prolog

290 43 6
                                    

 Świat wydawał się o wiele wolniejszy. Droga na przystanek nagle wydłużyła się, a duchota wrześniowego powietrza była nie do wytrzymania. Na desce nie myśli się o takich rzeczach. Wtedy dotarcie gdziekolwiek to kwestia kilku minut, a jeździe towarzyszy świeży powiew wiatru.

Ale kiedy łamie się rękę, trzeba liczyć się z konsekwencjami.

Aga nie spodziewała się, że mały wypadek będzie miał wpływ na tyle codziennych spraw. Brak deski odbierał sporo małych przyjemności, jakie sprawiała jej droga do szkoły i z powrotem. Pani Jadzia, woźna, u której Aga zawsze przechowywała deskę, karciła ją za nieostrożność. Odkąd zobaczyła ją z gipsem, dzień w dzień powtarzała, że zawsze wiedziała, iż ta cała jazda właśnie tak się skończy. Dało się to przeżyć, bo narzekania starszej pani można puścić mimo uszu – prawdziwy problem pojawiał się na lekcjach. Ciężko pisać notatki lewą ręką, jednak wolała to, niż nadrabianie zaległości. I tak więcej wiedzy wyciągała ze słuchania nauczycieli niż z zeszytu.

Pierwszy tydzień był jak sen, w którym nic się nie dzieje. Wolna droga do szkoły, te same sylwetki wijące się w ławkach, powrót, serial, sen. Bez żadnych puent, dzikich przygód i ważnych interakcji. Po prostu nieznośna monotonia.

W sobotę trzeba było to przełamać i ruszyć się do skate parku. Może nie mogła jeździć, ale chciała nacieszyć oczy. I wreszcie porozmawiać z Ritą.

Kiedy dotarła na miejsce, Rita właśnie zaliczała wywrotkę, ale kiedy złapały kontakt wzrokowy, szybko podniosła się i zaczęła energicznie machać ręką na powitanie. Energiczna, pomyślała Aga, to słowo zostało stworzone dla Rity. Nie istniała taka siła, która mogłaby ją zatrzymać, wiecznie musiała być w ruchu. Ciężko było sobie wyobrazić, jakim cudem wysiedziała tyle lat w szkolnej ławce.

– Kogo tu wreszcie przywiało! – Rita przybiła leciutką sztamę z gipsem Agi. – Już myślałam, że nie przyjdziesz, dopóki nie ściągną ci tego cholerstwa.

– Zbyt mi się nudziło.

– Było dzwonić, przecież bym przyszła! – powiedziała, udając wyrzut. Obie poczuły, że to niebezpieczny temat i należy go zmienić.

– Jak treningi? – pierwsza z próbą wybrnięcia wyskoczyła Aga. – Mama mówiła, że macie w tym roku szansę na mistrzostwo.

– Naprawdę? Nam na treningu powiedziała coś... innego, delikatnie mówiąc. Ale dobra, rozumiem ją, czeka nas jeszcze sporo pracy. A co u ciebie? Czekaj, chodźmy po coś do picia, opowiesz mi po drodze.

– Co mam ci opowiedzieć? W sumie nic ciekawego się nie zdarzyło...

Rita westchnęła.

– No to chociaż opowiedz o ręce. Ciągle boli?

– Nie, niezbyt. Ale trzeba przyznać, że utrudnia życie.

– Utrudnia?! Ja bym z tym czymś minuty nie wytrzymała.

– Wiem, Rita. Domyślam się, że dla ciebie męczarnią jest już spacerowanie ze mną bez użycia deski.

– Może... po prostu jest strasznie gorąco i brakuje wiaterku.

– Ta, coś o tym wiem.

Chłodny wiaterek zastąpiła klimatyzacja w supermarkecie. Jedna z ekspedientek od razu zaczęła śledzić je wzrokiem. Pamiętała, jak kiedyś te dziewczyny wparowały na deskach kilka minut przed zamknięciem i zamiast w ostatniej chwili kupić coś do picia, zderzyły się z półką, dokładając sobie samym oraz pracownikom dodatkowej roboty.

– Patrzy się na nas – szepnęła Aga.

– Wiem – odparła Rita. – No ale co mam z tym zrobić? Napisać sobie na czole, że tym razem niczego nie rozwalę?

– To nie taki zły pomysł. Mogę ci nawet pisak teraz kupić.

W odpowiedzi otrzymała lekkiego kuksańca.

Długo zastanawiały się, jaki napój wybrać. To zawsze musiało być idealne antidotum na pragnienie i przy okazji miało zapewniać odpowiednie zapotrzebowanie na cukier. Ostatecznie skończyły z monsterkiem na spółę. Mimo uczęszczania na treningi, siłkę i ciągłej jeździe na desce, Rita kochała cukry proste i mogła je pochłaniać kilogramami. Często obrywało się jej za to od mamy Agi, która walczyła z dietetycznym niedbalstwem Rity. I na treningach, i kiedy Ritka odwiedzała Agę z chipsami oraz colą.

Gdyby nie fakt, że szły pieszo, wszystko mogłoby przypominać rzeczywistość sprzed tygodnia. Nieco barwniejszą. Znowu z czymś, co wyrywało życie z monotonii i pozwalało się cieszyć. Po prostu cieszyć.

Bo to, co stało się przed tygodniem, zaczęło przeradzać się w tabu. I bynajmniej nie chodzi tutaj o złamaną rękę. Przez te wszystkie dni Aga nie była pewna, czy powinna odezwać się do Rity. Czekała na jakiś sygnał z jej strony, bo nie chciała wychodzić z inicjatywą jako pierwsza.

Ale sygnał nie nadszedł. Rita nie odezwała się słowem. A teraz, kiedy wreszcie doszło do spotkania, obie udawały, że nic się nie stało.

Aga zastanawiała się, czy tak w ogóle można. Nie lubiła niejasności i próba zamiecenia wszystkiego pod dywan wzbudzała w niej pewne rozdrażnienie. Z drugiej jednak strony, taki stan rzeczy powinien jej bardziej pasować – Rita była jej jedyną przyjaciółką, połówką, która urozmaicała każdy element życia, w którym się pojawiała.

Jednak, pomyślała, jeśli to wszystko ma być nieszczere, czemu miałabym się na to zgadzać?

Rita nagle się zatrzymała, zupełnie jakby chciała odpowiedzieć na to pytanie.

– Słuchaj... co do tego ostatniego... nie gniewasz się na mnie, prawda? – zagaiła, kompletnie tracąc charakterystyczny rezon w głosie. Była jak przestraszony kociak, który za bardzo nie wie, jaki krok wykonać.

– Jasne, że nie. – Aga odpowiedziała automatycznie, bez żadnego namysłu. Mimo że chciała tej rozmowy, od razu poczuła, że nie jest na nią gotowa.

– Skasowałam ci rękę...

– To nie tak, głupku, sama się wywaliłam.

– Wiesz, o co mi chodzi, nie bawmy się w podchody. – Głos Rity spoważniał. – Chcę, żeby wszystko było jak dawniej.

– Ja też, ale nie jestem pewna, czy to możliwe.

– Jasne, że jest. Po prostu o tym zapomnijmy. Zdejmą ci gips i będziemy się bujać po mieście jak zawsze.

Pewnie, że Aga chętnie by na taki układ przystała. Ale wbrew pozorom to nie o nią w tej rozmowie chodziło.

– A co z tobą? – zapytała. – Czy to na pewno ci odpowiada? Przecież...

– Mną się nie przejmuj – przerwała jej Rita. – Chcę, żeby wszystko było po staremu.

– Jesteś pewna?

– Sto procent. Zerwanie kontaktu przez taką głupotę byłoby słabe.

– Rita, to nie jest głupota...

Wskoczyła na deskę.

– Nie ma o czym gadać. Oficjalnie usuwamy tę sprawę z pamięci. Zgoda?

Podała Adze rękę. Trochę nietrafiony gest, przecież się nie pokłóciły. Ale w pewnym sensie musiały potwierdzić tę zgodę. Zgodę z faktem, że nie da się na nikim wymusić uczuć.  

FarmazonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz