Rozdział VI- Madeline

19 4 6
                                    

Usłyszałam dzwonek do drzwi, dźwięk trwał kilka minut.

-Mamo, ktoś dzwoni!- krzyknęłam- Mamoo- ale nikt nie odpowiedział

W końcu zmęczona, z jednym okiem otwartym wstałam z łóżka. Podrapałam się po plecach i założyłam granatowy szlafrok wiszący na drzwiach. Dzwonek dalej dzwonił.

-Idę, już idę!- krzyknęłam

Czego chcą od ludzi tak wcześnie rano, jeszcze nie ma siódmej. Pali się?

Otworzyłam drzwi, a w nich stała Loren uczesana w swojego słynnego ulizanego koka, którego miała na rozpoczęciu roku i ubrana w jeansowe dzwony i biały płaszcz. Dziewczyna patrzyła na mnie ze zdziwieniem.

-Dlaczego tak wcześnie? Jeszcze nawet mój budzik nie zadzwonił- powiedziałam z wyrzutem
-I o to powinnaś się martwić- odpowiedziała- jest 9:03 i za 27 minut zaczynamy lekcje
-O mój Boże, dlaczego to nie zadzwoniło?!- pobiegłam szybko na górę, a Loren za mną.

Zaczęłam myć zęby i jednocześnie nakładać piankę na twarz. Dalej wyglądając jak czarownica weszłam z łazienki do pokoju a na łóżku leżały ubrania, które wyciągnęła dla mnie Loren. Dzięki ci Boże. Może jak mi pomoże to zdążę.

Nie zważywszy na to, że dziewczyna jest w pokoju błyskawicznie się ubrałam, a Loren włączyła prostownice.

-Zrobię ci włosy, a ty się maluj- powiedziała

9.20 wybiegłyśmy z domu. Nigdy tak szybko się nie malowałam. Nie jest to najlepszy makeup w moim życiu, ale zważywszy na to, że robiłam go niecałe 5 minut, to wyszło całkiem nieźle. Pierwszą lekcję mamy na samym dole i nauczyciele zawsze się spóźniają, więc powinnyśmy zdążyć.

Do szkoły mamy 15 minut truchtem, ale my biegłyśmy jak wariatki. Gdybym biegała tak na zajęciach w-fu zapewne nauczyciele zapisywaliby mnie na maratony.

Byłyśmy w połowie drogi i nagle usłyszałyśmy trąbienie samochodu.

-Wow, ale tempo- powiedział chłopak w granatowym Jeapie- Loren prowadzi, czy Madeline zdoła ją wyprzedzić? Biegnie z całych sił. Czy zawodniczka wyścignie prowadzącą? Uwaga, uwaga wielka chwilaa...
-Jeszcze słowo, a złamię ci kark- zagroziłam chłopakowi, wciąż biegnąc podczas gdy chłopak z ironicznym uśmiechem jechał i patrzył na nasze zmagania
-Zaspałyście?- spytał
-A jak myślisz?- odpowiedziałam
-Stawajcie na schodku, podwiozę was

Nie wiem czy legalne jest jechać ulicą, stać na schodku samochodu i trzymać  się dachu auta, ale nie zastanawiałyśmy się nad tym.

Chłopak jechał dość szybko, a my z całych sił trzymałyśmy się tego dachu, żeby nie wypaść. Wiatr wiał nam we włosy i czułyśmy się jak mafiozki, uciekające po udane akcji.

Czuć a wyglądać to zupełnie dwa inne aspekty, bo kiedy dojechaliśmy na parking i spojrzałam na swoje odbicie w oknie samochodu, wyglądałam jak potargany lew.

Trudno, ważne że dotarłyśmy i są tylko dwie minuty po dzwonku.

-Ratujesz nam życie- powiedziałam
-Jesteśmy twoimi dłużniczkami Will- dodała Loren
-Wiem- powiedział chłopak- biegiem do klasy- zażartował, puścił nam oczko i odjechał

Dlaczego on odjechał? Nie chodzi do tego liceum? A może ma na późniejszą godzinę? Może uciekł z lekcji? Nie, ma za grzeczną twarz.

Wybiegłyśmy do szkoły i zobaczyłyśmy zamykające się drzwi klasy, w której miałyśmy mieć lekcje. Wręcz rzucając się na nie, weszłyśmy do środka. Nikt jeszcze nie był rozpakowany i w klasie panował chaos, więc niezauważalnie przecisnęłyśmy się przez ławki i zajęłyśmy miejsce w czwartym rzędzie. Nikt niczego nie dostrzegł i mogłyśmy w spokoju poprawić włosy.

Hot chocolateWhere stories live. Discover now