~*~

71 16 5
                                    

Meruem lubił patrzeć w oczy Komugi. Nikomu się do tego nie przyznał, lecz każdy mógł zobaczyć jak zatapia się w szaro niebieskich tęczówkach.

Sam nie wiedział dlaczego tak uwielbiał to robić. Może dlatego, że podczas gry w Gungi, oczy Komugi rozpalały się tysiącami małych ogników. Iskierki szczęścia barwiły wtedy przeróżnymi kolorami szare tęczówki, tych pięknych oczu.

I chyba właśnie przez to lubił tą grę. Widział podczas niej te oczy pełne gwiazd, oczy, które pokazały mu prawdę oraz sens życia.

Racja, Meruem mógł rozkazać dziewczynie by miała otwarte oczy przez cały czas. Ona słuchała jego słów bez żadnej skargi, byłaby w stanie nawet siebie zabić, bo tak rozkazał. Ale był pewien, że ten piękny ogień w oczach nie pojawiłyby się wtedy, a tego właśnie nie chciał.

- Komugi, jesteś tam? - zapytał Meruem. Co każdy ruch zadawał to samo pytanie, ponieważ wokół dwójki graczy zapadła ciemność. Sam król jednak opadał też z sił i nie mógł zobaczyć otoczenia tak bystrze jak wcześniej. Jedynie cząstki jego aury poruszały się po całej okolicy patrolując teren.

- Tak, jestem. Nigdzie się nie wybieram. - prosta dziewczyna odpowiedziała władcy.

Choć czy mogli teraz tak się nazywać? Obydwoje się zmienili, obydwoje wiele rzeczy sobie uświadomili, jednak jedna myśl łączyła ich dwoje. Mimo, iż tworzyli nietypową parę, byli stworzeni dla siebie. Urodzili się by spotkać się w tym miejscu oraz w tych okolicznościach. Ta chwila była ich przeznaczeniem. Istnieli tylko po to by umrzeć razem grając w Gungi, jak dwoje równych sobie.

- 4-5-1, generał broni. - głos Komugi zabrzmiał w ciszy, a towarzyszył mu charakterystyczny dźwięk pionka, kładącego na planszy.

- Szach-mat. - obwieścił na pozór obojętny głos.

Meruem nie widział już kolorów, lecz pamiętał tą jedną błyszczącą barwę szarych tęczówek. Przed niewidzącymi oczami miał tylko widok tych pięknych oczu ludzkiej dziewczyny.

- Komugi, jesteś tam? - męski ton rozległ się w małym domku

- Tak, tak, jestem. - damski sopran złączył się z echem poprzedniego głosu - Zagrajmy jeszcze raz. Przegrany zaczyna.

- Komugi...

Mimo zbędnych słów po tonie głosu można było się domyśleć, że Meruem naprawdę źle się ma. Lecz i tak mimo to białowłosa brzmiała niepoprawnie optymistycznie, wśród spokojnej ciszy otoczenia:

- Tak, tak, słucham?

- Wychodzi na to, że ani razu cię nie pokonałem.

Meruem nie czuł się zawiedziony. W końcu przecież osiągnął swój cel, a wcale nie było nim wygranie z Światowym Mistrzem Gungi. To ten Mistrz Gungi był celem i sensem jego krótkiego, marnego oraz pełnego grzechu życia.

- Co też pan opowiada? Dopiero zaczęliśmy.

- Ah, tak? - żachnął się - 1-5-1, marszałek.

- 9-5-1, marszałek.

- Komugi, jesteś tam? - zapytał dla zasady. Wiedział, że nastolatka go nie opuści. Czułby, gdyby było inaczej. Nie zasnęłaby przed nim, nie pozwoli na to.

- Tak, oczywiście. Pana kolej, Meruemu-sama.

- Zmęczyłem się. - przyznał się w końcu - Muszę się zdrzemnąć.

Mrówki Chimery podobno są nieczułe. Podobno nie mają czegoś takiego jak współczucie. A jednak sam ich król nie chciał wspominać takiego przykrego słowa jak śmierć. Nie bał się jej, po prostu wiedział, że się obudzi w innym świecie, a jego partnerka, będzie przy jego boku cała i zdrowa.

- Potrzymasz... mnie za rękę.., Komugi?

- Komugi, jesteś tam? - spytał ponownie, gdy nie dostał odpowiedzi.

Na krótką chwilę zaległa cisza. Białowłosa nie odezwała się, ponieważ zaniemówiła na tą prośbę. Nie była nią zdziwiona, lecz niezwykle ją ona ucieszyła. W tych ostatnich chwilach jej życia miała doznać takiego szczęścia!

- Słyszę pana. - zamilkła na moment, bo nie chciała, by jej głos załamał się z tej wielkiej radości - Dobrze. - musiała się upewnić, że na pewno dobrze usłyszała - Mam potrzymać?

- Niedługo się obudzę.

Meruem nie zaprzeczył, ale także nie potaknął. Nie był pewien czy byłby w stanie wypowiedzieć tą śmiałą prośbę po raz drugi. Nagle, tuż przed odejściem stał się bardziej nieśmiały. Komugi potrafiła ujarzmić jego zwierzęcą duszę i sprawić, by był równy niej.

- Zostaniesz ze mną i do tego czasu?

- Nigdy pana nie zostawię. Zawsze tu będę.

- Komugi... - mężczyzna szepnął głosem pełnym bólu i tęsknoty. Chciał zobaczyć jeszcze ten jeden raz szare oczy dziewczyny, pełnych kolorowych przebłysków.

- Tak, tak, słucham. - głos nastolatki także stał się cichszy oraz delikatniejszy. Brzmiał jak u troskliwej matki, która opatrywała zadrapanie na nodze swojego niesfornego dziecka.

Meruem leżał z głową na kolanach Komugi, szykując się do snu, a dziewczyna gładziła jego twarz, poznając ją po raz pierwszy. Cząstka Nenu króla, także błądziła po dłoni białowłosej, jako odpowiednik jego ręki. Nie miał już sił się ruszać, lecz do końca chciał być z nią.

- Dziękuję.

- Nie ma za co.

- Nazwiesz... - Merumem miał już problem z wysławianiem. Za dużo sił mu to zajmowało.

- Tak?

- ...mnie po imieniu po raz ostatni? - wyszeptał resztką sił

Odkąd mężczyzna poznał swoje imię pragnął by Komugi je wypowiedziała. Bez żadnych panów, królów, władców, czy innych honoryfikatorów.

Dziewczyna ścisnęła dłoń mrówki, która była dla niej jak człowiek. Nie ważne jak na początku nie byłaby brutalna, dla niej była po prostu człowiekiem, istotą ludzką.

- Dobranoc, Meruemie. Niedługo do ciebie dołączę. - to były ostatnie słowa jakie usłyszał były król, zanim ogarnął go jasny blask. Zasypiając miał przed sobą obraz oczu, które pokazały mu prawdę.




Na początku miało być coś uroczego, ale nagle naszedł mnie taki depresyjny mood, więc wyszło jak wyszło. Mam nadzieję, że jest przynajmniej smutne, tak jak chciałam.

Oczy | oneshot OmugiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz