Rozdział 5. Alyssia

57 6 1
                                    

24 czerwca

Nie miałam pojęcia jakim cudem Patricii udało się umówić nas tak szybko na konsultację z prawnikiem. Musiała mieć naprawdę dobre znajomości, tym bardziej, że ten prawnik podobno był jednym z najlepszych w mieście. Patricia nie podała mi żadnych szczegółów, mówiąc tylko, bym nie martwiła się o nic i wróciła do domu zaraz po szkole, byśmy mogły wspólnie jechać do jego kancelarii.

Tak też więc zrobiłam. Zdążyłam tylko wpaść do swojego pokoju, by zostawić w nim plecak i złapać jedno z ciastek, które leżały na stole w kuchni.

– Musimy wychodzić, skarbie! – krzyknęła kobieta, stojąc już w drzwiach wejściowych.

Zabrałam jeszcze jedno ciastko na drogę, schowałam telefon do kieszeni swoich ciemnych jeansów, po czym założyłam na siebie granatową bluzę z kapturem i szybkim krokiem wyszłam z domu. Patricia siedziała już za kierownicą swojego małego, miejskiego auta. Zamknęłam drzwi na klucz, podbiegłam do samochodu i wsiadłam do niego pospiesznie.

– Lepiej żebyśmy były kilka minut wcześniej. Pewnie mają urwanie głowy w kancelarii. – Spojrzałam na deskę rozdzielczą, zapinając pas. Leżała na niej teczka z dokumentami, którymi zajmowała się Patricia. Wśród nich był też tamten list.

– Nie spodziewałabym się tego po tym, jak udało ci się nas umówić już na dzisiaj.

– Bycie emerytowaną nauczycielką, która zawsze była miła dla uczniów najwyraźniej ma swoje plusy. – Uśmiechnęła się ciepło, zerkając w moją stronę, co odwzajemniłam, unosząc tylko kącik ust. Nie miałam siły na nic więcej. Zaczynał mnie ogarniać niepokój. Nie chciałam znowu opowiadać tej historii, a wiedziałam, że będzie to kluczowe. – Nie bój się, skarbie. Michael to naprawdę dobry prawnik i wspaniały człowiek. Pomoże nam, nie martw się.

Zastygłam na kilka sekund. Wciąż byłam lekko zdziwiona tym, że byłyśmy „my". Chyba nadal nie przywykłam do tego, że istniał ktoś, na kogo mogłam liczyć i dla kogo w jakiś sposób byłam ważna.

Dalsza droga minęła nam w milczeniu. Odchyliłam się do tyłu, opierając o zagłówek i przymknęłam oczy, starając się uspokoić kołatające serce i moje coraz mocniej zszargane nerwy. Nie było łatwo.

Patricia ustawiła samochód na podziemnym parkingu pod jednym ze szklanych wieżowców w centrum miasta. Wysiadłyśmy i skierowałyśmy się do wind, które znajdowały się przy jednej z jego ścian.

– Spokojnie, kochanie. – Patricia podeszła bliżej mnie i objęła mnie mocno ramieniem, przyciągając do siebie.

W drugiej ręce trzymała teczkę, o której ja najchętniej wolałabym po prostu zapomnieć. Było w niej streszczenie mojego życia, a przynajmniej tej jego części, o której usilnie próbowałam zapomnieć.

Objęłam się ramionami, kiedy weszłyśmy do jednej z wind, mijając się z jakimś mężczyzną. Patricia wcisnęła przycisk z najwyższym numerem na tablicy.

– Ostatnie piętro? – Spojrzałam na nią.

Przytaknęła skinieniem głowy. Przysięgłam sobie unikać wyglądania za okno. Raczej nie miałam lęku wysokości, a przynajmniej tak mi się wydawało, ale patrzenie na świat, będąc tak daleko od ziemi... miało w sobie coś niepokojącego.

Po chwili wysiadłyśmy z windy, która, jak na moje oko, poruszała się stanowczo zbyt szybko. Podobnie zresztą jak moje serce. Nogi zaczęły mnie mrowić. Miałam ochotę zwyczajnie wziąć nogi za pas, ale wiedziałam, że potrzebna była nam pomoc od kogoś, kto znał się na prawie. Nie mogłam uciec.

THAT SUMMEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz