4. "Każdego dnia chcę byś zabrał mnie ze sobą"

9 2 0
                                    

Ten rodział zawiera sceny +18

--------------------------------------------------

Kiedy byłam dzieckiem, myślałam, że marzenia wystarczą aby osiągnąć cel. Wystarczy przecież wiedzieć, czego się chce, a potem jest już z górki, nieprawdaż?

Jeśli chcesz zostać lekarzem, musisz dobrze się uczyć, aby dostać się do dobrego liceum. Gdy dostaniesz się do dobrego liceum, musisz ciężko pracować i dostać się na studiach. Gdy skończysz studia, dostajesz pracę jako lekarz. Jakie to proste.

Nikt nie wspominał mi, że ten lekarz cierpi na zaburzenia snu i migreny. Nikt nie mówił mi, że licealista staje się narkomanem lub alkoholikiem, że dziecko z podstawówki traci swoją niewinność, że student nie chce żyć.

To samo czułam, kiedy zorientowałam się, że to wcale nie jest moja wina, że nie mam kontroli.

Od lat jestem za gruba, doskonale o tym wiem. Zawsze jako dziecko myślałam, że z własnego lenistwa i wygody nie chudnę. Że skoro nic nie zmieniam, to musi mi być tak dobrze. Że wymyślam sobie problem.

Teraz do mnie dociera, że niczego nie kontroluję. Jestem tylko zwierzęciem, któremu bóg wie co postanowiło dać świadomość. Zazdroszczę tym wszystkim ptakom, psom, kotom, jeleniom i chomikom, że ich jedynym problemem jest to, czy przeżyją dzień. Nie obchodzi ich nic więcej. Kierują się instynktami. Nie wiedzą, że są. Nie wiedzą że ktoś ich może potrzebować.

Byłabym w raju, gdybym nie myślała, że ktoś może się mną przejmować.

Wpadam w swój paradoks. Smutno mi, bo nikogo nie obchodzę, ale smutno mi też że niektórzy się mną przejmują. Czuję się obserwowana, ale jednocześnie taka przezroczysta i pusta, zlewająca się z otoczeniem. Gdy się ubieram, myślę, że wyróżniam się za mało, z kolei gdy dopada mnie panika nad drobną niedoskonałością, to sądzę, że patrzą wszyscy.

Uważam, że jestem okropna, ale jednocześnie czuję, jakbym była za dobra. Ludzie do mnie przychodzą, ale czuję się samotna, niedoceniana, niekochana. Czuję, jakby oni wszyscy byli nieszczerzy. Czuję się niewarta ani grama uwagi, jednocześnie bojąc się, że przychodzą do mnie tylko po to, aby mi się podlizać i coś zyskać. Czuję się na tyle nisko, aby czuć się upodlona, ale na tyle wysoko, by sądzić, że ktoś mógłby chcieć mi się przypodobać.

Dzisiejszego dnia nie robiłam nic. Nie miałam siły. Co jakiś czas zerkałam w lustro, tylko po to, aby odwrócić wzrok. W moich uszach brzmiała głucha cisza. Nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc, nikogo komu mogłabym zaufać, nikogo kto mógłby mnie objąć czy wysłuchać. Tylko ja, sam na sam, znosiłam własny umysł, czując ten dziwny ucisk w okolicy serca i żołądka oraz doświadczając tej bolesnej blokady, kiedy czujesz potrzebę krzyczeć, ale głos zamiera jeszcze w samych płucach, nim struny głosowe i język w ogóle pomyślą o tym, aby ułożyć się do wydania głośnego dźwięku.

Każdy dzień jest monotonny. Mój anchedoniczny nastrój trwa od dłuższego czasu. Boli mnie tak bardzo, że zapomniałam co to ból. Agonia stała się stanem domyślnym. To tak, jakby nagle przestały nastawać dni. Po jakimś czasie ludzkość zapomniałaby, czym było światło, słońce stałoby się jedynie mitem opowiadanym dzieciom, bo przecież to takie niedorzeczne, że na niebie mogłaby istnieć ogromna kula, roztaczająca światłość na cały świat. Z biegiem pokoleń słońce byłoby znane niczym bożek, którego wyznawali głupi, dzicy ludzie. Nie tęskniliby za nim. Nie można przecież tęsknić za tym, czego nigdy się nie znało. A nie zna się już tego, o czym się zapomniało.

Chciałabym wyjść z mojego pokoju. Ale jest mi tutaj dobrze. Nikt ode mnie niczego nie chce. Nikt mnie tutaj nie ocenia. Tylko ja. Jestem tutaj sama ze sobą. Moja krytyka boli najbardziej, ale przecież to i tak lepsze od grona krytyki. To i tak lepsze od tego, że ludzie mogliby dostrzec, jak niedoskonała, jak brzydka, próżna i żałosna jestem. Nie umiem stworzyć sobie pięknego człowieka, którym mogłabym być i cieszyć się życiem. Marzę o tym, że któregoś dnia moja głowa stanie się uporządkowana, ja stanę się stała. To będzie moment, w którym będę piękna, czyli szczęśliwa. Znajdę równowagę, zacznę kontrolować swoje czyny, instynkty i życie. Nie będę od nieczego zależna.

Bezboska KomediaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz