To tylko Zayn.

Consequences L.T & H.S ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz