Gdy znalazłam się pod ciemnymi drzwiami, bez pukania wbiegłam do środka, stając na środku w rozsypce. Loki od razu wstał z łóżka, podchodząc do mnie. Widziałam przez chwilę zdenerwowanie w jego oczach, które zastąpiła troska, gdy podszedł bliżej, zobaczył spuchnięte od płaczu oczy i rozmazany tusz do rzęs, który spływał mi razem ze łzami po policzkach. Nie zdążyłam nic powiedzieć, gdy szatyn objął mnie ramionami, przyciągając mnie bliżej. Po kilku minutach stania i wypłakiwania się w jego koszulę, na której widniały już mokre ślady, odsunęłam się, by spojrzeć mu w oczy. Przyglądał mi się, nie wiedząc, co powiedzieć, chyba nie często bywa w takich sytuacjach.
- Co się stało? - spytał niepewnym głosem.
Te pytanie spowodowało u mnie nieopisany atak paniki. Nie wiem, dlaczego tak na nie zareagowałam. Po chwili zaczęłam ciężko oddychać. Czułam, jak tracę dopływ tlenu do moich płuc. Byłam przerażona.
Kiedy łapczywie próbowałam złapać oddech, nagle na swoich ustach poczułam, zimne wargi Lokiego.
Jego dłonie spoczęły na mojej talii, mocno mnie obejmując. Zacisnęłam palce na jego koszuli, nie przerywając pocałunku.
Całował mnie tak delikatnie i czule, nie myślałam, że może mi się to tak podobać. Puściłam jego koszulę, przenosząc swoje ręce na jego kark.
Po chwili namiętnych pocałunków poczułam jego dłonie na moich pośladkach, jak poparzona odsunęłam się na bezpieczną odległość. Poczułam swój spokojniejszy oddech, ale wciąż ciężki, przez zaistniałą sytuację.
Czy to źle, że żałuje przerwania pocałunku? Chciałam jeszcze więcej i więcej. Tak bardzo pragnęłam poczuć słodki smak jego ust jeszcze raz.
Nie mogę obiecałam Tony'emu, że nic pomiędzy nami nie zajdzie. Ale przed chwilą złamałam obietnicę. Nie chcę stracić zaufania ojca.
- Nie mogę, to był błąd - wyznałam, spuszczając głowę - To nie powinno się nigdy zdarzyć. - dodałam, patrząc mu prosto w te cholernie zielone, pociągające oczy. Co się ze mną stało? Przed chwilą był moim przyjacielem, a teraz? Sama już nie wiem, co jest pomiędzy nami.
- Pomogłem ci tylko wyrównać oddech. - tłumaczył się, widziałam, jak moje słowa go dotknęły. Może, tak jak ja, poczuł coś. Kogo ja oszukuję,? Jest mi bliski, ale jestem przekonana, że się tylko zabawia.
- To było coś więcej, twoje ręce... no wiesz. - zawstydzona, usiadłam na krawędzi jego łóżka, spuszczając głowę i wplatając palce we włosy. Bóg usiadł koło mnie, ale trochę dalej. W tym momencie pogrążyłam się w swoich myślach. Czekałam, aż coś powie.
- Odruchowo, wiesz, jak całuję inne, to to jest normalne. Żadna jeszcze nie narzekała - poczułam jego wzrok na sobie.
Że co proszę, inne? Czyli dużo pewnie ich było. Jak mogłam być tak naiwna? Nawet jeśli chciał mi pomóc, nie powinienem posuwać się do tak namiętnych pocałunków.
Byliśmy pogrążeni w niezręcznej ciszy jeszcze kilka minut. Ja przyglądałam się swoim butom, a szatyn patrzył się przed siebie.
- Zapomnijmy o tym. - powiedziałam spokojnym, lecz stanowczym głosem. Po chwili jego wzrok spoczął na mnie. Jedynie pokiwał głową.
- Opowiesz mi, co się stało? - zgrabnie zmienił temat, jakby nic przed chwilą się nie wydarzyło, za co byłam bardzo wdzięczna.
- Moja... jakby-matka wróciła. Rozumiesz, nie było jej 19 lat i nagle sobie o mnie przypomniała! - odpowiedziałam, zaciskając pięści ze złości.
Czułam, jak rośnie we mnie nienawiść do niej. Nigdy jej nie znałam i wolałabym, aby tak zostało. Loki niepewnie chwycił moją dłoń, splatając nasze palce, próbując ją rozluźnić. Przez chwilę myślałam, że może być niezręcznie, ale to mi pomogło, a dokładniej jego zimna dłoń, która chłodziła moją.
- Co zrobisz z tym faktem? Wybaczysz jej? - spytał, zacisnęłam mocno jego dłoń.
- Chyba żartujesz! - z niedowierzaniem zlustrowałam jego twarz, miał teraz obojętną minę, jakby sprawa z matką wcale go nie obchodziła lub nie wiedział gdzie leży problem. - Nienawidzę jej, moją mamą jest Pepper! - krzyknęłam i gwałtownie wstałam z łóżka.
Nie chciałam kolejnej matki. Starczała mi jedna. Chodziłam nerwowo po pokoju, gdy nagle rozległ się dźwięk pukania w drzwi.
- Powiedz, że mnie tu nie ma. - rzuciłam szybko, wchodząc do jego łazienki.
Loki otworzył drzwi, przez które od razu wszedł Tony. Rozglądał się przez chwilę po pokoju, następnie odwrócił się w stronę kłamcy.
- Wiem, że tu jest. - wyznał miliarder, dalej rozglądając się po pokoju.
Nagle usłyszałam kroki. Każdy głośniejszy od poprzedniego. Zamknęłam szybko drzwi na klucz, zanim zdążył chwycić za klamkę. Szarpnął nią mocniej, ale wiedział, że jeśli sama nie zechcę wyjść, to nic nie zrobi.
- Nie chce z nikim rozmawiać. - wytłumaczył za mnie bóg.
Usłyszałam głośne, szybkie kroki i trzaśnięcie drzwi. Poszedł, poczułam ulgę, nie chciałam z nim rozmawiać, nie teraz, jak zaprowadził mnie do niej. Do tej obcej kobiety, podszywającej się pod moją rodzinę. Nie była nią, nie po tym, jak nas zostawiła.
- Wiesz, że prędzej czy później będziesz musiała z nim porozmawiać. - powiedział swoim obojętnym głosem. Wyszłam z łazienki, od razu rzucając się na duże łóżko boga.
- Aktualnie jestem bardzo zmęczona i nie mam ochoty nikogo oglądać. - rozłożyłam się na jego legowisku - No, może oprócz ciebie. - zarumieniłam się, więc od razu przykryłam twarz poduszką, żeby nie zdążył tego zobaczyć.
- Odpocznij. - uśmiechnął się przyjaźnie, a w jego głosie mogłam wyczuć troskę.
Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, a on położył się koło mnie. Objął mnie w tali, przyciągając mnie do siebie. Wtuliłam się w jego tors. Potrzebowałam tej bliskości. Pomagała mi spokojnie pomyśleć, co dalej mam zrobić. Kłamca zaczął gładzić moje blond włosy, co jeszcze bardziej mnie uspokajało. Nie rozmyślałam zbyt długo, gdyż jego dotyk utulił mnie do snu. Jedyne, co pamiętam, to jego "Dobranoc, Melu", które rozbrzmiewało mi w głowie.

CZYTASZ
Love is fake // Loki Laufeyson
Fanfiction~Kocham cię! ~ krzyknęłam zdzierając sobie gardło ~Kłamiesz ! Nikt nie kocha potwora! Rozumiesz! ..