Od pięciu minut stoję w miejscu i się nie ruszam, jakbym była wryta w ziemię. Już trzy razy słyszałam te same słowa. I wciąż one do mnie nie docierają. To nie możliwe. Po prostu niemożliwe.
- Arose Jane - kobieta ubrana cała na różowo znów wypowiade te same słowa. Słowa, których nienawidzę. Moje imię i nazwisko.
W końcu muszę się ruszyć. Muszę wystąpić, wejść na scenę. Zrobić to wszystko tylko po to, żeby dostać się na arenę, zapewnić bogatym mieszkańcom Kapitolu chwilową rozrywkę, a potem zginąć. Brzmi wspaniale, prawda?
Wszyscy patrzą się tylko na mnie. Nikt poza sztucznie uśmiechającą się kobietą ze sceny, która wciąż mnie nawołuje, się nie odzywa. Ktoś mnie szturcha. Muszę iść.
Nawet nie próbuję patrzeć na moją mamę i młodszego brata, którzy za mną stoją. Nie patrze także na Braith'a. Nie chcę widzieć, jak płaczą. Nie chcę sama płakać.
Idę. Ludzie rozstępują się, a ja z nieobecną, lecz przerażoną miną zmierzam w kierunku podium. Rita przestaje krzyczeć do mikrofonu i patrzy na mnie z nutą współczucia. Albo może bardziej obrzydzenia. Przecież, mimo że nie jestem może najbrzydsza - jestem niska i szczupła, mam długie blond włosy i niebieskie oczy, to jestem ubrana w poplamioną krwią, kremową sukienkę sięgającą mi ledwie do kolan z postrzępionym zakończeniem, które na początku wcale tak nie wyglądało. To wszystko przez dzisiejszy dzień. To wszystko przez nich.
- Tato, nie! - wrzeszczę, ale on nie słucha.
Idzie przed siebie. Nie powinien. Boję się o niego.
Wciąż idzie w ich kierunku. Nagla pada strzał . On też pada, tyle że na ziemię.Rita szczerzy do mnie zęby. Odpowiadam jej jedynie cichym westchnięciem. Teraz w mojej głowie pozostaje jedno pytanie. Kto będzię drugim wylosowanym?
Kobieta coś mruczy do mikrofonu. Kręci mi się w głowie, nic z tego nie rozumiem. Ale muszę się skupić. Muszę być silna. Muszę usłyszeć, kto będzie moim partnerem. Moim ostatnim przyjacielem. I moim wrogiem.
- East Jane! - krzyczy w końcu Rita.
Zamykam oczy. Musiało mi się przesłyszeć. Upadam na kolana. To nie może być prawda!
Powoli otwieram jedno oko. Zdążyły już do niego napłynąć łzy, więc niewiele widzę. Ale jedno rzuca mi się w oczy - mały, wątły chłopiec, który idzie środkiem w stronę sceny. Tak samo, jak szłam ja.
- East... - jęczę, ale nikt nie zwraca na mnie uwagi.
- Ktoś może... - zaczyna ohydna, znienawidzona przezmnie kobieta. Potwór, który chce zabić mojego brata.
- Ja! - słyszę czyjś donośny głos. Nie. To nie może być jego głos. - Ja się zgłaszam - powtarza, już nieco ciszej.
Easty się zatrzymuje. Drży. Obraca się w stronę wybawcy. Lekko kręci głową. Ja też kręcę głową. Ale mocniej. Rzucam się na ziemię i wrzrszczę. Piszczę. Cokolwiek. Nienawidzę ich.
Już po chwili pojawia się obok mnie Braith. Mój okropny, odważny, kochany, okrutny i wspaniały chłopak. Podchodzi do mnie, kuca.
- Będzie dobrze. - Uśmiecha się.
Nie. On nie może tego zrobić! Znów kręcę głową. To zły pomysł.
Szumi mi w uszach. Rita przemawia piskliwym głosem do reszty.
- Jeszcze chwila - zapewnia mnie szeptem Braith.
Cisza. Piskliwy głos. Oddechy. Bicie serca. Zapach zbyt mocnych perfum. Monolog. Poruszenie. Myśl - teraz.
Braith wstaje. Powoli wyciąga coś z kieszeni. Dziwne, że nikt się nami nie przejmuje... Chłopak po raz ostatni obraca się w moją stronę. Po raz ostatni się uśmiecha.
- I niech los zawsze... - Rita zamiera na widok przedmiotu dzierżonego przez bruneta w prawej ręce.
- Koniec z losem - mówi twardo chłopak. - Koniec z Igrzyskami - wymienia dalej. - Koniec ze śmiercią bezbronnych ludzi. - Robi któtką przerwę. Biorę głęboki wdech. Zaciskam powieki. - I koniec z wami wszystkimi...
Strzela. Krew. Okrzyk radości. Gwizd. Szum. Setki osób wyciągających karabiny. Strzelają do prowadzących. Do prezydenta, który wszystkiemu przyglądał się z końca sceny. Do Strażników Pokoju.
Plecami przywieram do zimnej powierzchni. Jeden ze strażników wyciąga swój pistolet. Celuje w scenę. Celuje we mnie. Strzela. A ja szykuję się na śmierć.
Nagle wyskakuje przede mni e Braith. Po co?! Dlaczego?! Dlaczego przyjmuje moją kulkę?! Dlaczego to ja muszę go teraz trzymać na kolanach?! Dlaczego to ja topię się w jego krwi?! A nie on w mojej...
Cisza. Spokój. Niepokój Strach. Koniec. Początek.
Jeden moment, który uratował mi życie.
I jeden moment, który całkowicie pozbawił jego sensu.
★★★★★
Witam! Oto mój one-shot związany z Igrzyskami Śmierci ^-^ Mam nadzieję, że się spodoba :) Jeśli przeczytasz, zostaw po sobie jakiś komentarz lub ★
♥♥♥
CZYTASZ
I niech los... 🔪 Igrzyska Śmierci
FanfictionJednoczęściowe, krótkie opowiadanie o jednym momencie, w którym to może zmienić się tak wiele... One shot na podstawie "Igrzysk Śmierci".