Rozdział VIII

254 21 4
                                    

Severus właśnie kończył przygotowywać śniadanie, gdy w salonie pojawiła się rozanielona Narcyza, a brunet od razu zrozumiał dlaczego. Niosła bukiet narcyzów, zaczytana w mały liścik, a na jej usta wstępował coraz większy uśmiech.

— Dzień dobry – mruknął, odsuwając jej krzesło.

— Dzień dobry – odparła, składając list.

— Wyspałaś się?

— William zaprasza mnie do teatru – oznajmiła, zbywając jego pytanie.

— Znowu... — Od dobrych dwóch tygodni, Bulstrode zapraszał Narcyzę to do teatru, to na spacer albo nad ocean, a ona biegała z nim wszędzie i Severus już widział co się dzieje. Czarownica powoli się zadłużała się blondynie i jak głupia nastolatka wierzyła w każde jego słowo, a sam fakt, że William miał jasne włosy i jakby na to nie patrzeć, był podobny do Lucjusza, oczarował ją jak tylko go zobaczyła. — O której wrócisz? – zapytał, dobrze wiedząc, że nawet jeśli Narcyza poprosi go by na nią nie czekał, on i tak będzie siedział w holu do jej powrotu.

— Nie wiem... Pewnie tak jak ostatnio, po jedenastej, nie czekaj na mnie.

— Dobrze...

Jak przed każdym wyjściem z Bulstrodem, czarownica szykowała się długie godziny i trajkotała tylko o nim. Severus miał już zdecydowanie dosyć wysłuchiwania o wspaniałym i przystojnym Williamie, dlatego jeszcze przed obiadem zamknął się w swojej pracowni, mając nadzieję, że chociaż tam znajdzie trochę spokoju.

Blondyn nie podobał mu się ani trochę i gdyby nie był arystokratom plującym na szlamy i zdrajców krwi, Severus zaliczyłby go do głupkowatych koleżków starszego albo młodszego Pottera. Po za tym, nie chciał zdzierać uśmiechu z twarzy Narcyzy, ale obawiał się, że te wszystkie kwiaty, listy i romantyczne spacery, były jedynie drogą do zdobycia fortuny Malfoy'ów i brunet coraz częściej rozważał przeprowadzenie poważnej rozmowy z przyjaciółką. Ale zaraz... czy on w ogóle mógł nazywać ją przyjaciółką? Sam nie wiedział. Musiał przyznać, że ostatnimi czasy bardzo się do siebie zbliżyli, ale... nie za dobrze wspominał przyjaźnie z kobietami, no może poza tą z Minervą, co nie zmieniało faktu, że każdą kobietę, którą ośmielił się nazwać swoją bratnią duszą, spotykało jakieś nieszczęście, a on wolałby tego nieszczęścia Narcyzie oszczędzić i chociaż nie chciał tego przyznać nawet sam ze sobą, martwił się o nią. Martwił się o nią za każdym razem, gdy wychodziła poza bramy dworu i choć widział, że wychodziła, by spotkać się z ludźmi i wracała dwa razy szczęśliwsza niż była, martwił się o nią. Ocierał jej łzy, gdy powracał temat braku męskiego potomka i nieporadnie obejmował ramieniem, zawsze, kiedy tego potrzebowała. Gratulacje Severusie... zakochałeś się...

***

Dochodziła już dwunasta, a Narcyza wciąż nie dawała żadnego znaku życia. Wyraźnie zdenerwowany Snape krążył po holu, z każdą chwilą martwiąc się coraz bardziej. Teoretycznie mógłby jakoś ratować sytuację ale nie wiedział nawet gdzie dokładnie Bulstrode zaprosił blondynkę. Nie wiedział, czy dzieje się coś poważnego, czy Narcyza po prostu straciła poczucie czasu i nie wiedział, czy powinien iść spać, czy na nią czekać, jednak po chwili, mimo że oczy już strasznie mu się kleiły, zdecydował, że zaczeka na powrót przyjaciółki.

Severus już dawno nie czuł się tak fatalnie. Usnął nad ranem, na kanapie, a gdy tylko usłyszał skrzypienie drzwi, zerwał się z miejsca. Wpadł do holu, gdzie porządnie wyspana i zadowolona Narcyza, właśnie ściągała płaszcz.

— Dzień dobry – przywitała się z uśmiechem. – Wstałeś już?

— Gdzie ty byłaś?! – wycedził przez zęby.

The Traitor and a LiarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz