Rozdział 20.

252 11 0
                                    

Chłodny lekki wietrzyk wlatywał do domu państwa Tonks przez uchylone okno. Rodzicie Nimfadory z charakteru niewiele się różnili od siebie z mojej teraźniejszości.

Zaprowadzili nas do jakiegoś małego pomieszczenia, z dużą ilością eliksirów, magicznych przedmiotów i kominkiem prawdopodobnie połączonym przez sieci fiuu.

- Jeżeli chcecie się dostać bezpośrednio do biblioteki niezauważalnie, możecie użyć proszku fiuu, ale przed tym wypijecie coś - powiedziała mama Nimfadory, przeszukując jakąś półkę z eliksirami.

Po chwili znalazła to czego szukała. Była to fiolka z jakimś przezroczystym płynem. Po otwarciu fiolki, ze środka wyleciał błękitny dym.

- Jest to eliksir, który sprawi że nie będziecie widzialni dla innych. Siebie nawzajem będziecie mogli dostrzec, ale osoby w ministerstwie już nie - wytłumaczył Pan Tonks biorąc fiolkę od swojej żony.

Mężczyzna wyciągnął z szuflady małe kieliszki, do których nalał po równo roztworu, dając każdemu po jednym.

- Tylko uważajcie, macie tylko pół godziny, później mogą was zauważyć - ostrzegła pani Tonks uśmiechając się.

Pokiwałem głową na znak zrozumienia i na raz wypiłem roztwór. Poczułem dziwne uczucie w brzuchu, jakby ktoś mnie ściskał.

Kiedy państwo Tonk poinformowali nas że już pora, wszedłem do kominka nabierając do ręki szarego pyłu.

- Jak chcesz się znaleźć centralnie w bibliotece po prostu powiedz Ministerska Biblioteka Magii - oznajmiła pani Tonks uśmiechając się przyjaźnie.

- Myślałem że to będzie trochę trudniejsze - mruknął Syriusz lekko zawiedziony do Jamesa, który po chwili uderzył go w ramię.

- No to widzimy się na miejscu - mruknąłem do wszystkich. - Do Ministerskiej Biblioteki Magii!

Rzuciłem proszkiem fiuu, a moje ciało pokryły zielone ognie. Poczułem jak kręci mi się w głowie. Nie minęła chwila, a ja znalazłem się już w ministerstwie

Było prawie pusto. Tylko pojedyncze osoby chodziły w te i we wte, ale mimo tego była ogłuszająca cisza.

Wyszedłem z kominka, po czym czekałem na resztę osób. Po jakoś pięciu minutach zebraliśmy się wszyscy na miejscu.

- Dużo tutaj tych książek - powiedział James rozglądając się dookoła.

- Jeśli poszukamy w dobrym miejscu, to napewno znajdziemy jakąś potrzebna książkę - oznajmił Peter zachrypniętym głosem.

- Najlepiej abyśmy się rozdzielili - powiedział James poprawiając okulary.

- Ja idę z Lunkiem - powiedział od razu Syriusz uśmiechając się szeroko.

- No to w takim razie Syriusz idzie z Remusem, Peter pójdzie z Marleną, a ja pójdę z Jamesem - oznajmiłem.

Wszyscy się zgodzili, po czym rozdzieliliśmy się w poszukiwaniu potrzebnych książek. Przez cały czas zdawało mi się, że ktoś nas obserwuję.

- Skoro jesteśmy sami to...- zaczął James spokojnie - jestem, a w sumie to kiedyś będę twoim ojcem, tak?

- Zgadza się - odpowiedziałem krótko, przejeżdżając palcami po grzbietach książek.

- A Lily mamą?

- Tak.

- Czyli wychodzi na to że...że my...no wiesz - mruknął James.

- Tak, wiem o co chodzi - odpowiedziałem krótko.

- A ty masz kogoś? - zapytał James przyglądając się mi.

Under Hate| Drarry | ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz