~Part 18~

9.3K 519 14
                                    

Impreza ostatecznie nie okazała się taka zła. Z czasem się rozkręciła, podobnie jak i ja. Poznałam wiele nowych osób, z większością znajdując wspólny język. Nie tak dosłownie, jak Holly, która właśnie całowała się z Niallem na prowizorycznym parkiecie. Zaśmiałam się i otworzyłam sobie kolejne piwo. Zauważyłam wolną kanapę nieco na uboczu, więc usiadłam, chyba dopiero trzeci raz w ciągu pobytu tutaj. Już po chwili dosiadł się do mnie gość, którego poznałam jakieś półtorej godziny temu. Po tym, jak wyraźnie zaczął dawać mi sygnały, że na mnie leci i ma nadzieję na "owocne" zakończenie tego wieczora spławiłam go i unikałam. Udawało mi się do tej pory. Chociaż wolna była cała kanapa, on usiadł tak blisko, że nasze uda się stykały, co ani trochę mi się nie podobało. Założyłam nogę na nogę, odsuwając się od niego jeszcze bardziej, ale boczne oparcie mebla mi na to nie pozwalało. Geoffrey za to jeszcze bardziej zmniejszył odległość między nami.

- Wiesz co, poszukam lepiej przyjaciółki. Zniknęła mi jakiś czas temu i...

- Daj spokój, poradzi sobie. - Przerwał mi kolejną próbę wykręcenia się od jego towarzystwa i położył dłoń na moim kolanie.

- Geoff, Zayn potrzebuje cię przy zamrażalce. - Obok nas pojawił się Harry, mierząc chłopaka ostrym spojrzeniem. Usiadł po mojej drugiej stronie, na podłokietniku kanapy.

- Co ty pieprzysz, Hazz? Przecież Zayn stoi tam z Phoeb... - Urwał, kiedy Styles zarzucił rękę na moje ramiona. Podniósł ręce w geście obronnym, wstał i odszedł, a ja odetchnęłam z ulgą, opadając na oparcie mebla.

- Co za natręt... - westchnęłam, pociągając łyk piwa.

- Wiesz, gdybyś miała faceta, to on zajmowałby się odganianiem takich kolesi - zagadnął.

- Nie potrzebuję faceta. Sama potrafię sobie poradzić.

- No, właśnie widziałem - zakpił.

- Tak, masz rację. Uratowałeś moją godność i cnotę. Jesteś moim księciem na białym koniu! - zapiszczałam przesłodzonym głosikiem, przytulając się do jego boku, na co zareagował śmiechem. - Wyczułeś sarkazm, prawda? - upewniłam się, co jeszcze bardziej go rozbawiło. - W każdym razie, dzięki, za ratunek. - Klepnęłam go w kolano i wstałam, idąc w stronę ulicy. Dogonił mnie szybko.

- Gdzieś się wybierasz? - zapytał, równając się ze mną.

- Na spacer po okolicy. Nigdy tu chyba nie byłam. Chcę trochę pozwiedzać.

- Pójdę z tobą - powiedział, a gdy zmierzyłam go pytającym spojrzeniem wytłumaczył się. - No wiesz, gdybyś znowu potrzebowała swojego księcia na białym koniu, żeby się przed czymś uratował.

- Ta, mam tylko nadzieję, że nie będzie to wielka butla wody utlenionej - parsknęłam. Najwyraźniej uraziło to jego dumę, ponieważ w akcie zemsty zaczął wbijać mi w żebra paluchy, a warto wiedzieć, iż moje żebra są bardzo czułe na jakikolwiek dotyk, który od razu wywołuje łaskotki. Piszczałam, śmiałam się i szamotałam w jego uścisku, przy okazji wylewając swoje i jego piwo na ziemię. - Okej, przepraszam! - wydyszałam, więc przestał.

- Chyba właśnie odnalazłem sposób na kontrolowanie ciebie - zaśmiał się. Zarzucił rękę na moje ramiona i przechylił butelkę, wypijając to, co zostało w środku, a potem odstawił ją pod jakiś krzaczek. - Chłopaki jutro sprzątną - wyjaśnił, widząc moje pełne dezaprobaty spojrzenie.

Przechadzaliśmy się ulicą najpierw w jedną, potem w drugą stronę. Kiedy już stopy bolały mnie od chodzenia w wysokich butach, usiedliśmy na krawężniku i rozmawialiśmy. Lubiłam takich ludzi, jak Harry. Przyjaznych, otwartych, rozgadanych. Mówiliśmy naprawdę o wszystkim i dużo się o sobie dowiadywaliśmy. Zabrzmi to banalnie, ale czułam, jakbym znała go od dawna. Czułam, że ta znajomość ma przed sobą naprawdę długą przyszłość, jeżeli on również tego zechce. Takich ludzi jak on, warto mieć za przyjaciół.

- Więc jak to jest z tobą? - Odchylił się do tyłu i podparł na łokciach. - Skoro nie tolerujesz związków, to znaczy, że nigdy w żadnym nie byłaś?

Pokręciłam przecząco głową.

- Nie. Po co miałabym pakować się w coś, w co nie wierzę? To tak, jakbym chodziła do kościoła uważając, że Boga nie ma.

- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś dziewicą? - zapytał z niedowierzaniem, a ja roześmiałam się, słysząc ogrom zdziwienia w jego głosie.

- A co w tym takiego dziwnego? - odpowiedziałam pytaniem.

- Po prostu... Nie wiem. Nie wyglądasz na taką.

- Czyli wyglądam na puszczalską zdzirę?

- Nie! - odpowiedział szybko, jakby bał się, że mnie uraził i podniósł się do siadu. - Ale... No nie wiem. - Wzruszył ramionami i nie mogłam odnieść wrażenia, że zrobiło mu się głupio, że zadał to pytanie.

- Nie, nie jestem dziewicą - odpowiedziałam w końcu na jego pytanie. - Jak każda kobieta mam swoje potrzeby i kolegów, którzy potrafią je zaspokoić.

- Fuck buddies? - Po raz kolejny usłyszałam nutkę zaskoczenia w jego głosie. - Co trzeba zrobić, by takim zostać?

- Chcesz aplikować o tę pozycję? - zaśmiałam się, nie kryjąc zdziwienia tym pytaniem.

- Widziałaś ty siebie? Swoje ciało i w ogóle? Wskaż mi takiego, który by nie chciał!

Uderzyłam go w ramię czując, że się rumienię.

- Przykro mi, ale nie masz szans.

- Czemu? - zapytał z zawodem.

- Ponieważ nie utrzymuję z nimi zbyt bliskiego kontaktu.

- Tak, bo spanie ze sobą nie jest bliskim...

- Poza łóżkiem - przerwałam mu. - Nie chcę, żeby wynikły z tego jakieś problemy w stylu "podobasz mi się", czy coś takiego. Dlatego, jeśli lubię faceta, jako kumpla, z którym chciałabym spotykać się na piwo, na kawę, pogadać i po prostu spędzić czas z kimś, z kim dobrze się czuję, nie idę z nim do łóżka - wyjaśniłam. Przez chwilę nic nie mówił, zastanawiając się nad czymś. W końcu westchnął ciężko.

- Nie wiem, czy mam się teraz cieszyć, że widzisz we mnie bliższą znajomość, czy żałować, że ją widzisz, bo to przekreśla szansę na bliższą znajomość.


Nie dla psa kiełbasa, Harry! Haha! Znaczy no, postaraj się bardziej, to może coś... :D Mam rację?

I don't do relationships [h.s.]  [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz