Rozdział IX

266 20 9
                                    

Nocne niebo już dawno nie było tak piękne. Chociaż, może i było, tylko Severus nie zwracał na nie uwagi. Stał na balkonie, zaciągając się tytoniem. Rzadko palił, ale teraz popadł w pewnego rodzaju chandrę, a zaduma, wspomnienia i wczesna godzina, od razu przywiodły mu na myśl nocne dyżury z Minervą, na których zawsze częstowała go papierosem.

— Co ty tu robisz? — Zaspany głos Elizabeth, przerwał ciszę spokojnej nocy. — Dlaczego wyszedłeś w samej piżamie? Przeziębisz się... — Okryła jego ramiona kocem, po czym oparła się o barierkę. — Jest wpół do czwartej... Dziecko, idź jeszcze spać.

— Już i tak nie zasnę – mruknął, spoglądając w gwiazdy.

— Ty palisz?

— Och... tak... czasami...

— A co z alkoholem?

— Co ma być?

— Jesteś wysoki, jak ojciec. Masz czarne włosy, jak ojciec. Nie masz podejścia do kobiet, jak ojciec. Palisz, jak ojciec. Pijesz, też jak ojciec?

— Nie piję – warknął ostro. – Palę tylko czasem. Masz rację, nie umiem się obchodzić z kobietami, ale ile razy mam ci jeszcze powtarzać, żebyś przestała mnie do niego porównywać! Nie chcę być taki jak on!

Elizabeth mruknęła pod nosem coś niezrozumiałego, po czym wyszła z balkonu. Severus zacisnął palce na barierce i odetchnął głęboko. Nienawidził rozmów o ojcu. Nienawidził... Nienawidził alkoholika i sadysty, który wychował go na durne dziecko, nie potrafiące odnaleźć się w rzeczywistości.

Mimo wszystko, babcia lubiła wspominać swojego syna. Chociaż i tak wytrzymała długo, bo przez ostatni tydzień trzymała język za zębami. Tydzień... jak to szybko minęło. Tutaj, czas płynął kompletnie inaczej. Elizabeth była najzwyklejszą mugolką, dlatego wszelkiego rodzaju czary, czy robienie eliksirów, były dla nie po prostu niezrozumiałe. Jak na starszą panią przystało, codziennie wybierała się na spacery albo spotkania z koleżankami, a Severus miał wtedy chwilę, by poćwiczyć. I ćwiczył. A z każdym dniem rozpierała go coraz większa duma, bo robił coraz większe postępy.

Zgasił papierosa i wrócił do domu. Staruszka już dawno zniknęła za drzwiami swojej sypialni, a Severus zwalił się z powrotem na rozłożoną kanapę, z dziwnym wrażeniem, że jutro, a właściwie dzisiaj, stanie się coś dziwnego. W ogóle ostatnio wydawało mu się, że Wiltshire dzieje się coraz gorzej, ale obiecał sobie, że jego noga nigdy więcej tam nie postanie, a on dotrzymuje obietnic.

***

— No, będę się zbierać – oznajmiła Elizabeth, dopijając herbatę. Severus przytaknął, a kobieta uśmiechnęła się do niego dobrotliwie. – Idziemy z Eleonore na zajęcia, na uniwersytet trzeciego wieku.

— To dobrze – mruknął, kończąc śniadanie. – Zrobię obiad.

— Jesteś moim gościem...

— I wnukiem – wciął się miękko. – Jak trochę ci pomogę, nic się nie stanie. — Machnął różdżką, a puste talerze i kubki poszybowały w stronę kuchni.

— Dobrze... — Wstała od stołu i potarmosiła jego włosy. — Ty pewnie znowu spędzisz cały dzień w domu...

— Nigdzie się nie wybieram. Nie musisz się martwić... — Chciał jeszcze dodać, że nie ma nawet z kim gdzieś wyjść, ale Merlinie! Severusie Snape masz prawie czterdzieści lat! Nie zachowuj się jak dziecko!

— Zacznę się martwić, jak wciąż będziesz gnić w domu. Wyszedłbyś do ludzi, albo zadzwonił do tej swojej przyjaciółki!

— Czarodzieje nie używają telefonów, babciu.

The Traitor and a LiarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz