Rozdział XXVII

217 13 10
                                    


// Niemożliwe? A jednak!
Udało się! Jestem z siebie dumna i mam nadzieję, że będziecie zadowoleni :) 
Dorzucam wam dodatkowo do powieści więcej obrazków znalezionych na internecie :)


    - Ach! Klaro...Madeleine! Byłaś cudowna! - Danił podszedł do niej, kiedy kurtyna zupełnie opadła odcinając ich od ludzi.
     Madeleine uśmiechnęła się lekko, lecz spuściła wzrok czując zażenowanie.
    - Nie opuszczaj wzroku! Takiemu debiutowi to wręcz nie wypada!- zawołał unosząc dłonią brodę dziewczyny.
     Wokół nich powstał wianuszek dziewcząt, które popierały zdanie Rosjanina.
    - Byłaś cudowna!
    - Fenomenalna!
    - Tak, to był piękny taniec!
     Dziewczęta przekrzykiwały się między sobą, zaś sama główna tancerka nie miała pojęcia co ze sobą zrobić. Jak się zachować?
    - Dziękuję...ja...nie wiem co powiedzieć... - mówiła rozglądając się.
    Jedna, jedyna baletnica stała nieco oddalona.
    Louise zaciskała zęby i po chwili zniknęła w mroku opery.

***


     Madeleine w końcu udało się dostać do garderoby, gdzie po zamknięciu drzwi odcięła się od hałasu i gwaru widowni, która przybyła, by pogratulować i wręczyć kwiaty. W jej dłoniach widniało co najmniej piętnaście kolorowych róż. Odetchnęła cicho i położyła kwiaty na stoliku. Od kiedy adrenalina zaczęła opuszczać jej ciało dziewczyna czuła się coraz gorzej. Wtem ktoś zapukał do drzwi.
    - Kto tam!? - zawołała.
    - Moncharmin panienko! Mademoiselle pozwoli!?- usłyszała stłumione głosy,
    - Ależ...tak! Tak, proszę!
     Obaj dyrektorzy weszli do środka. W dłoniach mieli piękne bukiety.
    - Moja droga, uratowałaś nas przed katastrofą. I choć na początku nie wiedziałem co myśleć o tym, gdy dowiedziałem się, że w ciszy pobierasz tu lekcje, to muszę przyznać, że plułbym sobie w brodę po wsze czasy, gdybym wtedy wyciągnął konsekwencje! - zawołał Moncharmin.
     Madeleine uśmiechnęła się lekko, choć nie do końca wiedziała jak odebrać te słowa.
Richard zaś po prostu pogratulował i wręczył jej piękny bukiet złożony z białych róż.
    - Dziękuję...jest prześliczny. - odparła.
    - Mam nadzieję, że panienka będzie na balu. Właściwie to powinnaś być jako debiutantka. - mruknął Richard.
    - Ale ja...
    - Ależ oczywiście, że będzie! Taka panna? Właściwe młoda dama? - Moncharmin odpowiedział rozbawiony.
    - No, na razie zostawimy cię samą, byś odpoczęła, choć pewnie będziesz miała jeszcze kilka wizyt. - odparł Richard i razem opuścili jej garderobę jeszcze raz serdecznie gratulując.
    - No pięknie... - westchnęła cicho.
     Wtem ktoś ponownie zapukał do drzwi. Madeleine czując coraz większe zmęczenie z trudem oznajmiła, że osoba może wejść. Danił z lekkim uśmiechem przywitał kobietę zamykając za sobą drzwi, gdzie gwar osiągał już apogeum.
    - Moja mała Klaro...jak miło cię widzieć. - odparł rozkładając ręce na boki. - Powtórzę to jeszcze raz, byłaś niesamowita!
     Madeleine z trudem uśmiechnęła się.
    - Och, Moja mała bibliotekarko, wszystko w porządku? Chyba musisz odpocząć! - zawołał widząc bladość dziewczyny.
    - Tak, masz rację...tyle emocji, to...nie umiem nad tym zapanować.
    - Potrzebujesz wody? - zapytał rozglądając się za karafką i szklanką.
    - Nie, nie... - potrząsnęła głową. - Jedyne o czym marzę, to tylko o tym, by się położyć i pójść spać. - odparła z lekkim uśmieszkiem.
     Danił przyjrzał się uważnie młodej dziewczynie.
    - Potrzebujesz pomocy w dostaniu się do siebie? - zapytał.
    - Dziękuję, ale chwilę jeszcze pewnie spędzę tu nim pójdę spać. Cieszę, się, że bal został przełożony na jutrzejszy dzień.
    - W porządku, chociaż moim zdaniem powinnaś już teraz pójść na spoczynek. Uwierz mi wiem co mówię. Sam przez to przechodziłem.
     Madeleine tym razem uśmiechnęła się z większą dozą życzliwości i szczerości. W końcu chciał jej doradzić, pomóc.
    - Masz rację monsieur Danił. - odpowiedziała.
    - Wiem o tym. - odparł rozbawiony. - W każdym razie nie będę więcej zawracał ciebie, o pani. - dodał podchodząc i ujmując drobne dłonie kobiety. - Ale wiedz, że byłaś wspaniała...
     Madeleine miała jeszcze dwa spotkania. Jedno z Giri, a drugie z młodym chłopcem, który przyszedł z koszem kwiatów od pewnego anonimowego wielbiciela.
    - Jak widzę, debiut udany. - usłyszała za sobą głos. Obróciła się wystraszona.
    - Och Eriku, nawet nie wiesz jak bardzo czuję się zaskoczona, oszołomiona i zmęczona! - odpowiedziała uśmiechając się szeroko.
    - Byłaś niesamowita. - mruknął, lecz po chwili ujrzała jak w oczach gaśnie chwilowa energia.
    - Eriku, ja naprawdę... - zaczęła robiąc krok w stronę mężczyzny, lecz właśnie teraz odczuła jak bardzo jej ciało jest wycieńczone.
     Obraz rozmazał się przed jej oczami, poczuła jak kręci się jej w głowie. Mocno, zbyt mocno, by zrobiła prosty krok. Zachwiała się machając dłonią, by jak najszybciej złapać się czegokolwiek, kiedy zaczęła lecieć w bok.
     Cały stres, strach, żal, nienawiść...wszystkie najgorsze momenty postanowiły w sposób efektowny zresetować jej umysł. Nie zarejestrowała nawet, kiedy straciła przytomność.


Upiór w operze - historia nieznanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz