Obudziłam się w pokoju z drewnianą podłogą i rozlatującymi się ścianami podtrzymującymi dach. Nie widziałam całego pomieszczenia, ale mogłam się domyślać, że było dość przestronne. Byłam na czyimś strychu. Próbowałam się podnieść, ale prawie natychmiast upadłam i miałam odczucie, jakby mnie pozbawiono mnie wszystkich mięśni. Spojrzałam na swoje dłonie, całe pokryte świeżymi bliznami. Z pozycji leżącej oglądałam, jak pyłki kurzu wirują w promieniach słońca, które pojedynczo przedostawały się tu poprzez wyżartą przez mole zasłonkę. Z zewnątrz dobiegał mnie poranny gwar i zapach świeżego jedzenia. Próbowałam sobie przypomnieć, co się stało... samolot, pociąg, ucieczka, Nathan Drake... Nathan Drake! To on mnie tu zaciągnął i kazał mi oddać mu swoją torbę i dać numer telefonu i ten blondyn i on...! Ufff, musiałam wziąć głęboki oddech. W co ja zostałam wplątana! Tak mnie to wzburzyło, że ponownie spróbowałam wstać, lecz znowu, bezskutecznie. Spróbowałam przekręcić się na plecy, ale i to mi się nie udało. Nagle uświadomiłam sobie, że ktoś mnie obserwuje i poza zasięgiem mojego wzroku. Przełożyłam rękę za plecy i przejechałam nią po deskach, każdą z nich lekko dociskając. Wynik mojego jakże wyszukanego testu był zadowalający: pod ścianą stało krzesło, a na nim mój obserwator. Deski pod krzesłem nie odskakiwały na końcach, po przyciśnięciu i skrzypiały. Nagle ten ktoś się odezwał:
-Fajny trik. Musisz mnie go kiedyś nauczyć – powiedział ktoś po angielsku.
Podszedł do mnie i przekręcił mnie na plecy.
-Ulala! Nie wyglądasz najlepiej – mówił to, uśmiechając się – Nieźle cię załatwiłem, za co muszę przeprosić, ale nie ja to inicjowałem.
Blondyn, ten sam co w metrze, podniósł mnie i posadził na krześle. Otrzepał mnie z kurzu i spojrzał mi prosto w oczy.
-Słoneczko ty moje! Może powiesz mi, co ja tu do cholery robię?!
Przechodząc ze spokojnego tonu do krzyku, spowodowałam u niego lekką dezorientację, ale chłopak nawet na chwile nie zmienił swojego wyrazu twarzy. Jedynie lekko się odsunął.
-Nie powiem ci, bo to nie jest moim zadaniem. Nawet gdyby było, to kto inny lepiej ci to wytłumaczy. Spróbuj poruszać się, zaraz wstaniesz i wtedy zaprowadzę cię do salonu.
Stwierdzenie, że w tamtym momencie nie bałam się ani trochę, byłoby bujdą wyssaną z palca. Trzęsłam się i oddychałam niespokojnie. Nawet w którymś momencie chciało mi się płakać, ale oficjalnie się do tego nie przyznaję. Od teraz to nasza mała, słodka tajemnica.
Zaczęłam ruszać nogami, kręcić głową i, powoli, bo powoli, zaczęłam odzyskiwać siły. W tym czasie blondyn podszedł do okna i rozejrzał się. Dopiero teraz zaczęłam mu się dokładniej przyglądać. Był dość wysoki i chudy. Jego blond włosy, gdyby nie były rozczochrane, sięgałyby do karku, który rozdzierała cienka, lecz długa blizna. Ubrany był w spodnie bermudy o jasnoniebieskim kolorze i luźną, białą koszulkę.
Kiedy rozruszałam się na tyle, żebym mogła stać, chłopak do mnie podszedł i szarmancko podał mi ramię, uśmiechając się przy tym zalotnie. Chwyciłam się jego ręki i nie zdołając powstrzymać rozbawienia, zaśmiałam się.
-Lori jestem.
-Garder.
Ja utykając, on cierpliwie podtrzymując mnie, doszliśmy do drzwi prowadzących na schody. Jakimś cudem przeżyłam schodzenie po nich. Unikając sturlania się, dotarliśmy na piętro, a później na parter. Oczom ukazał mi się salon z ogromnym stołem, u którego szczytu siedział Nathan, pałaszujący swoje śniadanie. Na mój widok rozpromienił się i gestem ręki zaprosił do stołu. Na jego widok krew mi zakipiała w żyłach, ale zachowałam spokój i zajęłam miejsce obok niego.
CZYTASZ
Killing in the name
AcciónUcieczka - porwanie - zadanie - śmierć, czyli o tym, jak wycieczka zamieniła się w sieczkę.