53🐍

4.7K 736 151
                                    

Pomimo wzięcia leków, gorączka nieustannie męczyła Jennę, która, nękana dreszczami, zakryła się kołdrą po uszy. Próbowała zasnąć ponownie, ale nie mogła i skończyło się na tym, że obracała się z boku na bok, czekając na cud. Ukojenie przyniósł jej dopiero Newt, który po ponad pół godzinie przyszedł do niej z psidwakiem ze świeżym opatrunkiem. Jenna podniosła się do pozycji siedzącej, mimo że ledwo widziała na oczy.

- I jak się czuje nasz mały? - zapytała rozczulona, kiedy Newt usiadł na skraju łóżka ze szczeniakiem w rękach.

- Będzie dobrze. Jest opatrzony i nakarmiony. To poważna rana, ale się zagoi, a on chyba ciągle jest wesoły - wyjaśnił Scamander, a Jenna cieszyła się jak dziecko.

- Chodź malutki, położysz się ze mną, co? - Ślizgonka przejęła szczeniaka od Newta i przysunęła do siebie. - Jak my cię nazwiemy, co? - dodała, a zwierzak polizał ją w usta i nos, co jeszcze bardziej ją rozczuliło. - No ładnie tak całować dziewczynę na pierwszej randce? - Zaśmiała się, co udzieliło się też Newtowi. Mógł patrzeć na taki obrazek całymi dniami.

- Chodź, połóż się tu - powiedziała Jenna, układając się tak, by psidwak mógł swobodnie odpoczywać na jej brzuchu. Zaczęła drapać go za uszami, co wprowadziło go w stan błogości. Newt siedział tam i nie chciał stamtąd odchodzić.

- Wiem, nazwę cię Urwis - postanowiła Jenna nagle, patrząc na psidwaka. - Bo ty jesteś taki sam urwis jak Newt Scamander - dodała ze śmiechem, na co Puchon uniósł głowę.

- Jak ja? - zapytał z niedowierzaniem.

- No tak. Taki urwis - przekonywała Jenna, nie odrywając się od psidwaka. - Niby coś ciągle miesza, czasem niezgodnie z prawem, ale i tak nie da się go nie lubić.

Uszy Newta zapłonęły czerwienią, a on sam natychmiast odwrócił od niej wzrok z przyspieszonym biciem serca. Kątem oka zobaczył jednak, jak Jenna kładzie dłoń na czoło, wzdychając i tracąc uśmiech.

- Na Merlina... Ta gorączka w ogóle nie schodzi... - jęknęła, a wtedy Newt natychmiast zapomniał o wstydzie i zerwał się na równe nogi.

- Już zaraz wszystko ci przyniosę - powiedział, lecz Jenna pokręciła głową.

- Zaczekaj, Newt... Może ja wrócę do siebie, a Jacob przyjdzie tutaj. Nie chcę ci przeszkadzać z tym wszystkim, dodaję ci pracy...

- Naprawdę nie przeszkadzasz - Newt przerwał jej, nie chcąc, by odchodziła, bo bał się, że wtedy już nigdy nie wróci. - Ja się wszystkim zajmę i... I będzie dobrze, obiecuję.

Jenna mrugnęła kilkukrotnie swoimi zaszklonymi oczami, wciąż drapiąc psidwaka. Robiło się jej coraz milej, coraz cieplej na sercu i wiedziała, że to nie tylko od gorączki.

- Dziwnie mi to słyszeć... Matka zawsze mi mówiła, że tylko sprawiam jej kłopoty.

Newt zwiesił głowę.

- Też to słyszałem - mruknął, a wtedy to Jenna popatrzyła na niego wielkimi oczami, bo tego się nie spodziewała. Newt nie dał jej jednak odpowiedzieć, bo ruszył do drzwi.

- Przyniosę ci obiad - zadeklarował, a następnie wyszedł pospiesznie. Z choroby Jenna nie miała nawet siły zastanowić się nad tym, co usłyszała.

Noc przyszła wyjątkowo szybko, a gorączka dała Ślizgonce trochę spokoju. Mimo to, Jenna wciąż nie mogła zasnąć, męczona katarem i kaszlem, a każda pozycja, leżąca czy siedząca, była dla niej niewygodna. Gdy Urwis zasnął na jej kołdrze, otuliła go nią, by było mu jeszcze wygodniej, a ona sama ruszyła do kuchni. Newt układał tam naczynia swoją różdżką i zdziwił się, gdy ją zobaczył.

- O, potrzebujesz czegoś? Mogłaś zawołać, ja...

- Musiałam wstać, już nie mogę wytrzymać w tym łóżku - wyjaśniła Jenna, rozwiązując włosy, co ulżyło skórze jej głowy. Kruczoczarne pasma opadły po obu stronach jej szyi, tworząc coś jak ramę dla jej oczu, które, zaszklone, lśniły wtedy niczym drogocenne kamienie.

- Nie mogę zasnąć w tym stanie - dodała w ramach wyjaśnień, podchodząc do czajnika, z którego chciała nalać sobie wody. Wiedziała już, gdzie wszystko się znajdowało, jakby była we własnym domu, co Scamanderowi wcale nie przeszkadzało.

- Posiedzę z tobą, właśnie skończyłem ze zwierzętami - zaproponował Newt.

- Naprawdę nie musisz...

- Ale... Ale ja chcę, Jenna. Chcę dla ciebie jak najlepiej. - Newt odważył się na tamto wyznanie, choć nie było to dla niego łatwe. Z nią miał jednak tak, że wciąż chciał mówić jej dobre rzeczy, problem w tym, że Jenna nie przypominała mu żadnej innej dziewczyny, którą wcześniej spotkał. Nigdy nie wiedział, czy zareaguje śmiechem, czy weźmie go na poważnie, czy zbyje go jakimś sarkastycznym żartem... Ta niewiadoma go ekscytowała, ale jednocześnie wyjątkowo przerażała.

- Jesteś... Chyba jedną z tylko dwóch osób, które tego chcą. I może dlatego tak trudno mi w to uwierzyć. - Ślizgonka oparła się o blat. - Ale dajesz mi niezłe wyzwanie... Nie chcę cię zawieść sobą.

- Nie zawiedziesz - przekonywał Scamander, a Jenna uśmiechnęła się słabo, pociągając nosem.

- Skąd ty masz tyle wiary we mnie? Ja sama tyle nie mam.

Tym sposobem Jenna i Newt spędzili kolejną noc na rozmowach, głównie o zwierzętach, oraz piciu herbaty. Gdy Scamander obudził się następnego dnia, zastał na blacie krótką notkę od swojego brata z informacją, na którą nawet nie wiedział, jak zareagować.

Jenna dopiero w południe weszła z kocem na ramionach do kuchni, czując się nieco lepiej, ale wciąż fatalnie. Scamander był tak zapatrzony w kartkę, że początkowo nawet jej nie zauważył.

- Hej... - przywitała się cicho, owijając się szczelniej kocem, bo drżała z zimna. - Co się dzieje? - zapytała, natychmiast zauważywszy przygnębienie na jego twarzy.

- To wiadomość od Tezeusza - wyjaśnił. - Jutro ma się odbyć pogrzeb Lety. Taki symboliczny, tu w Londynie. Tezeusz twierdzi, że wie, że nie chciałaby być pochowana z rodziną...

Głębokie westchnięcie opuściło usta Jenny, która nie była pewna, co mu wtedy powiedzieć. Jego relacja z Letą nadal nie była dla niej do końca jasna, a to, że sama widziała jej śmierć tego wszystkiego nie ułatwiało.

- I... Pójdziesz tam? - zapytała ostrożnie, a on zwiesił głowę jeszcze raz.

- Czuję, że powinienem, ale... - Przełknął ślinę. - Chciałbym wesprzeć Tezeusza, ale sam chyba nie dam rady - skończył, a Jenna zmartwiła się znacznie.

- Jeśli będziesz chciał, to ja mogę tam z tobą pójść.

- Co? Nie, nie, ty musisz wyzdrowieć.

- Nic mi nie będzie... - odpowiedziała,  jednak mówiąc to, kaszlnęła kilkukrotnie. - A zdrowie psychiczne ciężej naprawić.

Newt odłożył kartkę, zamyślony.

- Muszę tam iść... Muszę ją pożegnać. To za nas oddała życie.

Jenna westchnęła ponownie. Doceniała jej poświęcenie, mówiła o tym Scamanderowi już wcześniej, ale też czuła jakoś, że Leta po prostu wiedziała, że zginie... I chciała sobie skrócić cierpienie. Tak czy siak, wtedy nie było to już istotne - najważniejsze było pocieszyć Newta.

- Nie będę naciskać, ale jeśli zechcesz, to wiesz, gdzie mnie znaleźć.

Wytresuj sobie węża • Newt ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz