PROLOG

1.1K 29 2
                                    

ANASTASIA

Otulona kocem bujałam się w rytm muzyki, którą wygrywał na drobnym instrumencie Paul. Dziś była ostatnia okazja by spotkać się w komplecie - po roku stażu i milionie wyjazdów oraz szkoleń Roger został oddelegowany do pełnienia stanowiska ścigającego w Irlandzkiej narodowej drużynie Quidditcha i już pojutrze miał się przeprowadzić. 

Całe szczęście, że jego narzeczona, Carmen postanowiła mu towarzyszyć. Miała smykałkę do pisania i stwierdziła, że wykorzysta ten czas na stworzenie własnego dzieła, o którym podobno myślała od dłuższego czasu. 

Paul zostawiał w Londynie swoją ukochaną Cho by móc dokończyć długotrwały kurs aurorów, który w tym roku miał miejsce na wschodzie Europy. Kiedy pokazał nam cały sprzęt jakim musiał  potrafić operować to złapałam się za głowę - nie sądziłam, że świat magiczny  posiada na swoim wyposażeniu tyle dziwnych broni, które wykorzystuje do walki.

W oczach Cho widziałam strach  i troskę, bała się i ani trochę się jej nie dziwiłam. Niby to tylko szkolenie ale każdy z nas doskonale wiedział, że to nie zabawa. Paul miał wykonywać już pierwsze misje co wiązało się z ogromnym niebezpieczeństwem.

Gdyby chodziło o Zacka to sama bym umierała ze strachu. W końcu nie raz czytało się w Proroku codziennym o aurorach, którzy zwykły dzień w pracy przepłacili życiem. Fakt, że na kurs udawał się Potter w niczym nie pomagał - wybraniec przyciągał do siebie nieszczęścia jak mało kto.

- I co my bez was zrobimy? - Otuliłam się mocniej kocem i pociągnęłam nosem próbując ukryć napływające do oczy łzy smutku. 

Poczułam, że ciepłe ramoina Zacka obejmują moje ciało od tyłu a jego przyjemny oddech łaskocze kawałek odsłoniętej szyi. Takie chwile utwierdzały mnie w przekonaniu, że najlepszą decyzją jaką mogłam podjąć było zostanie tu i odbycie stażu w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga a nie wyjazd. 

- Jak to co? - Spytał chrypiącym głosem a przez moje ciało przeszły lekkie ciarki. - Wprowadzimy się w końcu do naszego mieszkania, zaprosimy Cho na parapetówkę i pewnie milion innych okazji aż praktycznie z nami zamieszka i poczekamy aż wrócą.

Uśmiechnęłam się i  spojrzałam na wtuloną w chłopaka Cho. Paul patrzył z wdzięcznością na Zacka a krukonka udawała, że wcale nie płacze. Z całej naszej ekipy jedynie Roger się trzymał i udawał twardego. 

W końcu był naszym okręgowym klaunem, który pocieszał a nie dołował i nawet w tej sytuacji nie chciał nas zawieść.

- Możecie być pewni, że załatwię wam wszystkim bilety na mój pierwszy mecz. -  Oznajmił polewając każdemu z nas po kubeczku piwa. - Mam nadzieję, że znajdziecie czas.

- Ja dopiero zaczynam szkolenia. - Zack potarł dłońmi moje ramiona dzięki czemu poczułam falę rozgrzewającego ciepła rozchodzącego się po moim ciele. - Mam niby zacząć od treningów w Hogwarcie, podobno dałem tak zajebisty  popis na siódmym roku, że Profesor Hooch zażądała u dyrektora moich lekcji.

- To nie fair. - Roger rzucił mu oburzone spojrzenie. - Slytherin jak zwykle będzie miał łatwiej. Może jeszcze kup im nowe nimbusy jak Malfoy swojej drużynie?

Wszyscy się zaśmiali. Draco był tak odległym tematem, którego nie poruszaliśmy od jego zaręczyn z Astorią, że naturalnym był fakt nasunięcia się na myśl Lucjusza a nie jego syna. 

- Stary, jeszcze mnie nie pojebało. - Mocniej mnie do siebie przyciągnął i pocałował w czubek śmierdzącej od dymu z ogniska głowy.

- Zack będzie trenował każdy dom po kolei, nie tylko ślizgonów. - Wytłumaczyłam po czym przyłożyłam kubek z piwem do ust. - A na miotły jak dobrze wiesz nas nie stać odkąd postanowiliśmy się usamodzielnić.

Mój błąd - przebudzone wspomnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz