Rozdział 5

258 25 55
                                    

Kilka dni później miało odbyć się pierwsze zadanie. Harry był w ten dzień na skraju załamania nerwowego. Od kąt Hagrid pokazał mu smoki, które miały być częścią pierwszego zadania, był jeszcze bardziej zestresowany. Jego zdenerwowanie przekładało się na większą agresję, na czym cierpiała głównie Ginny. 

***** ***

- Powodzenia- zaczęła Ginny, stojąc z Harrym w namiocie, wraz z pozostałymi zawodnikami.

- Dzięki- odparł i pocałował ją w policzek.

W tej chwili zobaczyli flesz aparatu. 

- Zdjęcie na okładkę, a dopiero przyszłam!- usłyszeli wesoły głos Rit Skeeter.

Westchnęli niemal w tym samym czasie, po czym rudowłosa opuściła namiot i udała się na trybuny. Nie wiedziała, że gdy ona zniknęła, w objęciach chłopaka pojawiła się inna dziewczyna.

Nie wiedziała dlaczego, ale zajęła miejsce zaraz obok Zabiniego i Malfoy'a. Stwierdziła, że jest to dobra okazja, by podziękować ślizgonowi za uratowanie życia. Nikt znajomy jej nie widział, a Harry był w namiocie.

- Malfoy- zaczęła.

- O Weasley, co- nie mógł dokończyć blondyn, ponieważ dziewczyna przerwała mu.

- Dziękuję.

Chłopak stał przez chwilę i nie odzywał się. Nie spodziewał się, że rudowłosa mu podziękuje. Jej brat wolałby zginąć, niż podziękować blondynowi. Kiedy miał już coś odpowiedzieć, uprzedził go Zabini.

- No, no Wiewióra, co ci się tak na podziękowania zebrało?- zapytał ze szczerym uśmiechem.

Rudowłosa tylko przewróciła oczami i odwróciła się w stronę areny, ale na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, jedna sprawa już załatwiona.

**** ***

Konkurencję rozpoczęła Fleur z walijskim zielonym, po niej Krum z ogniomiotem chińskim, trzeci był Cedrik, który wylosował szwedzkiego krótkopyskiego, a ostatni był Harry. Każdemu z jego poprzedników udało się zdobyć złote jajo. Teraz wszyscy czekali na niego i jego smoka.

Brunet wylosował rogogona węgierskiego. Jego żółte, przypominające kocie oczy patrzyły groźnie na zgromadzonych. Od jego czarnych łusek odbijało się słońce, a jego rogi były naprawdę ogromne. 

Ginny patrzyła zdenerwowana na swojego chłopaka, który cudem nie został dosięgnięty jeszcze przez ogień. Paznokcie kaleczyły jej dłonie aż do krwi, a ona sama była chyba bardziej zestresowana niż Harry. 

- Harry miotła!- usłyszała krzyk Hermiony.

Chłopak jakby to usłyszał, szybko przywołał swoją miotłę i wzbił się w powietrze. Zatoczył kilka kółek wokół areny, próbując znaleźć sposób  na zdobycie jaja. Nie docenił jednak siły zwierzęcia, które urwało łańcuch, który nie pozwalał mu odlecieć. Smok wzbił się w powietrze i poleciał w kierunku Wybrańca. Potter spanikował i wzbił się ponad trybuny. Smok był jednak większy i wpadł na drewnianą konstrukcję, w miejscu, gdzie znajdowała się Ginny.

Tym razem to dziewczyna była szybsza i złapał blondyna za rękę, ciągnąc go w swoją stronę. Z pyska smoka buchnął ogień, którego jednak chłopak nie zdołał uniknąć. Upadł wraz z gryfonką na podłogę, przygniatając ją własnym ciałem. Ogień dosięgnął jego lewej ręki. W jego oczach pojawiły się łzy bólu. Bardzo się starał, by nie spłynęły po jego twarzy, ale było to bardzo trudne.

Na miejsca gdzie siedzieli, spadło kilka belek z głośnym hukiem, na którego dźwięk rudowłosa wtuliła się mocno w ślizgona. Jej dłonie zacisnęły się kurczowo na jego szacie. Ich twarze dzieliło od siebie niecałe pięć centymetrów. Pomimo przerażenia, dziewczyna nie potrafiła nie zaczerwienić się, kiedy sobie to uświadomiła. Chłopak nie zauważył jednak tego, bo zatracił się w jej piwnych oczach. Uderzył w niego zapach lawendy, a chłopak na krótką chwilę zapomniał o całym świecie.

Do rzeczywistości przywołało go szarpnięcie za poparzone ramię. Syknął z bólu i spojrzał na osobę, która to zrobiła. Nad nim stał bliźniak rudowłosej. Ron był czerwony ze złości. Odciągnął go od dziewczyny i odrzucił go na ławkę. 

Ginny dopiero wtedy się otrząsnęła. Wstała i jak najszybciej odciągnęła brata od ślizgona. Była wysportowana, więc nie miała z tym większego problemu. 

- Ty parszywa gnido! Jak śmiałeś ją dotknąć ty tleniona fretko?!- Ron krzyczał w szale.

- Uspokój się! Nic mi nie zrobił!- rudowłosa próbowała bezskutecznie uspokoić swojego bliźniaka.

Po chwili jednak Ron wyrwał się siostrze i rzucił się z pięściami na blondyna. Ślizgon próbował się bronić, ale utrudniała mu to poparzona ręką. Nie musiał jednak bronić się długo, bo koło nich pojawił się Snape. Nauczyciel złapał Waesley'a za ramię i odciągnął od ledwo przytomnego Malfoy'a. Ron krzyczał coś jeszcze, ale dziewczyna nie zwracała już na to uwagi. 

Ślizgon leżący przy niej miał częściowo spaloną szatę, jego lewa ręka była poparzona, z nosa leciała krew i oddychał z wyraźną trudnością, gdy w jego oczach zauważyła łzy, ścisnęło jej się serce. Kiedy Ginny zauważyła niedaleko Zabiniego, zawołała go i razem pomogli wstać blondynowi, by zabrać go do Skrzydła Szpitalnego. Kiedy byli już pod drzwiami pani Pomfrey, chłopak zemdlał.

Hej!

Wracam z regularnością! Cały rozdział powstał podczas słuchania piosenki Sanah ,,duszki", którą bardzo polecam. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał, zachęcam do komentowania^^

747 słów

Słoneczniki| DrinnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz