3.

1.4K 100 21
                                    

Harry'emu pociemniało w oczach, kiedy jego głowa z hukiem odbiła się od ściany. Musiał kilka razy zamrugać, aby odzyskać ostrość widzenia, jednak szybko ją stracił, kiedy Vernon zdjął z nosa nastolatka okulary i cisnął nimi o ścianę.
— Dajemy ci dach nad głową oraz wyżywienie. A wszystko to z dobroci naszych serc. — powiedział wściekle najstarszy Dursley. Ponownie zamachnął się, a jego dłoń po raz drugi tego dnia wylądowała na policzku Wybrańca z głuchym plaskiem. — Jesteś taki niewdzięczny chłopcze. Przyjęliśmy cię, kiedy twoi pijani rodzice umarli, a ty? Nie możesz nawet wykonać swoich obowiązków poprawnie. — Vernon spojrzał wściekle w rozproszone zielone oczy. Cóż, nie wina Pottera, że bez okularów widział naprawdę niewiele i nie był w stanie skupić wzroku w odpowiednim miejscu.
— Słuchaj mnie dziwaku. — najstarszy Dursley pociągnął ponownie za włosy bruneta.
— Masz — potężna dłoń wylądowała z siłą na policzku Złotego Chłopca, a z siły uderzenia, zielone oczy zaszły łzami — być — Vernon z wściekłością pociągnął ciemne włosy nastolatka, aż ten upadł na ziemie — zawsze — wściekłość najstarszego Dursley'a wręcz w nim kipiała. Kopnął Harry'ego z całej siły, a nastolatek zagryzł wargę, aby nie wydać z siebie najmniejszego dźwięku — posłuszny — Vernon uniósł swoją nogę (zapewne nawet się nie spodziewał, że był w stanie wykonać taki ruch) i z całej siły upuścił ją na twarz Wybrańca. Potter jęknął ledwo słyszalnie, czując jak jego nos zapewne został złamany. Nastolatek przysunął swoje dłonie do twarzy, aby ją chronić przed dalszymi ciosami — rozumiesz? — nie czekając na jakąkolwiek reakcje, Vernon ponownie kopnął Pottera w akurat odsłonięty brzuch, na co nastolatek się zwinął w kulkę, nastawiając swoje plecy wprost w stronę sadystycznego wuja. — mały dziwaku? — wuj nie czekał na odpowiedź i wziął leżącą nieopodal łyżkę do butów.

Wściekłość wirowała w ciele Vernona. Nawet nie zauważył, że zaczął tracić kontrolę. Mężczyzna wymierzył silne uderzenie skierowane w plecy Harry'ego. Chłopak próbował nie krzyczeć, więc z jego ust wyciekł dźwięk przypominający zduszony krzyk. Najstarszy Dursley nawet nie kontrolował swoich ruchów, czuł jedynie ogromną wściekłość, którą musiał na kimś wyładować. Raz po raz zwiększał siłę i zmieniał miejsca uderzeń. Może gdyby Vernon nie był w szale, zauważyłby powoli pokrywające się czerwienią plecy Wybrańca. Z zielonych oczu popłynęło kilka zdradzieckich łez, które starał się zatrzymać głęboko w sobie, jednak palący ból nie pozwolił mu leżeć obojętnie. Jego ciało zaczynało powoli nie reagować na ciosy, a jego dłonie odsunęły się od twarzy. Tę okazję natychmiastowo wykorzystał Vernon i z całej siły nadepnął na palce Harry'ego. Kolejny zduszony krzyk nie zrobił wrażenia na starszym Dursley'u. Jedynie uśmiechnął się sadystycznie widząc zmasakrowane i zakrwawione ciało przed nim. Dopiero krzyk Petunii wybudził go z transu.
— Vernon! Czas na kolacje. — powiedziała kobieta, bardziej zdenerwowana pustym żołądkiem, niż pokrywającymi się krwią plecami siostrzeńca.

Świńskie oczka najstarszego Dursley'a, jakby oceniały stan Harry'ego. Nastolatek cicho jęczał, a z jego oczu ciekły łzy.
— Jesteś bezużyteczny. — powiedział zdegustowany Vernon i wepchnął Harry'ego wprost do komórki pod schodami. — Nie ma jedzenia przez tydzień. — powiedział ostro i zamknął drzwiczki na kilka zamków.

Kiedy Dursley'owie usiedli do stołu, Harry spróbował się poruszyć, aby nie sprawić sobie większego bólu. W tamtej chwili, chłopak nie zdawał sobie nawet sprawy z tworzącego się sinika na jego twarzy od licznych uderzeń w twarz. Nie zdawał sobie również sprawy z tego, że jego nos obwicie krwawi, dopóki nie poczuł krwi na wargach. Jednak nastolatek nie wiedział również, że wyglądał strasznie, a obrażenia były znacznie rozleglejsze niż mógł sobie wyobrazić. Złoty Chłopiec naprawdę chciał powstrzymać płacz, ale plecy piekły jakby je ktoś przypalał. Nic nie mógł poradzić, na kolejne zdradliwe łzy spływające po jego policzkach. Jednak większy ból, sprawiała mu świadomość tego, że jego ,,rodzina" go nie kocha. Jeśli nawet biologicznie powiązane z nim osoby go nienawidziły, to jak ktokolwiek mógł go przynajmniej polubić? Nawet nie myślał o miłości, bo na nią stracił wszelką nadzieję wraz z śmiercią Syriusza.

Nastolatek zamknął oczy, próbując jakkolwiek zmniejszyć ból jego pleców i z całej siły próbował nie wydać z siebie najmniejszego dźwięku. Było to ciężkie, biorąc pod uwagę rany, które paliły go żywym ogniem. Mógł jedynie pozwalać spływać łzom po jego twarzy i cicho modlić się o choć minimalną ulgę. Może gdyby nie palący i piekący ból, nastolatek nie odpływałby, zdając sobie sprawę, że czekają go jedynie koszmary. Jednak jak raz los się nad nim zlitował i pozwolił zasnąć mu bez najmniejszego koszmaru. Najprawdopodobniej spokojny sen był spowodowany bardziej omdleniem, ale nikt nie musi o tym wiedzieć.

Brunet, nawet nie zdawał sobie sprawy, że jego cicha modlitwa, uderzyła silnie w umysł pewnego Czarnego Pana, który wściekle podpalał kolejną książkę z rzędu.

Voldemort nigdy nie był znany ze swojej samokontroli. Nawet po odzyskaniu kawałka swojej duszy i scalenia jej, nadal miał problemy z samokontrolą. A kiedy ciche słowa pomocy uderzyły w jego umysł, miał problem z nie zabiciem kogoś. Jak ktokolwiek śmiał chociażby dotknąć jego horkruksa? Musiał wziąć uspokajający wdech, aby w pełni skupić się na wyrazie pomocy, który krążył w jego umyśle. Próbował wyłapać magię, która wydawała się dziwnie znajoma. Jednak zignorował ten fakt, myśląc, że to przez kawałek duszy, który był wszczepiony w czarodzieja po drugiej stronie. Z irytacją czuł, jak słowo cichnie, a potem uderza z nową siłą w jego umysł. Kiedy poczuł silne uderzenie magii, złapał się jej mocno. Wydawała się ciepła, ale jednocześnie niebezpieczna i słabnąca. Czuł strukturę tej magii i było to najcudowniejsze uczucie w jego życiu. Składała się z ona wielu nici, które pozwoliły mu się dotknąć i wydzielały ciepło, które go otoczyło. Nitki łączyły się w piękny szlak, najróżniejsze wzory, które wydawały się najpiękniejszą rzeczą na świecie. Delikatne ciepło przeszło przez jego palce, aż do jego brzucha. Uśmiechnął się dumnie i podążył za małymi niteczkami, kompletnie nieświadomy, że to przyjemne ciepło miało go doprowadzić do osoby, której się najmniej spodziewał. Magia powodowała delikatne mrowienie w jego palcach i jakby wołała go do siebie. Podążał wzdłuż szlaku uzależniającego ciepła i spokoju. Jednak za tym wszystkim, krył się dobrze wyczuwalny ból i ogromne cierpienie, którego Czarny Pan nie mógł zignorować. Z frustracją przeciągnął palcami po swoich brązowych lokach, a czerwone oczy zabłysły chęcią mordu. Jak ktoś śmiał doprowadzić jego horkruksa do takiego stanu, że nawet jego magia odebrała to cierpienie? Może zastanawiałby się nad tym dłużej, gdyby nie to, że poczuł jakby był przeciskany przez słomkę, a jego żołądek delikatnie się zacisnął. Uczucie to nie trwało długo i już po chwili wylądował z gracją przed domkiem Privet Drive 4. Krytycznie spojrzał na podejrzanie idealny budynek, może kontemplowałby nad tym dłużej, gdyby nie poczuł magii, która jakby go do siebie wołała. Ciepło ponownie go owinęło niczym macki ośmiornicy i zaczął iść w stronę domku.

-/-
Jakby ktoś pytał, to głosy w mojej głowie każą mi to pisać XD

,,W pułapce umysłu" ~ Tomarry || zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz