Życie licealisty jest zaskakująco zabiegane. Nie chodzi już nawet o szkołę, bardziej o ludzi. Jest ich tak wielu. Dla osoby, która otacza się tylko grupą bliskich znajomych, których zna od lat, było to dosyć przytłaczające. Wszyscy oczekiwali, że obdarzę ich swoim zaufaniem i troską. Wielu twierdziło, że porzucenie starych znajomości było najlepszym wyborem. Wierzyłam w to dopóki tego nie spróbowałam. Idąc do nowej szkoły nie chciałam czuć ciężaru przeszłości, ale okazało się, że to właśnie przyszłość zaginała mi plecy. Jak ruszyć w przyszłość bez przeszłości? Tego jeszcze nie wiem.Już prawie przeżyłam swój pierwszy rok w jednym z najlepszych liceów w kraju. Nie mam co opowiadać, jeśli chodzi o te 8 miesięcy nauki. Było trudno, ale jakoś idzie. Szłoby jeszcze lepiej, gdyby moje pragmatyczne nastawienie dla ludzi pozostało. Jednak każdy ma jakieś słabości. Moją jest to, że bardzo cienię sobie opinię publiczną. Dlatego od paru lat nauczyłam się kreować pewien obraz siebie. Ten obraz to osoba jaką chcę być widziana, i uwierzcie mi, gdy powiem, że to działa. Istnieje garstka osób, które pamiętają lub znają mnie bez tej maski. Niektórzy mogą uznać to za chore, ja jednak uważam to za odpowiednie do mojego położenia. Jestem córką jednych z najmądrzejszych i najbardziej cenionych ludzi w mieście. Co inni by pomyśleli, gdyby ich córka chodziłaby nocami, spita po ulicach? Opinia publiczna bardzo liczy się w miasteczkach takich jak moje. Wystarczy to do jakiej szkoły uczęszczasz i twoje stopnie, by stare babki wystawiły ci rozległą jak esej recenzję na miejskich portalach. To w jakich kręgach się obracasz i z jakimi osobami spędzasz wolne chwile też jest brane pod uwagę. Istnieje jednak okres w którym te wszystkie babcie już nie nadążają. Wakacje.
5 minut temu odebrałam świadectwo ukończenia pierwszego roku liceum. Za 4 dni będę obchodziła swoje 16 urodziny. W wakacje nasze miasto pęka w szwach. Nie mówię tu tylko o turystach. Wielu moich rówieśników wyjechało w poszukiwaniu lepszego wykształcenia. Część moich znajomych już zdążyło przyjechać z oddalonych o wiele kilometrów metropolii. Z większością utrzymywałam stały kontakt. Jednak jest jedna osoba z którą porozumiewałam się tylko we snach.
Chłopak, jedyny na tyle bliski memu sercu by wkradać w mój nieskazitelny świat. Chłopak, który otworzył przede mną serce a ja to zlekceważyłam. Chłopak dzięki, któremu poczułam, że miłość to prawdziwe uczucie a przynajmniej przyjemna odskocznia od świata rzeczywistego. Chłopak, który wyjechał odrazu po tym jak go zraniłam. Chłopak, który wyjechał i nie wrócił. Chłopak, który nie odpowiadał na liczne wiadomości, telefony i listy. Dziewczyna, która wierzyła, że będzie w stanie wszystko naprawić. Dziewczyna, która wykorzystywała każdą możliwą szansę kontaktu z Nim. Konkurs w Warszawie? Tak, oczywiście. Kolejny wykład z fizyki kwantowej? Zjazd najzdolniejszej młodzieży? Tak, tak i jeszcze raz tak. Zawsze szukała Jego nazwiska na listach, na spisach i szukała: Alex Blum. Lustrując każde nazwisko, każdą listę po dziesięć razy. Szukała tego światełka w ciemności swojego poczucia winy i młodzieńczego uczucia.
Nienawidzę autobusów. Nie lubię dotyku obcych ludzi. Dlatego albo jeżdżę rowerem, albo moja siostra fatyguję się by mnie odebrać. Pierwsze dzisiaj odpadał, ponieważ statut mojej szkoły zmusza mnie do noszenia głupiej i bardzo niewygodnej spódnicy. Druga opcja wydawałaby się idealne, gdyby nie fakt, że moja siostra w tym roku wyjeżdża na studia do Anglii, więc ma duża do załatwiania a ja nie chcę jej przeszkadzać. Jedyna opcja jaka mi pozostaje to półgodzinny spacer przez miasto.
Mieszkam w dosyć miłej okolicy, blisko kancelarii moich rodziców. To tam mieszkają ludzie, którym wiedzie się trochę lepiej od klasy średniej. Tam też poznałam Alex 'a. Jego rodzice są lekarzami i mają gabinet naprzeciw biura rodziców.
Lubię to miasto, ponieważ panuje tu pewien klimat. Nastrój, który dla turysty jest nie do wyczucia, ale dla osoby, która spędziła tu lata swojego życia, jest to coś wręcz pierwotnego. Idąc przez stare miasto każdy zauważy rynek zapełniony fontannami, ale nie każdemu rzuci się obraz dzieci uciekających przed kroplami wody. Każdy zakamarek kryje tutaj jakieś zabawne wspomnienie.
Skręcając w ulicę Długą, nie mogłam się powstrzymać i zatrzymałam się przed budką starego John'a.
-"Zuzia! Dawno do mnie nie zaglądałaś. Już myślałem, że uciekłaś do tego starego rupiecia Marcela. Tamten to wie jak przekabacić kogoś tymi swoimi głupimi goframi."- wykrzyknął z uśmiechem na twarzy.-"Dla ciebie zakładam, że to co zawsze?"
-"Jak ty mnie dobrze znasz. Tak, to co zawsze."- rzuciłam siadając na jednym z leżaków stojących przed lodziarnią. "Masz dla mnie jakeś ciekawe ploteczki?"- zapytałam zakładając nogę na nogę.
-"Oprócz tego, że znowu wszystkie miejscowe gazety trąbią o tym, że jesteś najmądrzejszym dzieciakiem świata, to chyba nic ciekawego się nie dzieje."- zaśmiał się poprawiając przy tym swojego zakręconego wąsa.
-" Śmiej się, śmiej. Dzięki mnie przynajmniej twoja biblioteczka ma się lepiej niż dobrze."- wyjęłam kolejne pięć książek za "specjalne osiągnięcia" i odłożyłam je na półkę z książkami. Był to mój pomysł by założyć tu mały zbiór, by każdy mógł wymieniać się książkami. Zostawiamy te, których nie chcemy a bierzemy te, które nas zainteresowały.-"Sądzę, że nie potrzebuję kolejnego wydania "Jak ugotować najlepszy makaron". Może ty będziesz zainteresowany?"- rzuciłam żartem i odłożyłam książkę na stosik.
-"Ostatnio coraz więcej osób przychodzi tu po te twoje książki. Niektóre głupki nie rozumieją dobroci człowieka i torbami je wynoszą. Ale ostatnio był jakiś chłopak i przyniósł chyba ze 20 książek. Wydawał mi się jakiś znajomy. Sądzę, że też przyniósł jakąś o tych twoich makaronach. Całkiem ciekawa."- powiedział podając mi mój rożek i usiadł obok mnie.-"To jakie plany na wakacje?"- zapytał i wyciągnął swój sterczący brzuch na leżaku.
-"Cóż rodzice raczej nie oderwą się od prac plus Cami w tym miesiącu wyjeżdża do Londynu, więc raczej będą musieli pojechać z nią i pomóc w przeprowadzce."- odparłam wjadając swoje lody ciastkowe.-"Więc raczej spędzę wakacje w Jeziorku."- kontynuowałam.
-"Z tą bandą wariatów, przypuszczam?"-rzucił z wyrzutem John na co prawie nie puściłam lodów nosem,-" No co? Mam ci przypomnieć kto o drugiej w nocy mnie budził, bo nie może przestać myśleć o lodach czekoladowych?"- przypomniał i wskazał palcem na stoisko z goframi.-"Było iść do tego durnia Marcela a nie mnie ,dobrego człowieka, budzić"-powiedział przeczesując pozostałość swoich siwych włosów.-"Jedyną osobą, która tak bardzo kochała moje lody czekoladowe, był Alex. Wiesz co tam u niego? Słyszałem, że też nieźle wymiata w tej Warszawie."- zapytał, ale zanim zdążyłam wykiwać się od odpowiedzi, przyszła kolejna osoba by zasmakować jego cudownych słodkości.
-"Zajrzę do ciebie jeszcze w tym tygodniu, bo mam trochę książek kulinarnych, które mogą ci się spodobać."- rzuciłam i poszłam w kierunku swojego osiedla.
Będąc już w połowie drogi dostałam wiadomość na chacie mojej grupy znajomych:
"ALEX PRZYJECHAŁ DO MIASTA NA WAKACJE!!!".
CZYTASZ
the last summer
RomancePierwszy raz poczułam, że to właśnie ten jedyny. Pomimo nastoletnich przemyśleń, nigdy nie wierzyłam w miłość. Nie w taką o której pisano w książkach. Nie w taką, która zawsze kończy się szczęśliwie. Oczywiście prawdziwi czytelnicy zaczną przywoływa...