Rozdział VII

251 19 4
                                    

Severus nie przepadał za spotkaniami towarzyskimi, ale jak mus to mus. Nie potrafił odmówić Narcyzie, więc stał teraz przed lustrem, zapinając szatę, tak, by zakryła opatrunek na szyi.

— Jesteś gotowy? – zapytała zza drzwi.

— Tak – odparł, wpuszczając ją do sypialni. Wyglądała przepięknie. Czarna długa suknia opinała jej smukłą talię i zgrabne biodra. Pierwszy raz, od dłuższego czasu, na twarzy Narcyzy zagościł delikatny makijaż, a jasne kosmyki nie plątały się już przy twarzy.

— Jak wyglądam?

— Ślicznie – mruknął, zdając sobie sprawę, że nie jest w stanie zdobyć się na nic więcej. Blondynka uśmiechnęła się niepewnie i nerwowo zawinęła między palcami długą wstążkę. Severus posłał jej pytające spojrzenie.

— Zawsze... zawsze wiązałam włosy Lucjuszowi i... — Spuściła oczy, nie wiedząc co powiedzieć. Usiadł na skraju łóżka, pozwalając Narcyzie robić co tylko chciała. Uśmiechnęła się szeroko i delikatnie wsunęła palce w jego czarne kosmyki, a Severus przypomniał sobie czasy, kiedy to matka spinała mu włosy, by nie wpadały do kociołka.

W przeciwieństwie do Elieen, blondynka zrobiła to bardzo delikatnie. Mężczyzna otrzepał się jak mokry pies, a brak kosmyków, za którymi można by ukryć emocje, była dla niego co najmniej niekomfortowa.

Do Worrington był kawałek drogi, a więc jedynym wyjściem pozostała teleportacja. Severus wziął eliksiry przeciwbólowe, mając nadzieję, że chociaż trochę pomogą, a Narcyza kurczowo zacisnęła ręce na jego ramieniu, błagając Merlina by nic się nie stało.

Pojawili się nieopodal cmentarza. Severus zachwiał się na nogach, nie mogąc złapać oddechu, ale w miarę upływu czasu, palący ból mijał.

— Na pewno już dobrze? – zapytała po dłuższej chwili.

— T-tak... – przytaknął, biorąc głęboki wdech. Narcyza rozejrzała się dookoła, zastanawiając w którą stronę powinni iść, a nim się zorientowała, Snape zdążył się już wyprostować, a teraz niepewnie zaproponował jej swoje ramię. Uśmiechnęła się delikatnie, i przyjęła zaproszenie, wsuwając rękę pod bark bruneta.

Morze było dzisiaj spokojne, a szum fal uspakajał zszargane myśli Narcyzy. Przeszli przez zarośniętą polankę, a gdy weszli między drzewa, ich oczom ukazały się bramy cmentarza, przystrojone najpiękniejszymi kwiatami, jakie blondynka kiedykolwiek widziała.

— Pani Malfoy – skłonił się przed nią Marcus Flint. – Jak dobrze panią widzieć.

— Ciebie również – odparła grzecznie. – Pamiętam jeszcze jak byłeś kapitanem drużyny... – rozmarzyła się, wspominając syna. – Najszczersze kondolencje... — Spuściła głowę i otarła łzy wierzchem dłoni.

— Profesor Snape? – zapytał, nie do końca wierząc własnym oczom.

— Ciebie też dobrze widzieć, Flint – mruknął oschle jak zawsze. Stojący przed nim młody człowiek ani trochę nie przypominał nastolatka, którego Severus zapamiętał ze szkoły. Marcus skłonił się przed nauczycielem uprzejmie. Ten, odpowiedział mu tym samym i wszedł z Narcyzą na cmentarz.

Pogrzeb był naprawdę okazały. Po uroczystości, zebrani zostali zaproszeni na poczęstunek, a Severus zajął bezpieczne miejsce za plecami Narcyzy, starając się uniknąć wszelkich rozmów z arystokratami, do których ani trochę nie pasował.

— Pójdziemy jutro do Lucjusza?

— Dobrze – przytaknął, ciągnąc się za blondynką. Rany, zaczynały już nieprzyjemnie piec, jednak Snape starł się nie zwracać na to uwagi. – Gdzie on jest w ogóle pochowany?

The Traitor and a LiarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz