Nowa opowieść własnego autorstwa, mam nadzieje, że się spodoba <3
*R.1 = rozdział 1*
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Dzień jak co dzień, słońce świeciło przez lekkie firanki dużego pokoju, w którym spała Eli. Wszystko było różowe, wszystko oprócz biurka, drzwiczek od garderoby i małej szafki nocnej - były białe. Musiała użyć mocnych argumentów, żeby namówić rodziców na małą szafkę, a nie na średnią czy dużą. Miała mnóstwo poduszek, od tych bardzo puchatych, do tych srebrno-cekinowych, które się zmieniają, jak się przesunie po nich dłonią. Tylko niektóre z nich lubiła. Miała ulubionego szmacianego królika z dzieciństwa, który miał wydłubane oko i zaszyte na krzyż. Dostała go dawno temu od swojej przyjaciółki (ale ta historia innym razem). Musiała to ukrywać przed rodzicami, bo by kazali służbie się go pozbyć. Dzisiaj była sobota, ale to nie miało znaczenia, ponieważ uczyła się w domu. Jak to jej rodzice powiedzieli:
- ,, Nie będziesz uczyła się z tymi wszystkimi zwyklakami i idiotami, skarbie" - mówiła mama.
- ,, Jeszcze cię czymś zarazisz" - tata odparł.
I wtedy zaczynali się śmiać. Ją to nie bawiło, nigdy nie uważała tak jak oni. W sumie to chciałaby mieć swoich prawdziwych przyjaciół, a nie tych których rodzice jej wybierają. Traktują ją jakby nie miała własnego zdania. Ciągle decydują za nią. Dobrze przynajmniej, że mogła sobie powiesić jej ulubiony plakat ,,The shadowhunters" a nie jakieś barbie i flamingi na drzwiach. I jeszcze jedno: zawsze budziły ją pokojówki, nigdy rodzice osobiście.
- Dzień dobry panno Elizabeth - przywitała się jedna z pokojówek. Miała gdzieś 35 lat, miała długie czarne włosy upięte w wysoka kitkę i jasne oczy. Nawet ją lubiła, bo była jedną z najmilszych pań jakie znała.
- Czas wstawać - powiedziała milutko. Kiedy raz zdarła kolano w ogrodzie, to jej je zabandażowała i pocałowała na szczęście, jak prawdziwa matka. Jej rodzice nie dość, że się nie przejęli to jeszcze, ją za to ochrzanili. Naprawdę tego nie rozumiała.
- Rodzice cię wołają na dół, macie gości...
- Jak zwykle... - burknęła z łóżka - ...bo nie mają nic innego do roboty!
- Ależ to twoi rodzice, troszczą się o ciebie i... - nie zdążyła dokończyć, bo Eli wykrzyczała:
- To nie prawda! Nie interesują się mną, moimi uczuciami, słyszą to co chcą, a nie to co ja mówię! - i zakryła się kołdrą. Pół minuty później poczuła, że ktoś siada na brzegu łóżka.
- Nie zrozum mnie źle, ale to są twoi rodzice i nieważne co się dzieje to cię na pewno kochają. To co było wcześniej... to przepraszam, nie ...- nie zdążyła nic powiedzieć, bo młoda odkryła kołdrę z twarzy i ją przytuliła ze łzami w oczach.
- To ja powinnam przeprosić - powiedziała - jesteś jedyną osobą, której ufam i nie powinnam na ciebie krzyczeć... przepraszam.
- Nic się nie stało - odparła - ale dość już przytulasów, bo czekają na ciebie. - Puściła i przetarła jej oczy.
- Powiedz im proszę, że już się ubieram.
- Dobrze - odrzekła i wyszła.
Minęło kilka minut zanim wstała z łóżka, była już godzina jedenasta, więc raczej musiała, W łazience umyła zęby, uczesała się, miała zbyt krótkie włosy, żeby wymyślać jakieś super-hiper fryzury, więc po prostu się rozczesała. Nienawidziła robić makijaż, ale jakby nie zrobiła to by się zaczęła kłótnia i by miała szlaban. No, więc nałożyła lekki make-up. Została jeszcze najtrudniejsza rzecz:
- W co ja mam się ubrać!? - powiedziała do siebie, lecz nie była sama...
- Coo tamm Kylaaa!! - no tak był jeszcze on. Jej wyimaginowany przyjaciel Friendo. Wyglądał jak cień, był cały czarny, miał maskę z uśmiechniętą twarzą i był o 15 cm wyższy od Eli. Pojawiał się akurat w najmniej oczekiwanym momencie.
- Aaa! - wykrzyczała przerażona - Co do ... Nie możesz mnie tak straszyć!
- Nie wołałaś mnie? - powiedział z udawanym żalem.
- Myślałam co mam ubrać.
- Mi się wydaje, że mówiłaś a nie myślałaś.
- Mądry się znalazł - Friendo, powstał z jej koszmarów które miała po odejściu Mel. Na początku się strasznie bała, ale później stał się jej przyjacielem. Oczywiście nie mówiła nikomu, bo po co? Dobrze jej się z tym żyje.
- No już spokojnie - zaśmiał się.
- Gdybym mogła to bym cię walnęła - przewróciła oczami z lekkim uśmiechem.
- Ale nie możesz - prychnął pod nosem.
Czasami zjawiał się, kiedy nie chciała na przykład, kiedy jadła z rodzicami obiad. Siedziała na krześle, a on albo pokazywał rodzicom uszy z palców albo naśladował ich. Często się powstrzymywała, żeby się nie zaśmiać, ale raz nie mogła i parsknęła śmiechem, wbili w nią pytający wzrok, zrobiła mnie jakbym nie wiedziała co się stało. Była wściekła na Friendo ale i tak jest jej najlepszym przyjacielem.
- Dobra koniec - otarła lekkie łzy śmiechu - muszę się w coś ubrać - Wyciągnęła spódniczkę od mamy i jakąś białą koszule. Już chciała iść się przebrać do łazienki, ale usłyszała za nią głos.
- Weź spodnie!
- Nie! Będą źli i... - pomyślała przez chwile.
- No i oto chodzi! - Friendo krzyczał siedząc na łóżku.
- No OKAY!
- Jupii! Rodzice będą wkurzeni!
- Tak - powiedziała z morderczym uśmiechem.
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°

CZYTASZ
Potomkowie Lorumi
FantasyOpowieść o dzieciach, które miały trudne dzieciństwo, ale zostały wybrane przez dawnych bogów mocy którzy byli nazywani bogami lorumi, żeby ocalić cały świat.. lecz ta opowieść nie jest cały czas taka szczęśliwa sami bohaterowie mają też bardzo cięż...