W tym śnie zobaczyłam pewną postać.. Nie umiałam jej rozpoznać,
Była jakby we mgle czarnej i sama była tą mgłą. To postać męska była.. Podchodziła do mnie, zatrzymywała się i patrzała na mnie z wyrozumiałością i łzami w oczach. Pokazywała na serce, które krwawiło krwią czarną, potem na moje.. Ono też tak samo krwawiło. Podszedł bliżej, chciał mnie przytulić... Ale w tym momencie rozładował się i było słychać ból i wrzask... Spojrzałam w dół, leżała tam czarna róża.. Czarna jak serce.. jak krew nasza i paliła się.. Przez płomyki ognia słychać było dalej cierpienie i ból.. ból i cierpienie.. krzyki, i nagle... Cisza.. Nie żyje..
Ale czy to napewno o tą postać chodzi? Może chodzi o mnie? Tak... To ja umarłam.. Umarłam i umieram dalej.. Już tego się nie odwrócił, taki mój los i niech taki zostanie.