16 cz 1.

654 75 34
                                    

Dzień, został nam dzień niepewności. Od miesiąca moje życie to kołowrotek. Po wyjściu ze szpitala wszystko ruszyło pełną parą. Adam sprzedał chatkę bez żadnego żalu, którego się z jego strony spodziewałam. Uznał, że pora zacząć nowe życie tak naprawdę i osiedlić się gdzieś na stałe. Te miasteczko było zgniłe i nie dawało nam wsparcia. Plotkowano nam za plecami, mnie wiecznie nazywano dziwką bo miałam kogoś innego przy sobie. Marian i tata nie spotykali się z takim zachowaniem ale za nimi stały pieniądze. Moja przyszywana matka zawsze pchała wszystkim w twarz bogactwo Antoniego. Mnie zastanawia do tej pory jedno, co oni zrobili z pieniędzmi rodziny ojca? Bo przecież skoro nawet dom był po dziadkach taty to gdzie je wepchnęli, bo nie żyli jak królowie? Z drugiej strony, żadne z nich nigdy nie pracowało. Henryk miał chore serce a jego żona lubiła się wyręczać dziećmi. To mnie uderza w tym momencie, kiedyś wszystko wokół domu robiliśmy my. Ona była zbyt zajęta plotkowaniem z przyjaciółkami. Odkąd miałam dziesięć lat piekłam ciasta i usługiwałam im gdy były zatopione w rozmowie.

Tata podszedł do mnie delikatnie dotykając mojego ramienia. Wydawał się być zmartwiony. Adam wyjechał do Świętej Katarzyny z ciężarówką wypełnioną rzeczami, które zabieraliśmy. Rozbawiło mnie to, że zadbał aby każdy słoiczek przetworów został zawinięty i zabezpieczony w drewnianych skrzyniach. Po raz pierwszy będzie mieć szansę obejrzeć nasz nowy dom. Ja widziałam go jedynie na zdjęciach, ale tatuś był zachwycony parcelą. Odkrył ziemiankę na przetwory taką wielką umieszczoną kilka metrów od domu z pięknymi wrotami. Zrobił masę fotografii. Obaj z moim mężczyzną zaplanowali wszystkie prace. Aby przyspieszyć wyprowadzkę wynajęliśmy poleconych przez Mirka fachowców. Jednak Adam nie mógł sobie odmówić wizyty na budowie. Miał też inny cel, który skwapliwie ukrywał przez jakiś czas przede mną. Rozmowę o przeniesienie. Złożył wszelkie dokumenty ale Komendant chciał z nim porozmawiać osobiście.

- Czym się martwisz? - Głos ojca wyrwał mnie z zamyślenia.

- Wynikami Michalinki. Ostatnia doba to zawsze piekło gdy czekasz na ważne wieści. - Otulił mnie ramieniem, dając wsparcie.

- Spakowałaś was? - Wszyscy czekaliśmy na to żeby stąd uciec. Na najbliższe kilka dni przenosimy się do pracowni Mirka, później pojedziemy prosto do nowego domu.

- Tak, wszystko jest gotowe, zjemy obiad i możemy ruszać. Marian dzwonił, znalazł domek dla siebie, w jednej jego części był niegdyś sklepik spożywczy. Zamierza go przerobić na zakład fryzjerski. Wszystko się układa. - Stwierdziłam. - Teraz tylko wyniki Michalinki i będzie dobrze. - Cały czas trzymałam się nadziei na to, że to nie jest nowotwór. Co nie znaczy, że dzisiejszej nocy zasnę. Oboje milczeliśmy wyglądając na plac. W ciszy dzwoniący telefon zabrzmiał jak wystrzał.

Podreptałam do kuchni i podniosłam awanturującą się słuchawkę. Przyłożyłam ją do ucha.

- Ty kurwo. - Zabrzmiał w słuchawce głos Bartka. - Masz przejebane, nawet nie wiesz jak bardzo. - Tata popatrzył na moją przerażoną twarz i wyrwał mi słuchawkę z dłoni.

- Zamknij się kurwa, jeszcze raz zadzwonisz do mojej córki, to będą cię szukać na dnie morza. Rozpierdolę cię w kawałki i nakarmię tobą ryby, skurwysynu. Rozumiesz. Dlaczego ci się kurwa wydaje, że pozwolę ci ją straszyć gnido? Uznałeś, że skoro policja cię nie znalazła jesteś bezpieczny. Mam dla ciebie informację bracie ja wiem gdzie jesteś i za chwilę ktoś po ciebie przyjdzie a tym telefonem zjebałeś życie swoim dzieciom. Bo skończą pod mostem skurwysynie. - Nigdy nie widziałam Antoniego w takim stanie i tak zachowującego się. To był jeden z tych spokojnych cichych typów ale najwyraźniej pewne rzeczy sprawiały, że krew mu się gotowała. Teraz wystukał jakiś numer i powiedział jedno zdanie.

- Do akcji. - Potem cierpliwie słuchał rozmówcy. - Dobrze, wszystko to zanieś do prokuratury. Nie obchodzi mnie to, na nic innego nie zasługują.

- Tato. - Poprosiłam go.

- Nie córeczko, on straci wszystko a te jego dzieci nie są lepsze niż on. - Nie byłam tego pewna, czy ktoś powinien odpowiadać za grzechy ojca. Prawda jest taka, że nie znałam młodzieży. Aldona miała ledwie czternaście lat a Waldek chyba był pełnoletni. Mieli w domu jeszcze maluszka w wieku Michaliny, chociaż nie jestem pewna płci.

- Aldona ma czternaście lat tato a to młodsze? - Pokręcił głową na moją naiwność.

- Młodsze ma zespół downa i umieścili go w zakładzie. - To mnie zaszokowało.

- Ale jak to? W zakładzie? I skąd o tym wiesz? - Oparł się o blat kuchenny i smutno uśmiechnął.

- Ostatnio bardzo dużo wiem o tym wszystkim. Wynająłem agencję detektywistyczną, nie takich obszczymurków a międzynarodową. Wiedzą co robią. Wygrzebali wszystko. Zgadnij za co Bartek, Michał i Marzena zbudowali swoje imperium? No zgadnij córeczko. - Teraz zrozumiałam złość ojca. Dziedzictwo jego rodziny służyło do zbudowania siatki przestępczej.

- Ona im dała na to pieniądze? - Wyszeptałam z szokiem. - Wiedziała co robią? Tato? - Ojciec zacisnął usta. - Wiedziała. Jezu. Przecież sama była kobietą. Jak tak można?

- Za jedno możemy być losowi wdzięczni, że nie łączy nas z nimi krew. - Z tym miał rację.

- Co się stanie z dziećmi? Z żoną Bartosza? Czy ona też w tym maczała palce? - Ojciec popatrzył w podłogę, mimo moich lat usiłował zostawić moją duszę nieskalaną. Na to od dawna było za późno. - Rozumiem.

Telefon tym razem ten komórkowy zadzwonił. Oboje z ojcem popatrzyliśmy na ekran i z ulgą odetchnęliśmy widząc na ekranie imię Adama.

- Cześć kochanie, dom jest zajebisty i wiesz co. Za tydzień można będzie już tu zamieszkać. Jeszcze nie widziałem takiej ekipy. - Zachwycał się. - Uratowali wszystkie drewniane podłogi, wymienili tylko spróchniałe deski, resztę wyczyścili i na nowo polakierowali. Teraz wymieniają okna. Nimi też jestem zachwycony. Wspaniała jakość i potrójna szyba. Zostawili dwa przedwojenne piece kaflowe, są cudowne. Jutro zamontują kominek do salonu. Kuchnia zachwyca skarbie jest olbrzymia, zmieniłem trochę projekt i poprosiłem o wstawienie podwójnych drzwi. Takich jak to ten ich majster mówił francuskich. Chcę cię widzieć gdy będziesz wyczarowywać tam swoje potrawy. - Zachichotałam na ten cały entuzjazm.

- Cieszę się, że nasz dom tak bardzo ci się podoba. - Poprawił stanowczo mój nastrój.

- Masz tu naprawdę pole do popisu kochanie. W sadzie jest masę owoców, piwnica jest duża i chłodna, chociaż na zewnątrz. Powiedz Antoniemu, że jego mieszkanko jest gotowe. Może się już wprowadzać jak chce. - Trajkotał podniecony. - I skarbie ten dom jest duży, nie wiem co my zrobimy z tyloma pokojami i wykończonym poddaszem.

- Jestem pewna, że to dom na zawsze i damy radę. - Odpowiedziałam mu. I nagle ogarnął mnie smutek na myśl o dziecku tkwiącym w jakimś zakładzie opiekuńczym. Owszem opieka nad upośledzonym dzieckiem pewnie łatwa nie jest, ale każdy maluch zasługiwał na rodzinę i miłość. Opadłam na krzesło patrząc na tatę.

- Adaś. - Zatrzymałam jego słowotok. - Co myślisz o wychowaniu jeszcze jednego malucha? - Cholera była jeszcze Aldona. Praktycznie jej nie znałam.

- Co? Jesteś w ciąży? - Ten jego entuzjazm i pragnienie w głosie. Ścisnęło mnie serce na myśl o tym. On kochał dzieci.

- Nie, kochanie ja już jestem na to stanowczo za stara. Muszę ci o czymś powiedzieć. - Tak zaczęła się nasza rozmowa. Stanowczo za długa jak na rozmowę z komórki ale czasami rachunek był najmniejszym problemem. - Nawet nie wiem czy to chłopczyk czy dziewczynka i na dokładkę Aldona. Ona jest nastolatką i może źle na nas zareagować bo odbierzemy jej rodzinę ale chcę coś zrobić dla tamtego malucha. - Adam milczał dłuższą chwilę.

- Kocham cię za to jaka jesteś i uwielbiam ten pomysł. Nawet jeżeli ta dziewczynka nas nie zechce, możemy zaopiekować się tym mniejszym dzieckiem. - Obiecał mi. Tata, który wyszedł na początku mojej rozmowy z Adamem teraz pojawił się przy mnie. Rozłożył przede mną zdjęcia. Mały słodko uśmiechnięty chłopczyk przyciągał wzrok. Troszeczkę zbyt drobny i kiepsko obcięty ale śliczny. Miał lekko skośne, smutne oczy.

- To chłopczyk i wygląda może na cztery lata. Jest śliczny. - Oznajmiłam mu. Roześmiał się.

- Zawsze marzyłem o synu. - Stwierdził. Po czym westchnął. - Tego chciałem od życia. Rodziny, dzieci, szczęścia. Dałaś mi to wszystko kochanie. Za chwilę do was wracam. A jutro po wizycie u onkologa poszukamy go i dowiemy się jak uzyskać nad nim opiekę. - Obiecał mi. - Kocham cię mała. Wracam.

Zaginiony. Zakończone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz